poniedziałek, 28 lipca 2014

Chapter 12


Lennon.

Pomimo, że byłam wyśmiewana przez Nia z powodu  kaca, poniedziałek był nudny i nużący. Robienie placków wydawało się niekończące, a ból głowy tylko pogarszał sytuację. Ostatniej nocy mało spałam, co też wcale nie pomagało. Moje oczy płonęły z braku snu. Kręciło mi się w głowie, ale nie tylko od alkoholu.
Nienawidziłam brzmieć, jak jeden z dramatycznych banałów, ale spędziłam cały poranek spoglądając na drzwi wejściowe i czekając na jakikolwiek dzwonek do drzwi. Czekając na księcia, który mógł do mnie przyjść....tak sobie wmawiałam. Mimo moja wewnętrzna podświadomość, wiedziała, że nie było to prawdą.
Moje myśli były rozproszone od czasu ostatniej nocy. Nie mogłam zrozumieć, co się stało, ani dlaczego chciałam, aby to się powtórzyło. To jego tajemnicze zachowanie, intrygowało mnie? Jego irytująca atrakcyjność? Lub jego urocza osoba? Błądzę, wszystkie trzy.
Dom albo nie zauważył, albo nie chciał mówić o zmianie mojej osobowości ostatniej nocy. Ale jestem pewna, że kiedy wódka znalazła się w moich ustach Harry zniknął, tak jak szybko się pojawił, dopiero później, kiedy leżałam w łóżku, odtwarzałam wszystko ponownie w mojej głowie.
Moje ręce były ciężkie z bólu i zmęczone. Ja sama byłam zmęczona z niewyspania i ogólnego zmęczenia z życia. Harry był tylko spontaniczną osóbą w życiu, co tłumaczyłoby, dlaczego trzymał się z daleka od mojego życia. . Budzę się, idę do pracy, wracam i jestem gotowa, aby zrobić to ponownie.
Zaczęłam się zastanawiać, co robił na uczelni.
 Chciałabym mieć wspaniałego  chłopaka, z doskonałym gustem muzycznym i uroczą osobowością? Chciałabym mieć najwyższej klasy staż?  Czy ja i mój współlokator wreszcie się dogadamy? A może, w jakiś sposób wkręci mnie do gangu?
Nie żałowałam wyjścia: zawsze była to jakaś część. Co jeśli byłam tam, by zobaczyć jak moje życie się zmienia? Nie wiem, czy na pewno tam był i nie byłam pewna, co tak naprawdę chciał.  Mogę oskarżyć go o SAD, sezonowe zaburzenia afektywne, których nie zdiagnozowałam, ale chciałam zrzucić winę na coś innego niż żal.
Poniedziałek sparaliżował mój umysł jeszcze bardziej niż zwykle.  Dom'a nie było w domu, dostał jakąś pracę przez jednego z jego kolegów, ku jego niezadowoleniu. Nie przeszkadzał mu pub, tylko ludzie z którymi pracował . Nie winiłam go za to, był jak vulchers na martwym tuszu.
Jasona i Emmy nie było w domu, za co podziękowałam Bogu. Byłam w złym humorze, aby słuchać ich kłótni lub gorzej. Oczywiście nie mógł wyjść z domu, bez zabrania mojego jedzenia. Nie miałam płatków, mleka a nawet chleba. Przeszukałam wszystkie szafki , kichając przy okazji z powodu ogromnej ilości kurzu, jaka się tam znajduje, aż końcu natknęłam się puszkę zupy, która jeszcze nie była przeterminowana. Usiadłam przed telewizorem, oglądając Great British Bake Off, gdzie wykonywali niesamowite ciasta. Fakt, że jadłam zupę przyprawioną soczewicą, mój dobry nastrój zniknął tak szybko, jak się pojawił.
Nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Nigdy nie byłam sama w domu, było cicho i nawet to mi się podobało. Weszłam do pokoju po schodach. Uruchomiłam laptopa, który był podstawą typowego studenta. Dostałam MacBooka przed dostaniem się na uniwersytet; uczciwie mówiąc, laptop nie widzi zbyt często światła dziennego. Obecnie używam go tylko do słuchania muzyki.
Włączyłam jedną ze stacji radiowych i położyłam się na łóżko, patrząc bez celu w sufit. Po dwudziestu minutach, znudziło mi się to. Próbowałam dalej leżeć, gdy laptop grał już czterdziestą piosenkę.
Zjechałam z materaca, spadając na biurko, które było pokryte wszystkim, począwszy od notebooków, ubrań i wiele innych. IPod rozbił się w połowie. Ale to nie była do końca moja wina, albo była. Kiedy tańczyłam w kuchni w pracy, Floyd zaczął skakać i zrzucił go przez przypadek. . Nie był zadowolony z takiego obrotu sprawy i w sumie ja też.
Po przeniesieniu stosów ubrań, które przezwyczajiły się do życia na moim biurku i krześle, wreszczie wyciągłam notes z mojej torby, które niedawno używałam. Udało mi sie zapamiętać dzie je położyłam.
Pierwsz strona zapełniona była grzymołami, zresztą pierwsze dziesięć stron byłe wypełnione rysunkami i szkicami, które zrobiłam. Były to głównie znaki, które stworzyłam. Rysowałam je z pamięci więc niektóre z nich wyglądały dziwne lub były niedokończone.
Prezjrzałam wszytsko, lądując na ostatniej stronie. Rzeczywiście wszytsko było wypełmnione rysunkami. Wzysto o Harrym. Niektóre są naprawdę niepokojące i przerażające. Zauważyłam, że za każdym razem szkice były bardziej intensywne, jakbym za każdym razem poznawął go lepiej. Te mocniejsze linie, było odważniejsze, ciemniejsze, rysowałam je kiedy byłam zła, zła na niego.
Otworzyłam czystą stronę i zrobiłam to, co robię najlepiej, pisałam, bo nikt inny nie mógł zobaczyć tego oprócz mnie.
Wtorek nie różnił się niczym od poniedziałku. Zaczęłam tworzyć dziwne fantazje w mojej głowie, jak ugniatałam ciasta a następnie je mroziłam. Połowę czasu wyobrażałam sobie smukłą, wysoką, pięknej urody osobę Harry'ego, przez którego miałam bez przerwy ślinotok. A potem przerzuciłam się do rzeczywistości i uświadomiłam sobie, jak dziwna jestem. Jedyną różnicą, było to, że Floyd był bardziej zestresowany niż zwykle. To była ''dostawa'' dnia, a nie pieczywa.
Środa była spokojna. Nic ciekawego się nie wydarzyło. Oglądałam nową serię amerykańskiego horroru'' przed snem, który był atrakcją moich ostatnich nocy.
Czwartek był najgorętszym dniem tygodnia. Pogoda była okropna, przez ogromny monsun na zewnątrz. Deszcz i wiatr był do nie zniesienia. Byłam cała mokra, kiedy dotarłam do piekarni, więc musiałam stać pół godziny przed piecem, próbując się wysuszyć. Nie było fajnie, ale lepsze to niż nic. Piekarni była niemal pusta, nie było nawet dziesięciu klientów. I wtedy zdałam sobie sprawę, dlaczego Floyd zgodził się na dodatkową działalność.
W piątek rano, alarm ''zapomniał'' się włączyć. Byłam spóźniona, ale musiałam wziąść prysznic. Opłukałam twarz, starając się obudzić. Muszę się obudzić, pomyślałam chlapiąc się dalej. Schodząc wolnym krokiem na dół, spojrzałam na stół, na którym stała kawa i miska zbożowych płatków. Pamiętałam, aby je kupić. Nie miałam dużo mleka, więc moja kawa była czarna, a płatki suche.
Usiadłam na łóżku, obserwując poranną prognozę pogody na moim laptopie. W tym czasie szykowałam się do pracy a moje włosy były prawie suche, na szczęście.
Sprawdziłam twarz i skrzywiłam się widząc, ze powinnam być w pracy 45 minut temu. Bardzo zdziwił mnie brak kontaktu ze strony Floyd'a. Jedyną rzeczą jaką nienawidził bardziej niż spalonego chleba, było spóźnialstwo. Wzruszyłam ramionami na brak wiadomości i zabrałam się za ubierania płaszcza i butów, chwyciłam parasol, kiedy wychodziłam z pokoju.
Upewniłam się, że nie nadepnęłam na szczelinę w schodach, by obudzić Emmę i Jasona, który obudził mnie, kiedy wlazł do domu kompletnie pijany wcześnie rano. Miałam nadzieję, że jego kac będzie dziesięć razy gorszy niż się spodziewał. Karma naprawdę jest suką i widocznie tak było.

