poniedziałek, 28 lipca 2014

Chapter 12


Lennon.

Pomimo, że byłam wyśmiewana przez Nia z powodu  kaca, poniedziałek był nudny i nużący. Robienie placków wydawało się niekończące, a ból głowy tylko pogarszał sytuację. Ostatniej nocy mało spałam, co też wcale nie pomagało. Moje oczy płonęły z braku snu. Kręciło mi się w głowie, ale nie tylko od alkoholu.
Nienawidziłam brzmieć, jak jeden z dramatycznych banałów, ale spędziłam cały poranek spoglądając na drzwi wejściowe i czekając na jakikolwiek dzwonek do drzwi. Czekając na księcia, który mógł do mnie przyjść....tak sobie wmawiałam. Mimo moja wewnętrzna podświadomość, wiedziała, że nie było to prawdą.
Moje myśli były rozproszone od czasu ostatniej nocy. Nie mogłam zrozumieć, co się stało, ani dlaczego chciałam, aby to się powtórzyło. To jego tajemnicze zachowanie, intrygowało mnie? Jego irytująca atrakcyjność? Lub jego urocza osoba? Błądzę, wszystkie trzy.
Dom albo nie zauważył, albo nie chciał mówić o zmianie mojej osobowości ostatniej nocy. Ale jestem pewna, że kiedy wódka znalazła się w moich ustach Harry zniknął, tak jak szybko się pojawił, dopiero później, kiedy leżałam w łóżku, odtwarzałam wszystko ponownie w mojej głowie.
Moje ręce były ciężkie z bólu i zmęczone. Ja sama byłam zmęczona z niewyspania i ogólnego zmęczenia z życia. Harry był tylko spontaniczną osóbą w życiu, co tłumaczyłoby, dlaczego trzymał się z daleka od mojego życia. . Budzę się, idę do pracy, wracam i jestem gotowa, aby zrobić to ponownie.
Zaczęłam się zastanawiać, co robił na uczelni.
 Chciałabym mieć wspaniałego  chłopaka, z doskonałym gustem muzycznym i uroczą osobowością? Chciałabym mieć najwyższej klasy staż?  Czy ja i mój współlokator wreszcie się dogadamy? A może, w jakiś sposób wkręci mnie do gangu?
Nie żałowałam wyjścia: zawsze była to jakaś część. Co jeśli byłam tam, by zobaczyć jak moje życie się zmienia? Nie wiem, czy na pewno tam był i nie byłam pewna, co tak naprawdę chciał.  Mogę oskarżyć go o SAD, sezonowe zaburzenia afektywne, których nie zdiagnozowałam, ale chciałam zrzucić winę na coś innego niż żal.
Poniedziałek sparaliżował mój umysł jeszcze bardziej niż zwykle.  Dom'a nie było w domu, dostał jakąś pracę przez jednego z jego kolegów, ku jego niezadowoleniu. Nie przeszkadzał mu pub, tylko ludzie z którymi pracował . Nie winiłam go za to, był jak vulchers na martwym tuszu.
Jasona i Emmy nie było w domu, za co podziękowałam Bogu. Byłam w złym humorze, aby słuchać ich kłótni lub gorzej. Oczywiście nie mógł wyjść z domu, bez zabrania mojego jedzenia. Nie miałam płatków, mleka a nawet chleba. Przeszukałam wszystkie szafki , kichając przy okazji z powodu ogromnej ilości kurzu, jaka się tam znajduje, aż końcu natknęłam się puszkę zupy, która jeszcze nie była przeterminowana. Usiadłam przed telewizorem, oglądając Great British Bake Off, gdzie wykonywali niesamowite ciasta. Fakt, że jadłam zupę przyprawioną soczewicą, mój dobry nastrój zniknął tak szybko, jak się pojawił.
Nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Nigdy nie byłam sama w domu, było cicho i nawet to mi się podobało. Weszłam do pokoju po schodach. Uruchomiłam laptopa, który był podstawą typowego studenta. Dostałam MacBooka przed dostaniem się na uniwersytet; uczciwie mówiąc, laptop nie widzi zbyt często światła dziennego. Obecnie używam go tylko do słuchania muzyki.
Włączyłam jedną ze stacji radiowych i położyłam się na łóżko, patrząc bez celu w sufit. Po dwudziestu minutach, znudziło mi się to. Próbowałam dalej leżeć, gdy laptop grał już czterdziestą piosenkę.
Zjechałam z materaca, spadając na biurko, które było pokryte wszystkim, począwszy od notebooków, ubrań i wiele innych. IPod rozbił się w połowie. Ale to nie była do końca moja wina, albo była. Kiedy tańczyłam w kuchni w pracy, Floyd zaczął skakać i zrzucił go przez przypadek. . Nie był zadowolony z takiego obrotu sprawy i w sumie ja też.
Po przeniesieniu stosów ubrań, które przezwyczajiły się do życia na moim biurku i krześle, wreszczie wyciągłam notes z mojej torby, które niedawno używałam. Udało mi sie zapamiętać dzie je położyłam.
Pierwsz strona zapełniona była grzymołami, zresztą pierwsze dziesięć stron byłe wypełnione rysunkami i szkicami, które zrobiłam. Były to głównie znaki, które stworzyłam. Rysowałam je z pamięci więc niektóre z nich wyglądały dziwne lub były niedokończone.
Prezjrzałam wszytsko, lądując na ostatniej stronie. Rzeczywiście wszytsko było wypełmnione rysunkami. Wzysto o Harrym. Niektóre są naprawdę niepokojące i przerażające. Zauważyłam, że za każdym razem szkice były bardziej intensywne, jakbym za każdym razem poznawął go lepiej. Te mocniejsze linie, było odważniejsze, ciemniejsze, rysowałam je kiedy byłam zła, zła na niego.
Otworzyłam czystą stronę i zrobiłam to, co robię najlepiej, pisałam, bo nikt inny nie mógł zobaczyć tego oprócz mnie.
Wtorek nie różnił się niczym od poniedziałku. Zaczęłam tworzyć dziwne fantazje w mojej głowie, jak ugniatałam ciasta a następnie je mroziłam. Połowę czasu wyobrażałam sobie smukłą, wysoką, pięknej urody osobę Harry'ego, przez którego miałam bez przerwy ślinotok. A potem przerzuciłam się do rzeczywistości i uświadomiłam sobie, jak dziwna jestem. Jedyną różnicą, było to, że Floyd był bardziej zestresowany niż zwykle. To była ''dostawa'' dnia, a nie pieczywa.
Środa była spokojna. Nic ciekawego się nie wydarzyło. Oglądałam nową serię amerykańskiego horroru'' przed snem, który był atrakcją moich ostatnich nocy.
Czwartek był najgorętszym dniem tygodnia. Pogoda była okropna, przez ogromny monsun na zewnątrz. Deszcz i wiatr był do nie zniesienia. Byłam cała mokra, kiedy dotarłam do piekarni, więc musiałam stać pół godziny przed piecem, próbując się wysuszyć. Nie było fajnie, ale lepsze to niż nic. Piekarni była niemal pusta, nie było nawet dziesięciu klientów. I wtedy zdałam sobie sprawę, dlaczego Floyd zgodził się na dodatkową działalność.
W piątek rano, alarm ''zapomniał'' się włączyć. Byłam spóźniona, ale musiałam wziąść prysznic. Opłukałam twarz, starając się obudzić. Muszę się obudzić, pomyślałam chlapiąc się dalej. Schodząc wolnym krokiem na dół, spojrzałam na stół, na którym stała kawa i miska zbożowych płatków. Pamiętałam, aby je kupić. Nie miałam dużo mleka, więc moja kawa była czarna, a płatki suche.
Usiadłam na łóżku, obserwując poranną prognozę pogody na moim laptopie. W tym czasie szykowałam się do pracy a moje włosy były prawie suche, na szczęście.
Sprawdziłam twarz i skrzywiłam się widząc, ze powinnam być w pracy 45 minut temu. Bardzo zdziwił mnie brak kontaktu ze strony Floyd'a. Jedyną rzeczą jaką nienawidził bardziej niż spalonego chleba, było spóźnialstwo. Wzruszyłam ramionami na brak wiadomości i zabrałam się za ubierania płaszcza i butów, chwyciłam parasol, kiedy wychodziłam z pokoju.
Upewniłam się, że nie nadepnęłam na szczelinę w schodach, by obudzić Emmę i Jasona, który obudził mnie, kiedy wlazł do domu kompletnie pijany wcześnie rano. Miałam nadzieję, że jego kac będzie dziesięć razy gorszy niż się spodziewał. Karma naprawdę jest suką i widocznie tak było.