Ruszałam moją głową w rytm muzyki, grającą przez słuchawki, gdy siedziałam na ławce uczestnicząc w moim ulubionym hobby; oglądania osób. Jakieś małe dziecko przyjrzało mi się przez chwile a następnie zwróciło się do rodzica.
"Mamo, dlaczego ta dziewczyna patrzyła na tego człowieka?''
Czułam się dziwnie pod spojrzeniem tych osób.
Na szczęście nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Przestało padać a ja jak głupia siedziałam w płaszczu, nie mówiąc już o parasolu.
Przeszłam drogę od stacji metra do piekarni. Jakieś dziecko zachowywało się zupełnie jak nie dziecko. Myślę, że jest jednym z tych zbuntowanych. Minęła godzina odkąd nie ma mnie w piekarni.
Stałam na zewnątrz piekarni, nie rozumiejąc dlaczego wszystkie światła były wyłączone, dopóki nie dostrzegłam tabliczki z napisem ''zamknięte''. Drzwi nadal były zamknięte. Spojrzałam na zegarek, było już po dziesiątej, a piekarnia nie jest otwarta? Sprawdziłam mój telefon, nadal nic. Byłam zakłopotana, nie wiedząc, co zrobić. Nie przypominam sobie, żeby Floyd albo Nia mówili, że dzisiaj jest zamknięte. Wejrzałam prez szybę i zauważyłam jak ktoś przeszedł z kuchni do pokoju. Wyglądał znajomo, więc wzięłam go za Floyd'a. Zaczęłam pukać do drzwi, ale nie uzyskałam żadnej odpowiedzi, zaczęłam odczuwać paranoję.
Rozejrzałam się, wszystko wyglądało normalnie. Podjęłam decyzję, że muszę zobaczyć, co się dzieje, więc zaczęłam grzebać w torebce, w celu znalezienia kluczy. Drzwi otworzyły się z łatwością.
-Halo? - Zawołałam. Bez odpowiedzi.
-Floyd?
Nic.
-Nia?
Nic. Ponownie.
Jedyną dziwną rzeczą był zapach, który nie był przyjemny ale znajomy. Miałam motyle w brzuchu, uczucie zdenerwowania, ale takie, kiedy wiesz, dlaczego jesteś zdenerwowany, ale także straszne uczucie, nie wiedząc dlaczego. Byłam przerażona i niespokojna.
Mój wewnętrzny instynkt kazał mi, jak najdalej uciekać z tego miejsca. Ale musiałam wiedzieć, co się dzieje, albo będę miała później nawał pytań w mojej głowie.
Wbrew mojemu instynktowi powoli i cicho zamknęłam drzwi, kierując się w stronę kuchni. Szłam na palcach, nie wiedząc dlaczego. Mam być cicho? Mam się ukrywać? Uklękłam i wyjrzałam na korytarz. Biuro Floyd'a było zamknięte a światło zgaszone. W kuchni było także ciemno, ale wiedziałam, że nie jestem sama. Usłyszałam oddech. Ktoś nie oddychał głośno ani ciężko. Ktokolwiek to był, był blisko mnie.
Wstrzymałam oddech, kiedy wszedł w poprzek kuchni. Przeklęłam fakt, że włącznik światła był na środku pokoju. Przepełzam przez kuchnię, aż udało mi się znaleźć drogę do przełącznika. Miałam wrócić, kiedy zapaliłam światło.
Zobaczyłam go, kiedy obrócił się na piętach i prawie zemdlał, widząc mnie. Moje nogi były zalane krwią. Serce biło mi tak szybko, czułam, jak krew pędzi do mojej głowy. Kiedy pomyślałam o krwi, poczułam jak natychmiast robię się blada. Odwróciłam się w stronę kuchni, krzycząc przeraźliwie, widząc, co było po drugiej stronie. Moje ręce zaczęły drżeć niekontrolowanie. Łzy były tak nierealne, jakby ktoś zaczął mnie podpalać.
Dopiero, kiedy usłyszałam kroki, przestałam krzyczeć i spojrzałam w kierunku drzwi. Zdrętwiałam, kiedy obcy człowiek stanął w drzwiach, chwytając zakrwawiony nóż a drugą dłonią wcelował pistoletem w moją głowę.