Ruszałam moją głową w rytm muzyki, grającą przez słuchawki, gdy siedziałam na ławce uczestnicząc w moim ulubionym hobby; oglądania osób. Jakieś małe dziecko przyjrzało mi się przez chwile a następnie zwróciło się do rodzica.
"Mamo, dlaczego ta dziewczyna patrzyła na tego człowieka?''
Czułam się dziwnie pod spojrzeniem tych osób.
Na szczęście nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Przestało padać a ja jak głupia siedziałam w płaszczu, nie mówiąc już o parasolu.
Przeszłam drogę od stacji metra do piekarni. Jakieś dziecko zachowywało się zupełnie jak nie dziecko. Myślę, że jest jednym z tych zbuntowanych. Minęła godzina odkąd nie ma mnie w piekarni.
Stałam na zewnątrz piekarni, nie rozumiejąc dlaczego wszystkie światła były wyłączone, dopóki nie dostrzegłam tabliczki z napisem ''zamknięte''. Drzwi nadal były zamknięte. Spojrzałam na zegarek, było już po dziesiątej, a piekarnia nie jest otwarta? Sprawdziłam mój telefon, nadal nic. Byłam zakłopotana, nie wiedząc, co zrobić. Nie przypominam sobie, żeby Floyd albo Nia mówili, że dzisiaj jest zamknięte. Wejrzałam prez szybę i zauważyłam jak ktoś przeszedł z kuchni do pokoju. Wyglądał znajomo, więc wzięłam go za Floyd'a. Zaczęłam pukać do drzwi, ale nie uzyskałam żadnej odpowiedzi, zaczęłam odczuwać paranoję.
Rozejrzałam się, wszystko wyglądało normalnie. Podjęłam decyzję, że muszę zobaczyć, co się dzieje, więc zaczęłam grzebać w torebce, w celu znalezienia kluczy. Drzwi otworzyły się z łatwością.
-Halo? - Zawołałam. Bez odpowiedzi.
-Floyd?
Nic.
-Nia?
Nic. Ponownie.
Jedyną dziwną rzeczą był zapach, który nie był przyjemny ale znajomy. Miałam motyle w brzuchu, uczucie zdenerwowania, ale takie, kiedy wiesz, dlaczego jesteś zdenerwowany, ale także straszne uczucie, nie wiedząc dlaczego. Byłam przerażona i niespokojna.
Mój wewnętrzny instynkt kazał mi, jak najdalej uciekać z tego miejsca. Ale musiałam wiedzieć, co się dzieje, albo będę miała później nawał pytań w mojej głowie.
Wbrew mojemu instynktowi powoli i cicho zamknęłam drzwi, kierując się w stronę kuchni. Szłam na palcach, nie wiedząc dlaczego. Mam być cicho? Mam się ukrywać? Uklękłam i wyjrzałam na korytarz. Biuro Floyd'a było zamknięte a światło zgaszone. W kuchni było także ciemno, ale wiedziałam, że nie jestem sama. Usłyszałam oddech. Ktoś nie oddychał głośno ani ciężko. Ktokolwiek to był, był blisko mnie.
Wstrzymałam oddech, kiedy wszedł w poprzek kuchni. Przeklęłam fakt, że włącznik światła był na środku pokoju. Przepełzam przez kuchnię, aż udało mi się znaleźć drogę do przełącznika. Miałam wrócić, kiedy zapaliłam światło.
Zobaczyłam go, kiedy obrócił się na piętach i prawie zemdlał, widząc mnie. Moje nogi były zalane krwią. Serce biło mi tak szybko, czułam, jak krew pędzi do mojej głowy. Kiedy pomyślałam o krwi, poczułam jak natychmiast robię się blada. Odwróciłam się w stronę kuchni, krzycząc przeraźliwie, widząc, co było po drugiej stronie. Moje ręce zaczęły drżeć niekontrolowanie. Łzy były tak nierealne, jakby ktoś zaczął mnie podpalać.
Dopiero, kiedy usłyszałam kroki, przestałam krzyczeć i spojrzałam w kierunku drzwi. Zdrętwiałam, kiedy obcy człowiek stanął w drzwiach, chwytając zakrwawiony nóż a drugą dłonią wcelował pistoletem w moją głowę.

WAŻNE !

 >>> 25 komentarzy = Następny rozdział <<<



ASK 
- twitter #DecodeFF
- przypominam o wpisywaniu się w zakładkę "Informowani" 
- po prawo możecie zobaczyć ankietę, mam prośbę, aby każdy kto czyta tego bloga oddał głos, gdyż chciałabym zobaczyć ile osób tutaj zagląda i CZYTA :)

CZYTASZ = KOMENTUJESZ :))

wtorek, 22 lipca 2014

Chapter 11

   

 Lennon.

Nie mogłam wstać i powiedzieć, że spałam spokojnie, bo nie mogłam. Obudziłam się kilka razy a moje serce biło tak mocno, że słyszałam je aż w uszach. Moje czoło było całe przepocone, a ręce całkowicie wilgotne. Nigdy nie miałam koszmarów, aż do ostatniej nocy. Doszłam do tego punktu, kiedy musiałam opuścić łóżko i wpaść do łazienki jak chora. Nie atrakcyjny, ale szczęśliwy Harry spał w najlepsze, nawet nie drgnął.Szczęśliwa cipa. 
Nie mogłam złożyć wszystkiego w kupę i wskazać dokładne powody, dlaczego takie przerażające sny pojawiają się w mojej głowie. To nie były żadne retrospekcje i nie były oparte na niczym, co się stało. Pierwszym koszmarem było to, kiedy zostałam przywiązana do krzesła w laboratorium, a nade mną stał szalony naukowiec, wbijając igły w moją skórę. Drugim razem tonęłam na środku Pacyfiku, jedno z moich najgorszych obaw. Rano obudziłam się cała roztrzęsiona, zwrócona w stronę Harry'ego, który obejmował mnie kurczowo ramionami. Ale nie mogłam, ponieważ nie podobało mi się to wcale. A w rzeczywistości obudziła mnie całkowicie inna sytuacja. Moje ciało zwisało w połowie z łóżka, natomiast Harry był rozwalony, jak rozgwiazda. Harry Styles obecnie znany jako kołderkowa rozdrabniarka. Przemieściłam się tak, że mogłam podciągnąć się w górę, zanim upadłabym na podłogę. Oczy Harry'ego nadal pozostawały zamknięte, ale jego oddech stał się mniej słyszalny niż jego wcześniejsze pomruki, dlatego stwierdziłam, że nie śpi, lub co najmniej jest świadomy w pewnym stopniu.
-Nie kazałem ci wyjść wczoraj wieczorem? - wymamrotał, ciągle nie otwierając oczu. Jego poranny głos nie był miły, był inny, nie ten łagodny jak często mniema. Patrzyłam z niedowierzaniem na chłopaka leżącego obok mnie. Siedziałam prosto, mrużąc oczy.
-Zrobiłeś dokładnie na odwrót.
Jego oczy zaczęły otwierać się powoli, z ust wypuścił małe ''o'', do którego dopowiedział ''Och'', sarkastycznie.
Znam lepszy sposób.
Rozglądnął się po całym pokoju, kiedy jego wzrok spoczął na mnie. Jego loki były potargane. Koszmar czas zacząć.
-Nie jestem przyzwyczajony do dziewczyn, które nadal są tu rano - ziewnął w połowie. Ściągnął z siebie kołdrę i ruszył przez pokój. Jego kroki były szybkie, kiedy szedł do kuchni. Oczywiście były nieskazitelne.
-Naprawdę mieszkasz tu tylko dlatego, by sprowadzać dziewczyny? - zażartowałam bezmyślnie, jak siedzieliśmy w kuchni, kiedy zaczął gotować się czajnik. Odwrócił się, opierając się o kuchenkę.
-Jest tu nawet czysto - doszłam do wniosku.
-Co jest złego w tym, że jest tu czysto?
-To sprawia, że jest tu tak martwo, jakbyś był bez życia.
-Lubię wiedzieć, gdzie wszystko jest. Nie mogę tego wiedzieć, kiedy wszędzie będzie syf, prawda?
Przymknęłam oczy na jego rozdrażniony ton. Notka dla siebie (nie jest mi to potrzebne, ale jest to wystąpienie) Harry nie jest rannym ptaszkiem.
-Nie jesteś rannym ptaszkiem, prawda?
-Jestem tą samą osoba o dowolnej porze dnia, po prostu nie doceniam męczące kwestionowanie małej dziewczynki o czystości.
Nie wzięłam to jako obrazy, częściowo dlatego, ze była to tylko i wyłącznie zabawa, a on był zbyt łatwy. Wymamrotałam pod nosem ''naprawdę nie jest rannym ptaszkiem'' , a ja jestem pewna, że to usłyszał, ale mimo to uśmiechnęłam się.
-Pij tą herbatę i zabieram cię do domu. Wzięłam od niego szklankę i pociągnęłam duży łyk. Zmrużyłam oczy, kiedy usiadł plecami do mnie. Wyglądał nieco nieswojo pod moim spojrzeniem, które było interesujące. Gapiłam się na niego, zastanawiając się jak długo jeszcze wytrzyma, aż wreszcie się złamał. Westchnął ciężko, odchylając się do tyłu na krześle a jego brwi uniosły się w zakłopotaniu.
-Co?
-Skąd wiesz jaką piję herbatę?- spytałam intrygująco.
Uwielbiam mocną herbatę, z odrobiną mleka i szczyptą cukru, która daje niezłego kopa. Jest perfekcyjna a ja nie lubię zwykłej herbaty, jest za mdła.
-Nie wiem.
-Och.
-Zrobiłem taką, jaką ja lubię.
Cisza wisiała nad nami, jak mgła. Nie byłam pewna, co powinnam powiedzieć i zrobić, więc dopiłam herbatę i wróciłam do sypialni, gdzie zamknęłam się w łazience, zmieniając ubrania. Sukienka była nieco wilgotna, ale nie byłam w stanie jej założyć. Nawet nie miałam zamiaru ubierać szpilek. Nie ulega wątpliwości, że byłby to wstyd, gdybym wyszła w tym do ludzi. Wkrótce po tym wciskałam moje stopy w szpilki. Powstrzymywałam grymas na mojej twarzy, ale było ciężko. Położyłam ubrania Harry'ego, które mi pożyczył w schludny stosik na brzegu łóżka. Harry czekał na mnie od chwili, kiedy znikłam w łazience.
Udałam się za nim do samochodu, kiedy otwierał drzwi od strony pasażera. Wsiadłam niezgrabnie, próbując nie uderzyć się w głowę. Nawet nie zauważyłam, że była dopiero 8 rano,dopóki nie spojrzałam na deskę rozdzielczą. Kiedy stanęliśmy w korku spojrzałam na Harrey'ego, który ciągle milczał. W rzeczywistości , cały czas był cichy. Nie znam go bardzo dobrze, ale wcześniej wydał się bardziej rozmowny.
Pośpiesznie zagryzłam wargi na ustach.
-Więc jestem już bezpieczna. James nie będzie mnie teraz szukał? - zadałam pytanie, które męczyło mnie pół dnia i nocy. Spojrzał na mnie sceptycznie, kiedy zaczęłam panikować. Zbladł całkowicie, a ja zaczęłam czuć  jak krew pulsuje w mojej głowie.
-Będę się nim opiekować.
-Mam nadzieję, że nie masz na myśli zabijania go.
-Podobało ci się to, co chciał z tobą zrobić?
-On chciał mnie zabić? - krzyknęłam nieznacznie i zbytecznie.
Zakładam, że chce wymusić ode mnie, co stało się wtedy na ulicy. Ale nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że chciał mnie zabić.
-On myśli, że pracujesz dla nas. Gdyby tylko dał radę, zaczął by cię torturować, a na końcu zabiłby cię. Nie może pozwolić na to, że zaczniesz plotkować na ich temat.
-Dlaczego on myślał, że pracuje dla was?
-To jest dobre pytanie. Nie jestem w stanie na nie odpowiedzieć, ale wierzę, że nie będzie więcej sprawiał kłopotów.
Wzdrygnęłam się na jego złowieszczy ton. Nie sądzę, że zdawał sobie z tego sprawę, jak niebezpiecznie zabrzmiał. Spojrzał krótko na mnie, przed ponownym włączeniem się do ruchu drogowego.
Wkrótce zatrzymaliśmy się przed moim mieszkaniem i mogłam pozwolić sobie na krótkie westchnięcie ulgi w pewnym stopniu. Spojrzałam w górę na budynek. Nie było niczego podejrzanego, co mogłoby mnie tu zatrzymać przed Jamsem. Stąpałam po zbyt cienkim lodzie.
-Teren został sprawdzony. Nie ma go tutaj.
Odpowiedział na jedno z szczegółowych pytań, zanim zdążyłam je zadać. Skinęłam głową, przełykając ślinę.
-Ja um - mruknęłam, nie do końca wiedząc jak mu podziękować - Dzięki za wczoraj.
-Następnym razem, kiedy masz iść na randkę, upewnij się, że nie jest to gość z konkurencyjnego gangu, który chce mieć twoją głowę na talerzu.
-Ile jest tu gangów? Kim oni są?
Podeszłam do drzwi kierowcy, gdzie miał otwarte okno, czekając na odpowiedź.
-Wiesz już za dużo, więc przestań zadawać tyle pytań.
-To nie moja wina.
-Żegnaj Lennon, dbaj tym razem o siebie.
-Potrafię dbać o siebie. Może powinieneś powiedzieć to do siebie, Panie Big Bad.
-Jestem bardziej ostrożny niż ty. Żegnaj Lennon.
Dzięki, że pojechałeś bez słowa. Pobiegłam po schodach, otwierając drzwi wejściowe. Ściągnęłam buty, rzucając je gdzieś w kąt. Odetchnęłam z ulgą, kiedy moje stopy uwolniły się od wilgotnych podeszwy.
Dom stał na korytarzu, a jego oczy błyszczały z radości. Nie chciałam odpowiadać na jego pytania. Mógł myśleć, co chce, bo nie byłam w dobrym nastawieniu, aby opowiedzieć mu całą prawdę, nie mówiąc już o tym, że skarcił mnie za to, że spałam u kogoś innego.
Po mojej bezsennej nocy, przespałam resztę dnia. Nie obudziłam się wcale, nawet po to by coś zjeść, czy skorzystać z toalety. A jednak w jakiś sposób, gdy Dom wpadł z impentem do mojego pokoju, nadal byłam zmęczona.
-Chciałbym zrobić jakiś dowcip o tym, jakim jesteś wrakiem człowieka po ostatniej nocy, ale dam ci spokój, przynajmniej teraz.
-Dzięki - mruknęłam sarkastycznie, ziewając głośno. Chociaż dźwięki mojego ziewania zostały zablokowane przez krzyki i śmiech Jasona i Emmy, którzy myśleli, że jest to odpowiedni moment, żeby wrócić do domu. Dom zamknął drzwi, aby przynajmniej zablokować niektóre dźwięki wydawane przez tą dwójkę.
-Teraz wiem, że wyszłaś w nocy, co jest swego rodzaju cudem, skoro ty nigdy nie opuściłaś pracy.
-Niegrzeczna.
-Ale to prawda. I wiem, że jutro masz pracę...
-Dlaczego mam wrażenie, że masz zamiar zmusić mnie do zrobienia czegoś, czego nie chcę, racja?
-Znasz mnie, aż za dobrze. No wiesz, otwierają nowy klub w Westminster.
-Westminster? Od kiedy istnieją kluby w Westminster?
-Dokładnie! - On dosłownie krzyczał. - Nie ma żadnych, więc mam taką jedną, wielką sprawę
-Chcesz, żebym poszła tam z tobą? - skinął głową - Ale to jest tak daleko.
-Proszę? - Błagał. - Nie mam z kim tam iść. Zapłacę za wszystko. A nawet zrobię ci śniadnaie przed pracą. Proszę?
-Naleśniki?
-Drizzled z cytryną i cukrem.
-Hm. - Zastanawiałam się przez chwilę. Minęło trochę czasu, odkąd imprezował. - Jeśli klub dopiero otwierają, to co drugi nastolatek w mieście będzie o tym wiedział? Kolejka będzie ogromna.
-Wiem. - Uśmiechnął się boleśnie. - Na szczęście, jesteśmy na liście gości.
-Oh my, my jesteśmy? - Uniosłam brwi.
-Tak. Słyszałem o tym już tydzien temu. Zorganizowałem to szybko i voila, jesteśmy na liście. Więc nie możesz powiedzieć ''nie'' teraz.
-Ten plan był od początku?
-Oczywiście. I teraz masz szansę założyć tę sukienkę, która jest cała zakurzona w szafie.
Posłałam mu dziwny, zmieszany wzrok, kiedy to powiedział .
-Nie myśl, że nie wiem, co kryje się w tylnej części twojej szafy. Czerwony kolor, leży na tobie pięknie.
Przewróciłam oczami ku jego irytacji.
-Kiedy jedziemy?
-Za kilka godzin - powiedział idąc w kierunku drzwi.
-Dobrze. - Odpowiedziałam, tonąc w stosie moich poduszek.
-To nie oznacza, że możesz z powrotem iść spać.
Ale jednak zamknął cicho drzwi. Zamknęłam oczy tylko na kilka sekund, zanim ogarnęła mnie senność.
Dokładnie cztery i pół godziny później znalazłam się na tyłach taksówki. Również byłam wyrozumiała dla moich stóp - dla osób, które nas mijały, mogły wydawać się zbyt subtelne. Może nie były ładne, ale faktycznie były dość wyzywające. Trochę zaszalałam, czego nie robię często. Ale były od Jeffrey Camybells i nie mogłam ich nie kupić. Dokładnie dopasowałam je do sukienki, ale było zbyt ciemno, by ktokolwiek mógł zobaczyć, jak wyglądam. Kolejka była ogromna, a ja zadrżałam czując chłodne powietrze. Dom zaprowadził nas do strefy VIP, która ledwo istniała. Trzymałam nasze wejściówki, które zostały sprawdzone, a następnie zaznaczyli krzyżyki przy naszych nazwiskach. Jakiś facet zaprowadził nas do środka. Muzyka grała głośno tak, że prawie straciłam słuch, i to jest to całe imprezowanie? Typowy plan dla większości klubów, żeby znaleźć osoby takie jak ty a następnie upić do nieprzytomności.
 -Pijesz? - Zaoferował Dom, torując sobie drogę do baru, którą blokowali główne nastolatki. Dom zamówił kolejkę szotów i kilka jager bombs. Piliśmy jednocześnie szoty i jager bombs w tym samym czasie. Nie jadłam nic wcześniej, więc alkohol szybko uderzył mi do głowy, powodując stan lekkiego upojenia. Zdecydowałam, że wspaniałym pomysłem będzie wypicie glug'a. Miał słodkawy smak, co spowodowało grymas na mojej twarzy.
 -Jezu, co to jest?
 -Coś w rodzaju Karaibowych koktajli. Wódka, Malibu z cytryną, tak sądzę - Dom wrzasnął ponad muzyką.
 -Smakuje, jak gówno - odpowiedziałam, ale piłam dalej. Nie mogłam pozwolić sobie, żeby alkohol, który mam praktycznie za darmo, mógł się zmarnować. Dom zaczął prowadzić nas w stronę parkietu, kiedy wypiliśmy ostatnie kieliszki, niebieskiej obrzydliwej cieczy. Parkiet zawalony był ludźmi, którzy skakali i ocierali się o siebie w nieprzyjemny sposób. Dotarliśmy na sam środek, gdzie dołączyliśmy do pijanych ludzi. To nie tak, że nie cieszę się z dzisiejszego wyjścia, ale robiłam to prawie co noc, kiedy studiowałam. Każdy klub, który był blisko mojego akademika, był stary, a alkohol schodził po śmiesznych cenach. Jednak ten klub był inny. Miał wszystko. Maszynę dymiącą, DJ, który faktycznie wiedział, co robi i przyzwoitych barmanów, ale szkoda, że klub znajduje się po drugiej stronie miasta. Po godzinie a może nawet dwóch, Dom i ja ponownie znaleźliśmy się obok baru. Wiedziałam, że za szybko wypił wódkę, bo prawie wypluł całą zawartość z powrotem. Nadeszła kolej na tequilę, która nie trzyma się dobrze w moim żołądku. W tej chwili, czułam się znakomicie. Byłam w takim stanie, że uznawałam wiele rzeczy za zabawne, i miałam taki uśmiech, który może tylko spowodować poważny ból twarzy. Po strąceniu jednego kieliszka, przeprosiłam Dom'a, idąc w kierunku toalety. W moich ogromnych szpilkach, nie było trudno ją zauważyć. Droga do łazienki wiodła przez schody, które były pokryte aksamitnym czerwonym dywanem. Trzymałam się kurczowo obręczy, kiedy powoli stawiałam kroki. Ostrożnie przeszłam przez korytarz, spotykając innych imprezowiczów po drodze. Odwzajemniłam uśmiech kilu chłopakom, którzy zaszczycili mnie swoim uśmiechem. Chociaż prawdopodobnie i tak nie byli mną zainteresowani. Po skorzystaniu z toalety, umyłam ręce, sprawdzając przy okazji, czy makijaż jest na swoim miejscu. Moje oczy pandy nigdy nie wyglądały atrakcyjne. Nie byłam tu po to, aby znaleźć przypadkową osobę w celu urządzenia sobie małej przygody w moim łóżku. Poprawiłam trochę makijaż, w celu uniknięcia złośliwych komentarzy ze strony innych dziewczyn. Pijane są zawsze najgorsze, a zazwyczaj są brutalne i szczere do bólu. Zanim opuściłam łazienkę, usłyszałam coś ciekawego. Upewniłam się, że nikt nie patrzy, kiedy podkradłam się niezgrabnie do jednego z kąta, dzięki czemu, mogłam usłyszeć o czym ktoś rozmawia. Nie wiem, co mnie podkusiło, może dlatego, że jest to coś nielegalnego, a ja mogę temu zapobiec i stać się bohaterem? Prawdopodobnie nie, po prostu jestem zbyt wścibska.
-Dobra, poważnie wyłaź z tego, albo ja to zrobię. Wyprostowałam się jak struna, rozpoznając głos. Chichocząca dziewczyna była najwyraźniej pijana albo udawała. Albo była zbyt głupia, oddając się w ręce takiej osoby.
 -No chodź! Będziemy się świetnie bawić! Mogę umieścić moje nogi za głowę, chcesz zobaczyć?
 Ugryzłam się w język, próbując powstrzymać śmiech, ale byłam zbyt zdesperowana, aby opuścić to miejsce.
 -Przepraszam - zakaszlałam, ujawniając swoją obecność. Alkohol w moim organizmie zaczął mnie opuszczać, czując jak robię się bardziej wrażliwa.
 -Lennon? - Zapytał Harry, odsuwając dziewczynę od siebie.
 -Kim ty jesteś? - Splunęła z obrzydzeniem dziewczyna, czując nienawiść w jej głosie. -Jego - zastanawiałam się, co miałam powiedzieć, mój mózg zrobił to za mnie.
- Jestem jego dziewczyną i byłabym wdzięczna gdybyś nie rzucała się na niego. I na pewno nie chce zobaczyć twoich nóg za twoją głową.
-Dziwka.
-Jesteś po prostu zazdrosna, bo to nie ty siedzisz na jego kutasie. Dobra, alkohol zdecydowanie wrócił, bo trzeźwa Lennon nigdy by tego nie powiedziała.
 -Myślę, że powinnaś już iść - powiedział do dziewczyny. Oboje obserwowaliśmy, jak w połowie drogi przewraca się o własne nogi, starałam się nie śmiać, ale cóż nie udało się. Tak szybko, jak znikła natychmiast spojrzeliśmy na siebie.
-Co to było? - Roześmiał się w połowie, opierając o ścianę. -Ratowałam ci życie. -Nie, nie uratowałaś mojego życia.
 -Uratowałam cię od spędzenia nocy z panną bendy wendy.
-Że dziewczyna? Nie zdawałem sobie z tego sprawy. Byłoby miły, gdybyś mnie zawiadomiła o tym. Zażartował, kiedy uderzyłam go w tors.
 -Marzenie ściętej głowy. -Uśmiechnęłam się. - No cóż, myślę, że powinnam wracać do Dom'a, pewnie się zamartwia.
-Nie chcesz abym ci podziękował? - Zapytał kusząco spokojnym tonem.
 -Zwykłe dziękuję wystarczy - uśmiechnęłam się, spoglądając na wyjście. Jego nogi nagle ugięły się, aż zawył z bólu, chwytając się za kostki.
-Cholera jasna. Dlaczego masz buty pokryte kolcami? Wrzasnął, patrząc na moje buty.
 -Może dla takiego Big Bad Boy'a, który przytrzymuje mnie w kącie - odpowiedziałam, sugerując naszą sytuację. Uśmiechnął się z wyższością, ale nie takiej reakcji się spodziewałam.
 -Teraz mogę ci podziękować?
 -Mówiłam, że zwykłe dziękuje wys- Nie skończyłam zdania. Jego usta naparły z impentem na moje. Nie zareagowałam. Moje oczy były szeroko otwarte, dopóki nie zauważyłam, że jego były całkowicie zamknięte. Jego zęby delikatnie zatopiły się w mojej wardze. Mocno zamknęłam oczy. Z ust wypuściłam jęki przyjemności, które najwyraźniej dały mu do zrozumienia, aby kontynuował. Jego usta ponownie znalazły się na moich, a ręce błądziły po całym ciele. Bez wahanie pociągnęłam go za włosy, przyciągając mocniej do siebie. Jego wargi były tak cudownie miękkie, dopóki to uczucie nie stało się bardziej intensywne. Przycisnął mnie mocno do siebie tak, że nie było żadnego wolnego miejsca pomiędzy nami. Ujął mój policzek, jeżdżąc po nim kciukiem. Moja druga ręka przemieściła się na jego kark, zatapiając w nim palce. Mały jęk opuścił jego usta, zadowolony z moich działań. Nasze usta zwolniły, ale dalej były ze sobą złączone, aż całkowicie się zatrzymały. Nie miał zamiaru się odsunąć, ale ja także. Oboje otworzyliśmy oczy, jednocześnie nie odrywając ust od siebie. Bez ostrzeżenia przegryzł moją wargę i pocałował lekko w usta, odchodząc po chwili bez słowa. Nie mogłam zrozumieć, co właściwie przed chwilą się stało. Jego głębokie spojrzenie i miękkie usta raniły mój umysł. Następną rzeczą jaką zrobiłam po obudzeniu się z transu, był powrót do Dom'a i podświadomie do Harry'ego, ale nie było go nigdzie widać w zasięgu mojego wzroku.
-Już myślałem, że suszarka do rąk cię wessała. Podskoczyłam, kiedy Dom pojawił się za moimi plecami. - Wszystko w porządku?
 -Tak w porządku, to co? Pijemy?
 -Podoba mi się twój tok myślenia.