WAŻNE !

 >>> 25 komentarzy = Następny rozdział <<<



ASK 
- twitter #DecodeFF
- przypominam o wpisywaniu się w zakładkę "Informowani" 
- po prawo możecie zobaczyć ankietę, mam prośbę, aby każdy kto czyta tego bloga oddał głos, gdyż chciałabym zobaczyć ile osób tutaj zagląda i CZYTA :)

CZYTASZ = KOMENTUJESZ :))

wtorek, 22 lipca 2014

Chapter 11

   

 Lennon.

Nie mogłam wstać i powiedzieć, że spałam spokojnie, bo nie mogłam. Obudziłam się kilka razy a moje serce biło tak mocno, że słyszałam je aż w uszach. Moje czoło było całe przepocone, a ręce całkowicie wilgotne. Nigdy nie miałam koszmarów, aż do ostatniej nocy. Doszłam do tego punktu, kiedy musiałam opuścić łóżko i wpaść do łazienki jak chora. Nie atrakcyjny, ale szczęśliwy Harry spał w najlepsze, nawet nie drgnął.Szczęśliwa cipa. 
Nie mogłam złożyć wszystkiego w kupę i wskazać dokładne powody, dlaczego takie przerażające sny pojawiają się w mojej głowie. To nie były żadne retrospekcje i nie były oparte na niczym, co się stało. Pierwszym koszmarem było to, kiedy zostałam przywiązana do krzesła w laboratorium, a nade mną stał szalony naukowiec, wbijając igły w moją skórę. Drugim razem tonęłam na środku Pacyfiku, jedno z moich najgorszych obaw. Rano obudziłam się cała roztrzęsiona, zwrócona w stronę Harry'ego, który obejmował mnie kurczowo ramionami. Ale nie mogłam, ponieważ nie podobało mi się to wcale. A w rzeczywistości obudziła mnie całkowicie inna sytuacja. Moje ciało zwisało w połowie z łóżka, natomiast Harry był rozwalony, jak rozgwiazda. Harry Styles obecnie znany jako kołderkowa rozdrabniarka. Przemieściłam się tak, że mogłam podciągnąć się w górę, zanim upadłabym na podłogę. Oczy Harry'ego nadal pozostawały zamknięte, ale jego oddech stał się mniej słyszalny niż jego wcześniejsze pomruki, dlatego stwierdziłam, że nie śpi, lub co najmniej jest świadomy w pewnym stopniu.
-Nie kazałem ci wyjść wczoraj wieczorem? - wymamrotał, ciągle nie otwierając oczu. Jego poranny głos nie był miły, był inny, nie ten łagodny jak często mniema. Patrzyłam z niedowierzaniem na chłopaka leżącego obok mnie. Siedziałam prosto, mrużąc oczy.
-Zrobiłeś dokładnie na odwrót.
Jego oczy zaczęły otwierać się powoli, z ust wypuścił małe ''o'', do którego dopowiedział ''Och'', sarkastycznie.
Znam lepszy sposób.
Rozglądnął się po całym pokoju, kiedy jego wzrok spoczął na mnie. Jego loki były potargane. Koszmar czas zacząć.
-Nie jestem przyzwyczajony do dziewczyn, które nadal są tu rano - ziewnął w połowie. Ściągnął z siebie kołdrę i ruszył przez pokój. Jego kroki były szybkie, kiedy szedł do kuchni. Oczywiście były nieskazitelne.
-Naprawdę mieszkasz tu tylko dlatego, by sprowadzać dziewczyny? - zażartowałam bezmyślnie, jak siedzieliśmy w kuchni, kiedy zaczął gotować się czajnik. Odwrócił się, opierając się o kuchenkę.
-Jest tu nawet czysto - doszłam do wniosku.
-Co jest złego w tym, że jest tu czysto?
-To sprawia, że jest tu tak martwo, jakbyś był bez życia.
-Lubię wiedzieć, gdzie wszystko jest. Nie mogę tego wiedzieć, kiedy wszędzie będzie syf, prawda?
Przymknęłam oczy na jego rozdrażniony ton. Notka dla siebie (nie jest mi to potrzebne, ale jest to wystąpienie) Harry nie jest rannym ptaszkiem.
-Nie jesteś rannym ptaszkiem, prawda?
-Jestem tą samą osoba o dowolnej porze dnia, po prostu nie doceniam męczące kwestionowanie małej dziewczynki o czystości.
Nie wzięłam to jako obrazy, częściowo dlatego, ze była to tylko i wyłącznie zabawa, a on był zbyt łatwy. Wymamrotałam pod nosem ''naprawdę nie jest rannym ptaszkiem'' , a ja jestem pewna, że to usłyszał, ale mimo to uśmiechnęłam się.