Nareszcie jest oczekiwany rozdział jejku. Ten rozdział przetłumaczyła koleżanka (wspomniałam we wczesniejszym poście) ♥ 
Czytajcie polecajcie bloga innym i do zobaczenia wkrótce :)
Dziaj wgl jest święto Directioners!!! Ci chłopcy skradli mi serce 4 lata temu ♥ nie moge w to uwierzyć jak szybko płynie czas.



WAŻNE !

 >>> 20 komentarzy = Następny rozdział <<<


ASK 
- twitter #DecodeFF
- przypominam o wpisywaniu się w zakładkę "Informowani" 
- po prawo możecie zobaczyć ankietę, mam prośbę, aby każdy kto czyta tego bloga oddał głos, gdyż chciałabym zobaczyć ile osób tutaj zagląda i CZYTA :)

CZYTASZ = KOMENTUJESZ :))

poniedziałek, 21 lipca 2014

Dobra wiadomość

* KOTKI MOJE KOCHANE *
więc mam dla was miłą wiadomość
*
*
*
*
Jak myślicie???
Hmmm??
*
*
*
*
Już w środę pojawi sie 11 rozdział "Decode"
Mam nadzieję że się cieszycię
Przetłumaczyła go cudowna " Twitter " (follow dla niej!) ♥
Jejku ♥♥♥
Tłumaczenie jednak nie zawieszam mam nadzieję że bedziecie tu zaglądać
Mam do was taką prośbę moglibyście udostepniać ten blog na swoich tt bo mnie koleżanki znalazły i nie chcę żeby zaglądały tutaj .
To taka moja mała prośba + obserwujcie mnie na tt @ohmyJustinek 

ASK
- twitter #DecodeFF 
- przypominam o wpisywaniu się w zakładkę "Informowani" 
- po prawo możecie zobaczyć ankietę, mam prośbę, aby każdy kto czyta tego bloga oddał głos, gdyż chciałabym zobaczyć ile osób tutaj zagląda i CZYTA :)

***
Do zobaczenia
Olivia

środa, 25 czerwca 2014

Informacja


Nie wiem czy wróci tłumaczenie 

Jeśli ktoś by nam pomógł było by lepiej 
Chciałby ktos ? Pisać w komentarzach :)
Jak coś to może następny rozdział pojawi się za tydzień góra 2.



***

niedziela, 11 maja 2014

WAŻNE

PRZEPRASZAM WAS, ALE KOLEJNY ROZDZIAŁ BĘDZIE W NIEDZIELĘ...
Jestem mega smutna, ponieważ szczerze? nie daję rady. Nic nie idzie tak jak bym chciała. Co prawda rozdziały pojawiają się co tydzień, ale chciałabym, aby były częściej... 
Niestety to wszystko jest spowodowane brakiem wolnego czasu. Co się na to składa? Ooo lista jest bardzo długa; prezentacje, przemówienia, poprawy ocen, bal, a gdzie czas na chwile oddechu i bloga? No właśnie. O to chodzi, że go nie ma. 
Nie mam Wam za złe, jeśli przestaniecie czytać bloga, ale wiem, że na wielu blogach rozdziały również pojawiają się co tydzień lub 2.
Dziękuję Wam za wyrozumiałość i mam nadzieję, że zostaniecie ze mną :) Uwierzcie mi, że ja sama chciałabym, a by rozdziały były częściej i obiecuję, że tak będzie, ale do końca maja musicie mnie zrozumieć x

` Kasia x

niedziela, 4 maja 2014

Chapter 10



Siedziałam na pokrywie toaletowej lepiej niż godzinę, wpatrując się w kolekcję kosmetyków z wielką dezorientacją. Nosiłam  make up codziennie, ale słowa „ smokey eye”  lub „konturowe, podkreślające i gruntujące” były wystarczające, aby cofnąć się ze strachu. Dom prawdopodobnie wiedział o makijażu więcej niż ja, był gejem, ale nie takim jak w nastoletnich, amerykańskich filmach. Wciąż oglądał mecze, pił piwo i bekał jak świnia. Innymi słowy, nie był „ dziewczęcą dziewczynką” i nie był też królową pszczół.
Zanim mogłam westchnąć i przełożyć randkę bo naprawdę nie miałam ochoty nigdzie iść, otworzyłam jedną z szuflad i wyjęłam eyeliner, który był moją podstawową rzeczą używaną z dnia na dzień. Chociaż zwykle nie łączyłam go z głębokimi, ciemnymi czerwonymi ustami. Były prawie koloru krwi i satysfakcjonowały mnie w dziwny sposób.
Rozsmarowałam usta ostatni raz, zanim otworzyłam łazienkę i wróciłam z powrotem do pokoju.  Miałam już przygotowany swój strój, który nie był za bardzo pomysłowy czy kolorowy.
Chciałam założyć zwykłe, czarne rajstopy, ale wszystkie, które posiadałam miały rozdarte dziury i oczka, więc musiałam zadowolić się parą, którą dostałam kilka lat temu jako prezent świąteczny od koleżanki ze szkoły. Nie było w nich nic nadzwyczajnego; wciąż były czarne, ale przemieniały się w przezroczyste u góry.
- Proszę, proszę, proszę, czy nie wyglądasz pociągająco.
Przewróciłam oczami na Dom’a, gdy siedział na kanapie uśmiechając się z zadowoleniem w moją stronę. Próbowałam zignorować pozostałe pary oczu, skanujące moje ciało, co sprawiało, że było mi niedobrze.
- Wyglądasz jakbyś miała iść na pogrzeb.
- Jason, mam gdzieś co myślisz.
- Taka postawa mówi co innego.
- Czy wynajmujący nie mówił: zwierzętom wstęp wzbroniony – Zażartowałam, unosząc brwi w kierunku Emmy, a następnie z powrotem na jej domowego zwierzaka inaczej chłopaka.
- On nie mówił tego w złym kontekście Len, wyluzuj. Wiem, że przechodzisz przez trudny okres, ale nie wyładowuj się na nim.
Nie miałam zamiaru dyskutować z urojonymi ludźmi. Nie chciałam tego powiedzieć, ale dosłownie zostałam uratowana przez dzwonek, który sygnalizował kogoś przed drzwiami. Próbowałam zebrać się na uśmiech, ale myślę, że bardziej wyglądało to jak ból.
Dom odprowadził mnie do drzwi, szepcząc  sarkastyczne i humorystyczne słowa o dwójce, która pozostała w salonie. Odwróciłam się do niego twarzą, oferując mu mały uśmiech.
- Będziesz się dobrze bawić, zaufaj mi – Odpowiedział, zbyt podniecony.
- Po prostu.. – Zacięłam się w słowach – Nie zapowiada się dobrze. On nawet mnie nie zna, więc dlaczego chce iść ze mną na randkę?
- Bo chce poznać piękną, młodą dziewczynę. Teraz idź, koniec wahań. Baw się dobrze i bądź bezpieczna.
- Naprawdę? Bezpieczne rozmowy na pierwszej randce?
- Cóż, minęło trochę czasu odkąd nigdy nie up-
- Pieprz się Dom – Zaśmiałam się, zanim pozwolił otworzyć mi drzwi. Przywitał się z James’em i zmusił mnie do chłodu zimowej nocy.

- Pięknie wyglądasz – James skomplementował mnie, gdy szliśmy wzdłuż ścieżki – albo nie mógł prowadzić albo wybrał, żebym zamarzła. Skuliłam się na jego banalny komplement, ale mimo wszystko zaoferowałam mu lekki uśmiech. Przełknęłam gulę w gardle, zanim wyczarowałam odpowiedź.
- Ty też nie wyglądasz źle – Podążyłam za banalnym stwierdzeniem. Nie wyglądał źle, ale nie było w nim nic, co mogłoby zapierać dech w piersiach.
Z jakiegoś powodu patrząc na jego strój składający się z czarnych jeansów, bluzki i marynarki, przypominał mi tylko jedną osobę. Nie potrafił przyciągać eleganckim stylem codziennym jak Harry, on sprawiał, że to działało, natomiast James nie. Nienawidziłam siebie za te myśli, ale jeszcze bardziej nienawidziłam siebie za rozważanie, aby zamienić Harry'ego i James'a miejscami i zobaczyć, z którym lepiej bym się bawiła.
- Gdzie idziemy?
- Niespodzianka - Roześmiał się, złowrogi ton rozesłał po moim ciele dreszcze w tą i z powrotem.
W przeciwieństwie do azylu czy domu śmierci, do którego sądziłam, że mnie zabierze,  zatrzymaliśmy się przed małą, włoską restauracją. Spacer nie był długi, zaledwie dwadzieścia minut wypełnione kuszącą ciszą i niepotrzebnym trzymaniem rąk. Nie zadawał jeszcze nieprzyzwoitych lub natrętnych pytań, ale wiedziałam, że one nastąpią. Musiał mieć jakiś rodzaj motywu.
Siedząc zamawiałam pizze zawierającą kilka losowych składników, mając nadzieję zbywać go jak najdłużej to możliwe. Zachowałam się prawdopodobnie niedojrzale, ale byłam gotowa zrobić wszystko, aby uniknąć ponownej rozmowy z James'em. A teraz trochę się bałam, czekając między zamówieniem a jedzeniem, które miało być zaserwowane.
- Więc, jak długo pracujesz w piekarni? - Nie zajęło mu długo, aby zacząć zadawać pytania. Nie miał zamiaru zapytać wprost, zamierzał ukrywać swoje prawdziwe intencje. Unikał bezpośrednich pytań, ale zadawał takie, które miały to samo znaczenie.
- Wystarczająco długo - Zdecydowałam się odpowiedzieć w ten sam sposób. Niejasno i nieszczegółowo.
- Nie podoba ci się?
- Jest w porządku. A ty czym się zajmujesz?
- Jestem człowiekiem biznesu w pewnym sensie.
Jego palce wirujące po krawędzi szklanki pokazały, że nie był rozproszony, bardziej unikał pełnych odpowiedzi. Brak kontaktu wzrokowego wykazał, że nie ujawniał wszystkiego. Nadal nie mogłam czytać ludziom w myślach, ale oglądałam wystarczająco amerykańskich filmów kryminalnych, aby zrozumieć jak działa podstawowy umysł człowieka.
- W pewnym sensie?
- Nic ciekawego.
- Może dla ciebie, jestem ciekawa. Sprzedajesz samochody, prowadzisz firmę czy..?
- Nie do końca. To nic ciekawego. Zaufaj mi - Nie ufałam mu, musiałabym być urojona, żeby to zrobić.
- Jesteś szefem, menadżerem? Czy cokolwiek. Dom mówił, że jesteś całkiem dobrze ustawiony - Wiedziałam, że pytanie ludzi o ich wynagrodzenia było niegrzeczne, ale jego niejasne odpowiedzi ciągnęły mnie głębiej.
Wypuścił wydrążony śmiech, odchylając się do tyłu na krześle, zanim się uśmiechnął - Nie zajmuję się kierownictwem, nie. Ale jestem dość mocny w... firmach.
- Asystent menadżera?
- Jeśli tak chcesz to nazwać.
Westchnienie ulgi, które uciekło przez moje usta było słyszeć przez całe miasto, wliczając kelnera, który przyniósł nam kupione jedzenie. Wiedziałam, że jedzenie palcami na randce było dokładnym przeciwieństwem damy, więc dlaczego to zrobiłam.
- Więc Lennon, masz wielu przyjaciół wokół miasta?
- Kilku.
- Wszyscy mieszkają w tej części miasta? - Osobliwe pytanie wzbudziło moje zainteresowanie. To nie było pytanie, o które zapytałbyś na randce. Dlaczego był taki dociekliwy względem moich przyjaciół?
- Tak.
- Wschód jest miłą stroną Londynu.
- Wschód?
- Mieszkasz na Wschodzie. Londyn jest nieświadomie podzielony na strefy. Większość ludzi wydaje się tego nie zauważać, ale będąc w biznesie znamy takie rzeczy.
- Więc wiesz, skąd większość twoich dochodów pochodzi?
- Coś w tym stylu - Zaśmiał się niezręcznie.