-Pij tą herbatę i zabieram cię do domu. Wzięłam od niego szklankę i pociągnęłam duży łyk. Zmrużyłam oczy, kiedy usiadł plecami do mnie. Wyglądał nieco nieswojo pod moim spojrzeniem, które było interesujące. Gapiłam się na niego, zastanawiając się jak długo jeszcze wytrzyma, aż wreszcie się złamał. Westchnął ciężko, odchylając się do tyłu na krześle a jego brwi uniosły się w zakłopotaniu.
-Co?
-Skąd wiesz jaką piję herbatę?- spytałam intrygująco.
Uwielbiam mocną herbatę, z odrobiną mleka i szczyptą cukru, która daje niezłego kopa. Jest perfekcyjna a ja nie lubię zwykłej herbaty, jest za mdła.
-Nie wiem.
-Och.
-Zrobiłem taką, jaką ja lubię.
Cisza wisiała nad nami, jak mgła. Nie byłam pewna, co powinnam powiedzieć i zrobić, więc dopiłam herbatę i wróciłam do sypialni, gdzie zamknęłam się w łazience, zmieniając ubrania. Sukienka była nieco wilgotna, ale nie byłam w stanie jej założyć. Nawet nie miałam zamiaru ubierać szpilek. Nie ulega wątpliwości, że byłby to wstyd, gdybym wyszła w tym do ludzi. Wkrótce po tym wciskałam moje stopy w szpilki. Powstrzymywałam grymas na mojej twarzy, ale było ciężko. Położyłam ubrania Harry'ego, które mi pożyczył w schludny stosik na brzegu łóżka. Harry czekał na mnie od chwili, kiedy znikłam w łazience.
Udałam się za nim do samochodu, kiedy otwierał drzwi od strony pasażera. Wsiadłam niezgrabnie, próbując nie uderzyć się w głowę. Nawet nie zauważyłam, że była dopiero 8 rano,dopóki nie spojrzałam na deskę rozdzielczą. Kiedy stanęliśmy w korku spojrzałam na Harrey'ego, który ciągle milczał. W rzeczywistości , cały czas był cichy. Nie znam go bardzo dobrze, ale wcześniej wydał się bardziej rozmowny.
Pośpiesznie zagryzłam wargi na ustach.
-Więc jestem już bezpieczna. James nie będzie mnie teraz szukał? - zadałam pytanie, które męczyło mnie pół dnia i nocy. Spojrzał na mnie sceptycznie, kiedy zaczęłam panikować. Zbladł całkowicie, a ja zaczęłam czuć  jak krew pulsuje w mojej głowie.
-Będę się nim opiekować.
-Mam nadzieję, że nie masz na myśli zabijania go.
-Podobało ci się to, co chciał z tobą zrobić?
-On chciał mnie zabić? - krzyknęłam nieznacznie i zbytecznie.
Zakładam, że chce wymusić ode mnie, co stało się wtedy na ulicy. Ale nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że chciał mnie zabić.
-On myśli, że pracujesz dla nas. Gdyby tylko dał radę, zaczął by cię torturować, a na końcu zabiłby cię. Nie może pozwolić na to, że zaczniesz plotkować na ich temat.
-Dlaczego on myślał, że pracuje dla was?
-To jest dobre pytanie. Nie jestem w stanie na nie odpowiedzieć, ale wierzę, że nie będzie więcej sprawiał kłopotów.
Wzdrygnęłam się na jego złowieszczy ton. Nie sądzę, że zdawał sobie z tego sprawę, jak niebezpiecznie zabrzmiał. Spojrzał krótko na mnie, przed ponownym włączeniem się do ruchu drogowego.
Wkrótce zatrzymaliśmy się przed moim mieszkaniem i mogłam pozwolić sobie na krótkie westchnięcie ulgi w pewnym stopniu. Spojrzałam w górę na budynek. Nie było niczego podejrzanego, co mogłoby mnie tu zatrzymać przed Jamsem. Stąpałam po zbyt cienkim lodzie.
-Teren został sprawdzony. Nie ma go tutaj.
Odpowiedział na jedno z szczegółowych pytań, zanim zdążyłam je zadać. Skinęłam głową, przełykając ślinę.
-Ja um - mruknęłam, nie do końca wiedząc jak mu podziękować - Dzięki za wczoraj.
-Następnym razem, kiedy masz iść na randkę, upewnij się, że nie jest to gość z konkurencyjnego gangu, który chce mieć twoją głowę na talerzu.
-Ile jest tu gangów? Kim oni są?
Podeszłam do drzwi kierowcy, gdzie miał otwarte okno, czekając na odpowiedź.
-Wiesz już za dużo, więc przestań zadawać tyle pytań.
-To nie moja wina.