Milczeliśmy przez chwilę w czasie jedzenia. Nie mogłam pozbyć się uczucia bycia obserwowaną i nie pochodziło to z oczu naprzeciwko mnie. James patrzył jak jadł, a ja unikałam jego spojrzenia jak tylko mogłam, ale mogłam poczuć oczy wypalające moje plecy. Odwróciłam się w stronę okna, lecz gdy spojrzałam przez ramię na zewnątrz, nie wiedziałam nic oprócz ciemności i brzydkiego, pomarańczowego blasku samotnej latarni.
- Coś nie tak?
- Nie, nie - Odpowiedziałam zbyt szybko - Po prostu na zewnątrz wygląda zimno. Powinnam była kupić kurtkę.
- Ilu ludzi pracuje z tobą? - Zapytał zmieniając temat zbyt nagle. Bez urazy dla niego, ale nie był bardzo podstępny, to było zbyt oczywiste, co próbował zrobić.
- Dlaczego pytasz?
- Po prostu, ciekawość.
- To jest dziwne pytanie.
- Wiem, staram się wykorzystać jeden z tych terminów, który nie jest banalny.
- Siedzimy w restauracji z romantyczną muzyką w tle. Nie możesz stworzyć więcej banału.
- Dobrze, masz mnie. Jestem beznadziejny w pomysłach na randkę. Po prostu chcę się więcej o tobie dowiedzieć.
- Jest w porządku, nie martw się o to.
- Tak więc.. - Zakaszlał niezręcznie.
- Trzy. Jest nas trzech.
- Wygląda na wielkie miejsce jak dla tylko trzech osób - Zmrużyłam oczy na niego i jego osobliwe oświadczenie.
- Nie jesteśmy bardzo zajęci - Odpowiedziałam, odkładając jedzenie z dala, myśl o jedzeniu nagle wydawała się odpychająca - Nie jestem już głodna.
- Źle się czujesz?
- Nie, nie. Jest w porządku. Myślę, że ciasto było trochę niedopieczone - Kłamałam przez moje zaciśnięte zęby, próbując zrobić wszystko, aby wydostać się z tej sytuacji, tak szybko jak to możliwe.
- No cóż, może moglibyśmy wrócić do mnie i poznać się trochę lepiej. Mógłbym naprawić to deserem. Robię deser bezowy z owocami, wiesz - Nie, nie wiem i nie chcę się dowiedzieć. Poprosił kelnera o rachunek, zanim mogłam podjąć się odpowiedzi.

Wyszliśmy z restauracji bez namysłu. Miał rękę owiniętą wokół mojego ramienia, ale szybko zsunął ją do pasa, co przysporzyło mi obrzydzenia. Krótka rozmowa podczas randki irytowała mnie. Nie pytał mnie o wiele, głównie o ludzi, z którymi pracowałam i o miejsce pracy, jakbym zrobiła coś nielegalnego.
- Mój dom jest tylko kilka kilo-
- Właściwie - Zatrzymałam się i przycisnęłam swoją rękę mocno do jego piersi - Właśnie miałam iść do domu. Jestem bardzo zmęczona. Może jestem chora na coś.
- Och, naprawdę? Miałem zamiar pokazać cię moim znajomym. Oni umierają z ciekawości, aby poznać piękną dziewczynę, z którą się umawiam.
- Nie jestem nagrodą do pokazywania - Warknęłam. Najprawdopodobniej byłam zbyt zła, ale nie byłam rzeczą do wyświetlania. Byłam człowiekiem pełnym emocji, aby odtrącić jego chytre słowa i czyny.
- Nie sądzę, że zrozumiałaś.
- Co.. - Mój głos został odcięty, gdy jego ręka mocno przycisnęła moje usta zamykając je. Moje oczy rozszerzyły się w realizacji tego, co prawdopodobnie się wydarzy. Krzyki zostały stłumione, a gdy próbowałam uwolnić się z jego uścisku, pchnął mnie tylko na mokrą, zimną ścianę jeszcze mocniej.
- Nie żebyś miała jakiś wybór w tej sprawie. Idziesz do domu ze mną. Masz zamiar spotkać się z moimi przyjaciółmi, a potem powiedzieć mi wszystko, co ukrywasz, ty głupia mała dzie-
Tym razem jego zdanie zostało ucięte, nie przez wystrzał pistoletu, na co miałam nadzieję, ale przez uderzenie pięścią w jego szczękę. Pęknięcie kości przeszło przez moje uszy i żyły. James zachwiał się w świetle latarni. Jego własna krew spływa mu po twarzy w rzece o kolorze szkarłatnej czerwieni.  Odwróciłam się w stronę sprawcy, jego twarz została zacieniona przez noc, ale mogłam go rozpoznać prawie wszędzie.
Zanim jedno z nas mogło mówić, James zaskakująco wypuścił śmiech. Odwróciłam się w stronę jego zakrwawionej twarzy z ciekawością. Słowa jakie wypowiadał były niewyraźne, głownie ze względu na złamaną szczękę.
- Teraz naprawdę wiem, że coś ukrywa. Harry Styles jest na Wschodzie, chroniąc ją. Nic, co możesz zobaczyć na co dzień.
- Zostaw ją w spokoju – Harry warknął, zbliżając się do James’a, który wycofał się z lękiem.
- Czy ktoś zabujał się tu w małej pannie, nie tak niewinnej?
- Ona nic nie wie.
- Obaj wiemy, że to kłamstwo, prawda Lennon? – Pozostałam w kamiennym, martwym zimnie i ciszy, słowa James’a wytworzyły niechciane ciarki.
- Mówiłem ci, zostaw ją w spokoju. Ona nic nie wie, a nawet jeśli byłoby inaczej i tak nie powiedziałby ci niczego. Teraz pędź do domu jak mały szczur, którym jesteś – Jeszcze jedno uderzenie i James ponownie zniknął w ciemności, z dala od nas i mojego trzęsącego się ciała.
- Wszystko w porządku? – Zapytał Harry, jego głos nagle zamienił się w szczery i może nawet nieco troskliwy? Nie mogłam znaleźć swojego głosu i lekko skinęłam głową. Podświadomie cofnęłam się, gdy zrobił jeden krok w moją stronę. Nienawidziłam przyznać, że czułam się bezbronna.
- Musimy się stąd wydostać – Praktycznie dowodził – Teraz.
Bez żadnego ostrzeżenia szarpnął mnie za rękę i pociągnął w dół ulicy.
- Harry, gdzie jedziemy? – Krzyknęłam na deszczu, który właśnie zaczął padać. Zostałam wrzucona do samochodu bez jakiegokolwiek pozwolenia – Moje mieszkanie jest w drugą stronę – Zwróciłam uwagę, gdy pędził ulicą w przeciwnym kierunku na drodze z ograniczoną prędkością.
- Nie możesz tam dzisiaj wrócić. Będą cię szukać.
- Kto?
- Nie musisz się o to martwić.
- Więc ludzie mnie szukają, a ja naprawdę nie mogę wiedzieć kim oni są? Jak to działa?
- Tak już jest.