-Żegnaj Lennon, dbaj tym razem o siebie.
-Potrafię dbać o siebie. Może powinieneś powiedzieć to do siebie, Panie Big Bad.
-Jestem bardziej ostrożny niż ty. Żegnaj Lennon.
Dzięki, że pojechałeś bez słowa. Pobiegłam po schodach, otwierając drzwi wejściowe. Ściągnęłam buty, rzucając je gdzieś w kąt. Odetchnęłam z ulgą, kiedy moje stopy uwolniły się od wilgotnych podeszwy.
Dom stał na korytarzu, a jego oczy błyszczały z radości. Nie chciałam odpowiadać na jego pytania. Mógł myśleć, co chce, bo nie byłam w dobrym nastawieniu, aby opowiedzieć mu całą prawdę, nie mówiąc już o tym, że skarcił mnie za to, że spałam u kogoś innego.
Po mojej bezsennej nocy, przespałam resztę dnia. Nie obudziłam się wcale, nawet po to by coś zjeść, czy skorzystać z toalety. A jednak w jakiś sposób, gdy Dom wpadł z impentem do mojego pokoju, nadal byłam zmęczona.
-Chciałbym zrobić jakiś dowcip o tym, jakim jesteś wrakiem człowieka po ostatniej nocy, ale dam ci spokój, przynajmniej teraz.
-Dzięki - mruknęłam sarkastycznie, ziewając głośno. Chociaż dźwięki mojego ziewania zostały zablokowane przez krzyki i śmiech Jasona i Emmy, którzy myśleli, że jest to odpowiedni moment, żeby wrócić do domu. Dom zamknął drzwi, aby przynajmniej zablokować niektóre dźwięki wydawane przez tą dwójkę.
-Teraz wiem, że wyszłaś w nocy, co jest swego rodzaju cudem, skoro ty nigdy nie opuściłaś pracy.
-Niegrzeczna.
-Ale to prawda. I wiem, że jutro masz pracę...
-Dlaczego mam wrażenie, że masz zamiar zmusić mnie do zrobienia czegoś, czego nie chcę, racja?
-Znasz mnie, aż za dobrze. No wiesz, otwierają nowy klub w Westminster.
-Westminster? Od kiedy istnieją kluby w Westminster?
-Dokładnie! - On dosłownie krzyczał. - Nie ma żadnych, więc mam taką jedną, wielką sprawę
-Chcesz, żebym poszła tam z tobą? - skinął głową - Ale to jest tak daleko.
-Proszę? - Błagał. - Nie mam z kim tam iść. Zapłacę za wszystko. A nawet zrobię ci śniadnaie przed pracą. Proszę?
-Naleśniki?
-Drizzled z cytryną i cukrem.
-Hm. - Zastanawiałam się przez chwilę. Minęło trochę czasu, odkąd imprezował. - Jeśli klub dopiero otwierają, to co drugi nastolatek w mieście będzie o tym wiedział? Kolejka będzie ogromna.
-Wiem. - Uśmiechnął się boleśnie. - Na szczęście, jesteśmy na liście gości.
-Oh my, my jesteśmy? - Uniosłam brwi.
-Tak. Słyszałem o tym już tydzien temu. Zorganizowałem to szybko i voila, jesteśmy na liście. Więc nie możesz powiedzieć ''nie'' teraz.
-Ten plan był od początku?
-Oczywiście. I teraz masz szansę założyć tę sukienkę, która jest cała zakurzona w szafie.
Posłałam mu dziwny, zmieszany wzrok, kiedy to powiedział .
-Nie myśl, że nie wiem, co kryje się w tylnej części twojej szafy. Czerwony kolor, leży na tobie pięknie.
Przewróciłam oczami ku jego irytacji.
-Kiedy jedziemy?
-Za kilka godzin - powiedział idąc w kierunku drzwi.
-Dobrze. - Odpowiedziałam, tonąc w stosie moich poduszek.
-To nie oznacza, że możesz z powrotem iść spać.
Ale jednak zamknął cicho drzwi. Zamknęłam oczy tylko na kilka sekund, zanim ogarnęła mnie senność.
Dokładnie cztery i pół godziny później znalazłam się na tyłach taksówki. Również byłam wyrozumiała dla moich stóp - dla osób, które nas mijały, mogły wydawać się zbyt subtelne. Może nie były ładne, ale faktycznie były dość wyzywające. Trochę zaszalałam, czego nie robię często. Ale były od Jeffrey Camybells i nie mogłam ich nie kupić. Dokładnie dopasowałam je do sukienki, ale było zbyt ciemno, by ktokolwiek mógł zobaczyć, jak wyglądam. Kolejka była ogromna, a ja zadrżałam czując chłodne powietrze. Dom zaprowadził nas do strefy VIP, która ledwo istniała. Trzymałam nasze wejściówki, które zostały sprawdzone, a następnie zaznaczyli krzyżyki przy naszych nazwiskach. Jakiś facet zaprowadził nas do środka. Muzyka grała głośno tak, że prawie straciłam słuch, i to jest to całe imprezowanie? Typowy plan dla większości klubów, żeby znaleźć osoby takie jak ty a następnie upić do nieprzytomności.
 -Pijesz? - Zaoferował Dom, torując sobie drogę do baru, którą blokowali główne nastolatki. Dom zamówił kolejkę szotów i kilka jager bombs. Piliśmy jednocześnie szoty i jager bombs w tym samym czasie. Nie jadłam nic wcześniej, więc alkohol szybko uderzył mi do głowy, powodując stan lekkiego upojenia. Zdecydowałam, że wspaniałym pomysłem będzie wypicie glug'a. Miał słodkawy smak, co spowodowało grymas na mojej twarzy.
 -Jezu, co to jest?
 -Coś w rodzaju Karaibowych koktajli. Wódka, Malibu z cytryną, tak sądzę - Dom wrzasnął ponad muzyką.
 -Smakuje, jak gówno - odpowiedziałam, ale piłam dalej. Nie mogłam pozwolić sobie, żeby alkohol, który mam praktycznie za darmo, mógł się zmarnować. Dom zaczął prowadzić nas w stronę parkietu, kiedy wypiliśmy ostatnie kieliszki, niebieskiej obrzydliwej cieczy. Parkiet zawalony był ludźmi, którzy skakali i ocierali się o siebie w nieprzyjemny sposób. Dotarliśmy na sam środek, gdzie dołączyliśmy do pijanych ludzi. To nie tak, że nie cieszę się z dzisiejszego wyjścia, ale robiłam to prawie co noc, kiedy studiowałam. Każdy klub, który był blisko mojego akademika, był stary, a alkohol schodził po śmiesznych cenach. Jednak ten klub był inny. Miał wszystko. Maszynę dymiącą, DJ, który faktycznie wiedział, co robi i przyzwoitych barmanów, ale szkoda, że klub znajduje się po drugiej stronie miasta. Po godzinie a może nawet dwóch, Dom i ja ponownie znaleźliśmy się obok baru. Wiedziałam, że za szybko wypił wódkę, bo prawie wypluł całą zawartość z powrotem. Nadeszła kolej na tequilę, która nie trzyma się dobrze w moim żołądku. W tej chwili, czułam się znakomicie. Byłam w takim stanie, że uznawałam wiele rzeczy za zabawne, i miałam taki uśmiech, który może tylko spowodować poważny ból twarzy. Po strąceniu jednego kieliszka, przeprosiłam Dom'a, idąc w kierunku toalety. W moich ogromnych szpilkach, nie było trudno ją zauważyć. Droga do łazienki wiodła przez schody, które były pokryte aksamitnym czerwonym dywanem. Trzymałam się kurczowo obręczy, kiedy powoli stawiałam kroki. Ostrożnie przeszłam przez korytarz, spotykając innych imprezowiczów po drodze. Odwzajemniłam uśmiech kilu chłopakom, którzy zaszczycili mnie swoim uśmiechem. Chociaż prawdopodobnie i tak nie byli mną zainteresowani. Po skorzystaniu z toalety, umyłam ręce, sprawdzając przy okazji, czy makijaż jest na swoim miejscu. Moje oczy pandy nigdy nie wyglądały atrakcyjne. Nie byłam tu po to, aby znaleźć przypadkową osobę w celu urządzenia sobie małej przygody w moim łóżku. Poprawiłam trochę makijaż, w celu uniknięcia złośliwych komentarzy ze strony innych dziewczyn. Pijane są zawsze najgorsze, a zazwyczaj są brutalne i szczere do bólu. Zanim opuściłam łazienkę, usłyszałam coś ciekawego. Upewniłam się, że nikt nie patrzy, kiedy podkradłam się niezgrabnie do jednego z kąta, dzięki czemu, mogłam usłyszeć o czym ktoś rozmawia. Nie wiem, co mnie podkusiło, może dlatego, że jest to coś nielegalnego, a ja mogę temu zapobiec i stać się bohaterem? Prawdopodobnie nie, po prostu jestem zbyt wścibska.
-Dobra, poważnie wyłaź z tego, albo ja to zrobię. Wyprostowałam się jak struna, rozpoznając głos. Chichocząca dziewczyna była najwyraźniej pijana albo udawała. Albo była zbyt głupia, oddając się w ręce takiej osoby.
 -No chodź! Będziemy się świetnie bawić! Mogę umieścić moje nogi za głowę, chcesz zobaczyć?