Czy czuję się bezpiecznie spacerując w mieszkaniu Harry’ego? Nie, ale czułam się o wiele bezpieczniejsza niż dwadzieścia minut temu. Nie do końca ufałam Harry’emu, nie znałam jego motywów i miałam nadzieję, że mnie nie skrzywdzi.
Jego mieszkanie było typową kawalerką. Nowoczesne, dziwnie czyste i idealne, aby przyprowadzić dziewczynę na dziesięć minut zabawy. Stałam w korytarzu, niezdarnie debatując czy zdjąć buty, zastanawiając się jak długo będę musiała tu zostać. Harry wrócił i w końcu mogłam zobaczyć jego postać prawidłowo. Koszulka, którą miał na sobie była przemoczona przez nagła zmianę pogody, przylegała do jego ciała znacznie ku mojej irytacji bo nie mogłam oderwać wzroku. Nigdy nie przyciągało mnie do kogoś w obcisłych jeansach tak ciasnych jak moje zwykle były.
- Zamierzasz stać całą noc? – Zaśmiał się poprawiając swoje włosy tak, że kropelki wody wylądowały na podłodze.
- Jak długo mam tu zostać?
- Do rana. Twoje mieszkanie nie jest bezpieczne.
- Co z Dom’em, moim współlokatorem?
- Wszystko będzie z nim w porządku, nie martw się.
- Trudno się nie martwić. Nie rozumiem.
- Zaufaj mi z tym i uwierz, kiedy mówię, że nie chcesz wiedzieć.
- Czuję jakbym miała zostać zassana do czegoś, w czym nie powinnam być.
- Jesteś już zbyt głęboko jak na kogoś, tak niewinnego jak ty.
- Dlaczego wszyscy myślą, że jestem jakąś niewinną dziewczynką? – Spytałam, gdy podążyłam za nim do pokoju, który wyglądał na jego. Szurałam butami po podłodze, unikając zabrudzenia dziewiczego, kremowego dywanu.
Jego sypialnia była cynicznie czysta; jakby była ledwo zamieszkana. Wszystko miało swoje miejsce i na nim leżało. Jednak łóżko nie zostało pościelone od ostatniego snu, co wskazywało, że faktycznie ktoś tu mieszkał.
- Prawdopodobnie będzie łatwiej, jeśli prześpimy całą noc, rano wszystko wróci do normy – Mówił kończąc ciszę. Jego słowa były niezręczne i pogmatwane, dodatkowo towarzyszył im lekki kaszel.
- No dobrze, um tak – Odpowiedziałam niekomfortowo. Nie dokładnie wiedziałam jak postępować w związku ze spaniem w domu nieznajomego.
- Nadal postrzegasz nas jako obcych?
- Harry-
- Uratowałem ci życie – Przerwał mi, odwracając się twarzą do mnie po wzięciu czegoś z szafy.
- Nie jesteśmy przyjaciółmi.
- Ale nie obcymi – Skinęłam lekko głową, gdy stałam i przestępowałam z nogi na nogę, nie wiedząc co właściwie powiedzieć lub zrobić – Będą chyba za duże, ale są czyste. Łazienka jest za tymi drzwiami.
Wzięłam element odzieży, który mi wręczył i powędrowałam przez drzwi, które wskazał. Zamknęłam je mocno za sobą, rozglądając się wokół i ponownie stwierdzając czystość. Nie tracąc więcej czasu wycisnęłam się z kapiącej sukienki, która przyklejała się do mojego ciała w każdy możliwy sposób. Koszulka jaką mi dał była za duża, ale komfortowo pasowała. Wciągnęłam parę Calvin Klein’ów na moje nogi,więc koszulka zakrywała połowę materiału. Na niską dziewczynę byłaby jak sukienka, najwyraźniej ja byłam za wysoka jak na dziewczynę. Złożyłam swoje mokre ubrania, pozostawiając je na wierzchu blatu, niepewna co jeszcze właściwie z nimi zrobić. Po grzebaniu w szafce znalazłam zapasową szczoteczkę i zmyłam makijaż z twarzy.
- Znalazłam zapasową szczoteczkę, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, że ją użyłam – Powiedziałam, gdy minęłam Harry’ego, gdy szedł do łazienki. Zatrzymał się krok za mną, odwrócił się, spojrzał na mnie, a potem znów ruszył w kierunku łazienki.
- Jest w porządku. Nie martw się.
Czekałam na niego, kiedy w końcu wyjdzie z łazienki; siedzenie na krawędzi łóżka było jedynym sposobem, w jaki mogłam znaleźć sobie zajęcie. Poczułam ulgę, gdy otworzył drzwi i wszedł do pokoju. Starałam się odwrócić wzrok, ale stał odziany tylko w parę bokserek. Jego mięśnie i tatuaże porozrzucane po całym ciele były bardzo dobrze widoczne. Naprawdę musiałam przygryźć wargę, aby zatrzymać małe dźwięki uciekające z moich ust. Był zbyt atrakcyjny dla swojego własnego dobra, dla mojego dobra.
- Jest tu druga sypialnia? – Spytałam, bawiąc się swoimi kciukami, zanim w końcu spojrzałam w górę.
- Nie – Odpowiedział i wskoczył na łóżko, okręcając kołdrę wokół ciała.
- Oh.
- Masz zamiar siedzieć tam całą noc?
Milczałam.
- Nie zamierzam niczego próbować, dawaj wchodź.
Zrobiłam jak powiedział, gdy wspięłam się na łóżko upewniłam się zostać jak najbliżej krawędzi. Zaczęłam wpatrywać się w sufit, tworząc wzory w mojej głowie, zanim Harry wyłączył światło.
- Mówię poważnie, nie mam zamiaru niczego próbować.
- Wiem, ale trudno mi jest to wszystko zrozumieć.
- Nie myśl o tym, po prostu śpij.
- Harry? – Zapytałam odwracając głowę w jego stronę.
- Hm? – Odpowiedział kopiując moje działania. Mogłam zobaczyć sylwetkę Harry’ego w ciemności, jego oczy wpatrywały się w moje, gdy leżeliśmy razem w łóżku.
- Skąd wiedziałeś, że James zamierzał skrzywdzić mnie dzisiaj wieczorem?
- Nie wiedziałem.
- Więc po prostu przechodziłeś obok?
- Nie do końca – Westchnął ponownie – Nie skrzywdził cię, prawda?
- Nie, nie, tylko się zastanawiałam.
- Nie zastanawiaj się i nie myśl. To niebezpieczne. Idź spać Lennon. Jesteś tu bezpieczna, obiecuję.

Jego usta na moim czole zamroziły całe moje ciało przez małą milisekundę, ale ciepło jakie dawał, ogrzało mnie z powrotem. Zamknęłam oczy, gdy odsunął się ode mnie i odwróciłam się zmieszana przez jego działania. Wiedziałam, że zrobił to, aby mnie zapewnić, ale czy to źle, że mi się podobało? To było dziwne, prawda?

ahsdjabfghsdfbhdvbjfdfhbxdhjbvfd, nie wiem jak Wy, ale jaram się końcówką. Myślę, że rozdział powinien Wam się spodobać :)
Chciałabym Was bardzo przeprosić, że nie dodałam rozdziału wcześniej, ale nie miałam internetu. Więc wychodzę z założenia, że nie mogę nic planować bo potem nic z tego nie wychodzi ;/ Dlatego rozdziały na pewno będą pojawiać się w niedzielę, ale jeśli uda mi się tłumaczyć je szybciej to oczywiście będą dodawane wcześniej. 
ASK
- twitter #DecodeFF
- przypominam o wpisywaniu się w zakładkę "Informowani" 
- po prawo możecie zobaczyć ankietę, mam prośbę, aby każdy kto czyta tego bloga oddał głos, gdyż chciałabym zobaczyć ile osób tutaj zagląda i CZYTA :)

CZYTASZ = KOMENTUJESZ :))

niedziela, 27 kwietnia 2014

Chapter 9

- Spóźniłaś się.
Westchnęłam i przepchnęłam się obok Nia, unikając jej, gdy zmierzyłam w stronę kuchni. Nawet nie spojrzała by sprawdzić czy to ja, czy nie. 
Ale był poniedziałek rano; jedyne dochody jakie otrzymywaliśmy pochodziły od ludzi, którzy byli spóźnieni lub zbyt leniwi, aby czekać w kolejce do markowej kawiarni wzdłuż drogi. Nawet staruszki spały w tym czasie. 
Postanowiłam nie wyjaśniać mojego nietypowego spóźnienia - nie miałam wątpliwości, że spyta mnie o to później, ale wciąż nie dostanie głębokiej odpowiedzi. Gdybym powiedziała jej prawdę, zaczęłaby mnie pouczać, znowu i prawdopodobnie znowu. 
To było tylko co najwyżej czterdzieści osiem godzin od mojej niechcianej wizyty, w tak nazwanym przeze mnie "pałacu dużych chłopców". Podobała mi się ta niewyszukana nazwa, uważałam, że ich podważała, bynajmniej w moim umyśle. Jednak pomimo krótkiego czasu, Harry Styles zalęgnął robaki w moim życiu po raz kolejny. 
Kawa jest moim stałym suplementem diety rano, dlatego nie mogłam rozpocząć dnia bez utopienia się w kofeinie. I przez utopienie się, mam na myśli jedną filiżankę inaczej siedziałabym cały dzień w toalecie. Więc kiedy opuściłam moje skromne progi, "wpadłam" na Harry'ego czekającego za rogiem ulicy. Trzymał w ręce dwie filiżanki świeżo parzonej kawy, na co odmówiłam. To nie był przypadek, że kupił dwie. To nie było spontaniczne działanie, że pojawił się zza rogu ulicy. Zaplanował to, co bardzo mnie wkurzyło. Jednak nie zaplanował tego na tyle dobrze by wiedzieć, że mogę sobie pozwolić rano na tylko jedną filiżankę napoju.
Próbowałam go zignorować, minęłam go, jakby w ogóle się tu nie znajdował. Harry będąc Harrym miał inne pomysły.
- Dokąd idziesz?
- Praca - Zażartowałam bardzo dosadnie - Nie otrzymał wskazówki albo nie chciał, tak czy inaczej nie miałam ochoty dzielić z nim małej pogawędki.
Trzymałam szybkie tempo, starając udać się w stronę metra bez małego obserwatora. Ku mojemu niezadowoleniu miał dłuższe nogi, przez co dłuższe kroki i bez problemu mnie dogonił, zanim zdążyłam coś powiedzieć. Odwróciłam się lekko, aby spojrzeć na jego rozbawioną twarz. Zdenerwowana przez jego bipolarne emocje, zatrzymałam się, na co wydał się zaskoczony i zrobił kilka kroków do tyłu.
- Czy jest tu dla ciebie bezpiecznie? - Zmrużyłam na niego oczy, zanim zaczęłam skanować teren.
- Co? - Praktycznie krzyknął, a paniczna mina wyryta na jego twarzy, mówiła jakbym powiedziała coś, czego nie powinnam wiedzieć. Zmrużyłam oczy ponownie. Był pozornie szalony.
- Jesteśmy w pobliżu szkoły, jesteś pewny, że wolne mamusie nie rzucą się na ciebie? - Moje pierwsze pytanie było uzupełnieniem  bardzo sarkastycznego dowcipu, mimo, że powiedziałam o nim coś, co było dalekie od tego. Roześmiał się, niemal zbyt bardzo i zdecydowanie niezręcznie.
- Mówisz, że jestem przystojny? - Ten głupi uśmieszek pojawił się po raz pierwszy tego dnia na jego twarzy.
- Nie, mówię, że jesteś męską kurwą - Powiedziałam z kamienną twarzą.
- Wciąż myślisz o udaniu się do branży komediowej?
- Co ty w ogóle tu robisz? Nie masz do zrobienia jakiś gang rzeczy? I nie miałeś przebywać z dala ode mnie? - Ruszyłam znowu, mając w połowie nadzieję, że zostawi mnie w spokoju. Druga połowa chciała go zatrzymać bo znalazłam wielką przyjemność w irytowaniu go.
- Gang rzeczy? - Powtórzył i roześmiał się - Kto powiedział, że nie robię gang rzeczy teraz?
- Dwie filiżanki kawy w twoich dłoniach.
- Większość ludzi byłaby wdzięczna za filiżankę kawy w poniedziałek rano. I tylko w gwoli wyjaśnienia, lubię łamać zasady, a raczej je zaginać. 
- Oczywiście, że tak - Mruknęłam - Większość ludzi nie jest śledzona przez obcych w poniedziałek rano. 
- Nie jesteśmy sobie obcy.
- Tak jesteśmy. I nie ufam obcym. Dlatego będę uważać na kawę. Pa Harry.
Machnęłam bezczelnie ręką zadowolona z siebie i z uśmiechem na twarzy zeszłam po schodach, zostawiając go na szczycie. Zamiast wyglądać na zdezorientowanego albo zirytowanego, na co miałam dużą nadzieję, spojrzał ponownie rozbawiony. Miałam już kilka notatek o jego dziwnym zachowaniu i wahaniach nastroju. Starałam się przerwać łańcuch, ale wyglądało na to, że właśnie taki jest. Tajemniczo irytujący, ale świeży i  unikalny - moje nowe dzieło, można powiedzieć. 