 Ugryzłam się w język, próbując powstrzymać śmiech, ale byłam zbyt zdesperowana, aby opuścić to miejsce.
 -Przepraszam - zakaszlałam, ujawniając swoją obecność. Alkohol w moim organizmie zaczął mnie opuszczać, czując jak robię się bardziej wrażliwa.
 -Lennon? - Zapytał Harry, odsuwając dziewczynę od siebie.
 -Kim ty jesteś? - Splunęła z obrzydzeniem dziewczyna, czując nienawiść w jej głosie. -Jego - zastanawiałam się, co miałam powiedzieć, mój mózg zrobił to za mnie.
- Jestem jego dziewczyną i byłabym wdzięczna gdybyś nie rzucała się na niego. I na pewno nie chce zobaczyć twoich nóg za twoją głową.
-Dziwka.
-Jesteś po prostu zazdrosna, bo to nie ty siedzisz na jego kutasie. Dobra, alkohol zdecydowanie wrócił, bo trzeźwa Lennon nigdy by tego nie powiedziała.
 -Myślę, że powinnaś już iść - powiedział do dziewczyny. Oboje obserwowaliśmy, jak w połowie drogi przewraca się o własne nogi, starałam się nie śmiać, ale cóż nie udało się. Tak szybko, jak znikła natychmiast spojrzeliśmy na siebie.
-Co to było? - Roześmiał się w połowie, opierając o ścianę. -Ratowałam ci życie. -Nie, nie uratowałaś mojego życia.
 -Uratowałam cię od spędzenia nocy z panną bendy wendy.
-Że dziewczyna? Nie zdawałem sobie z tego sprawy. Byłoby miły, gdybyś mnie zawiadomiła o tym. Zażartował, kiedy uderzyłam go w tors.
 -Marzenie ściętej głowy. -Uśmiechnęłam się. - No cóż, myślę, że powinnam wracać do Dom'a, pewnie się zamartwia.
-Nie chcesz abym ci podziękował? - Zapytał kusząco spokojnym tonem.
 -Zwykłe dziękuję wystarczy - uśmiechnęłam się, spoglądając na wyjście. Jego nogi nagle ugięły się, aż zawył z bólu, chwytając się za kostki.
-Cholera jasna. Dlaczego masz buty pokryte kolcami? Wrzasnął, patrząc na moje buty.
 -Może dla takiego Big Bad Boy'a, który przytrzymuje mnie w kącie - odpowiedziałam, sugerując naszą sytuację. Uśmiechnął się z wyższością, ale nie takiej reakcji się spodziewałam.
 -Teraz mogę ci podziękować?
 -Mówiłam, że zwykłe dziękuje wys- Nie skończyłam zdania. Jego usta naparły z impentem na moje. Nie zareagowałam. Moje oczy były szeroko otwarte, dopóki nie zauważyłam, że jego były całkowicie zamknięte. Jego zęby delikatnie zatopiły się w mojej wardze. Mocno zamknęłam oczy. Z ust wypuściłam jęki przyjemności, które najwyraźniej dały mu do zrozumienia, aby kontynuował. Jego usta ponownie znalazły się na moich, a ręce błądziły po całym ciele. Bez wahanie pociągnęłam go za włosy, przyciągając mocniej do siebie. Jego wargi były tak cudownie miękkie, dopóki to uczucie nie stało się bardziej intensywne. Przycisnął mnie mocno do siebie tak, że nie było żadnego wolnego miejsca pomiędzy nami. Ujął mój policzek, jeżdżąc po nim kciukiem. Moja druga ręka przemieściła się na jego kark, zatapiając w nim palce. Mały jęk opuścił jego usta, zadowolony z moich działań. Nasze usta zwolniły, ale dalej były ze sobą złączone, aż całkowicie się zatrzymały. Nie miał zamiaru się odsunąć, ale ja także. Oboje otworzyliśmy oczy, jednocześnie nie odrywając ust od siebie. Bez ostrzeżenia przegryzł moją wargę i pocałował lekko w usta, odchodząc po chwili bez słowa. Nie mogłam zrozumieć, co właściwie przed chwilą się stało. Jego głębokie spojrzenie i miękkie usta raniły mój umysł. Następną rzeczą jaką zrobiłam po obudzeniu się z transu, był powrót do Dom'a i podświadomie do Harry'ego, ale nie było go nigdzie widać w zasięgu mojego wzroku.
-Już myślałem, że suszarka do rąk cię wessała. Podskoczyłam, kiedy Dom pojawił się za moimi plecami. - Wszystko w porządku?
 -Tak w porządku, to co? Pijemy?
 -Podoba mi się twój tok myślenia.

Nareszcie jest oczekiwany rozdział jejku. Ten rozdział przetłumaczyła koleżanka (wspomniałam we wczesniejszym poście) ♥ 
Czytajcie polecajcie bloga innym i do zobaczenia wkrótce :)
Dziaj wgl jest święto Directioners!!! Ci chłopcy skradli mi serce 4 lata temu ♥ nie moge w to uwierzyć jak szybko płynie czas.



WAŻNE !

 >>> 20 komentarzy = Następny rozdział <<<


ASK 
- twitter #DecodeFF
- przypominam o wpisywaniu się w zakładkę "Informowani" 
- po prawo możecie zobaczyć ankietę, mam prośbę, aby każdy kto czyta tego bloga oddał głos, gdyż chciałabym zobaczyć ile osób tutaj zagląda i CZYTA :)

CZYTASZ = KOMENTUJESZ :))

poniedziałek, 21 lipca 2014

Dobra wiadomość

* KOTKI MOJE KOCHANE *
więc mam dla was miłą wiadomość
*
*
*
*
Jak myślicie???
Hmmm??
*
*
*
*
Już w środę pojawi sie 11 rozdział "Decode"
Mam nadzieję że się cieszycię
Przetłumaczyła go cudowna " Twitter " (follow dla niej!) ♥
Jejku ♥♥♥
Tłumaczenie jednak nie zawieszam mam nadzieję że bedziecie tu zaglądać
Mam do was taką prośbę moglibyście udostepniać ten blog na swoich tt bo mnie koleżanki znalazły i nie chcę żeby zaglądały tutaj .
To taka moja mała prośba + obserwujcie mnie na tt @ohmyJustinek 

ASK
- twitter #DecodeFF 
- przypominam o wpisywaniu się w zakładkę "Informowani" 
- po prawo możecie zobaczyć ankietę, mam prośbę, aby każdy kto czyta tego bloga oddał głos, gdyż chciałabym zobaczyć ile osób tutaj zagląda i CZYTA :)

***
Do zobaczenia
Olivia