Wyrabianie ciasta było moim poniedziałkowym ćwiczeniem.  Moje barki ze stali nie wydawały się magiczne. Kiwałam się wraz z dźwiękiem niektórych pieśni ludowych lecących w radio two. System głośników wymiatał; Floyd szybko ugiął się pod moim nieustającym żebraniem i kupił nowe radio. Mimo tego, że szumiało, co było bardzo irytujące - Przysięgam, że zrobił to celowe, mając nadzieję, że się poddam i będę pracować w ciszy. Nie mogłam pracować w ciszy, więc co dwadzieścia minut musiałam stanąć i poprawić to cholerstwo. 
Nie sądziłam, że mój zwykły nudny poniedziałek mógł być jeszcze bardziej niezwykły. Nie pracowałam dłużej niż dwie godziny, nawet nie była jeszcze pora lunchu, kiedy Nia zawołała mnie na przód piekarni. Niewielki ton w jej głosie spekulował coś dziwnego. Zmarszczyłam brwi, gdy ocierałam nadmiar mąki i innych składników z mojego fartucha, zanim rzuciłam go na ladę.
Moje oczy rozszerzyły się, ale potem wróciły do swoich normalnych rozmiarów, kiedy zauważyłam Dom'a stojącego w pobliżu wystawy ciast. Obserwował mój każdy ruch od sobotniej nocy. Wiedział, że coś się dzieje, coś czym nie chciałam się dzielić. Zapewniałam go, że ze mną w porządku, że wszystko było w porządku - miałam nadzieję, że było, ale nie mógł oprzeć się byciem postacią ochronną w moim życiu. Nie przeszkadzało mi to, ale to był tylko dzień lub dwa, kiedy byłam stale przesłuchiwana gdzie będę w jakim czasie, robiąc co z kim. 
- Dom? - Zapytałam jak gdybym była mile zaskoczona, po zdaniu sobie sprawy jakie były jego intencje; aby mnie sprawdzić, cóż było to trochę mniej przyjemne. 
- Hej! - Odpowiedział, odciągając mnie od kasy, aby przytulić mnie w "do złamania żeber" uścisku. Uśmiechnął się, kiedy odwróciłam się z niewątpliwe mniejszym entuzjazmem. 
- Co ty tu robisz?
- No wiesz, byłem w okolicy. Pomyślałem, że wpadnę.
- Twoje zajęcia są po drugiej stronie miasta.
- W porządku, więc może wziąłem dzień wolny i patrz z kim wpadłem!
Wyciągnął swojego towarzysza, kiedy ja nie zwracałam uwagi na cokolwiek przed ręką, chociaż po jednym spojrzeniu na niego, żałowałam, że to zrobiłam. Nie wiedziałam kim jest; nie wiedziałam go nigdy wcześniej, tym bardziej z Dom'em.
- To jest James - Uśmiechnęłam się do Dom'a. Choć podał mi jego imię, nadal nie wiedziałam kim był -  Poszliśmy razem do szkoły średniej.
- Oh - Uśmiechnęłam się uprzejmie, ale cała sprawa wydawała się... dziwna.
- Wiem, nie widzieliśmy się przez lata i bam po prostu na siebie wpadliśmy, dosłownie.
- Naprawdę? - Zapytałam retorycznie. Coś było nie w porządku. A może byłam zbyt sceptyczna - Więc byliście przyjaciółmi czy coś? - Zapytałam o to, ponieważ Dom mówił mi wszystko, a nigdy nie wspomniał kogoś o imieniu James.
- Nie do końca - Dom wymamrotał.
- Byliśmy raz partnerami na zajęciach - James odezwał się po raz pierwszy, a jego głos był jak jedwab. Płynął przez moje uszy, a następnie przeze mnie. To było dziwne, aby usłyszeć głos tak gładki i niemal rajski. Powiedział jedno zdanie, a moja twarz już piekła.
- Tak. Rozmawialiśmy i powiedziałem mu, że tu pracujesz i że możesz być w stanie dostarczać nam darmowe żarcie.
- Nie jest darmowe, jest odciągane z mojej wypłaty - Powiedziałam prosto w twarz i poważnie.
- Jest darmowe tak długo jak nie muszę za nie płacić.
- Odejdź Dom, mam pracę do wykonania.
- Oj, zabawy frajerko.
- Czy to mój oficjalny pseudonim w dzisiejszych czasach?
- Zawsze nim był.
- Oczywiście głupia ja, teraz spadaj albo coś. Ciasto się samo nie rozwałkuje.
- Jeszcze jedno - Dom złapał moją rękę, zanim mogłam wrócić z powrotem do obskurnej kuchni - Teraz wiem, że nienawidzisz mnie bawiącego się w amorka, ale James i ty, oboje jesteście wolni, dobrze wyglądacie i fajnie...
- Czy ty naprawdę próbujesz zabawiać się w swatkę po tym co stało się ostatnim razem?
Ostatnim razem Dom próbował umówić mnie z kimś kogo nie zna osobiście, ale był to kuzyn jego przyjaciela, który okazał się stuknięty i oczekiwał tylko jednej rzeczy. Nigdy nie dostał tej "jednej" rzeczy, ale za to dostał kopa w swoje klejnoty oraz szklankę z wodą na głowie.
Dom przeszedł wokół kasy i pociągnął mnie do kuchni, nie pozwalając mi nic powiedzieć.
- Poważnie, jest przystojny, miły, bogaty też, jeśli dobrze pamiętam. Wyglądalibyście słodko razem.
- Kto powiedział, ze lubię go na tyle, żeby pójść z nim na randkę? Ledwo powiedział jedno słowo. Czy on w ogóle tego chce?
- On jest tym, który chciał mnie o tym napomknąć.
- Uh huh - Uniosłam brwi w podejrzeniu. Nagle ktoś chce wziąć mnie na randkę. Nieznajomy, który jest szalenie przystojny chce mieć ze mną coś wspólnego. Coś było nie w porządku..
- Proszę, dla mnie - Błagał.
- Co będziesz z tego miał?
- Chciałbym zobaczyć cię szczęśliwą.
- Jestem szczęśliwa, będąc sama.
- Nikt nie jest szczęśliwy będąc sam.
- Każdy jest szczęśliwy na swój sposób. Jestem szczęśliwa będąc wolna.
- To jest prawie wolność - Mówił wymachując rękoma w brudnej kuchni, w której byliśmy.
- To jest bliskie temu, co zamierzam dostać. 
- Jedna randka?
- Nie.
- To jest to, tylko jedna. Proszę? Przysięgam, on jest naprawdę niezły. Gdyby grał w moim zespole, to chciałbym wskoczyć na jego ku-
- Dobrze, proszę nie dokańczaj tego zdania.
- Zrobisz to?
- Tylko jedna randka. To wszystko. 
- Tak! - Wiwatował, podskakując w miejscu jak małe szalone dziecko - James, powiedziała tak! - Zawołał tak, żeby jego przyjaciel i reszta dzielnicy usłyszała.
- Daj mu mój numer telefonu i powiedz, żeby wysłał do mnie smsa ze wszystkimi szczegółami. Teraz spieprzaj, ten bochenek chleba tęskni za moimi magicznymi zdolnościami do pieczenia. 
 - Taa cokolwiek - Odpowiedział przewracając oczami - Nie rób nic głupiego i miłego pieczenia - Zaśmiał się, całując czubek mojej głowy, zanim dosłownie odskoczył - Zadzwonię do ciebie, kiedy będziesz wracać do domu, aby upewnić się, że jesteś bezpieczna.
- Nic mi nie będzie.
- Jestem pewien, że tak będzie.
W końcu wyszedł i myślałam, że to już koniec dziewczęcych krzyków, ale się myliłam. Nia pędziła przez kuchnię i stanęła naprzeciwko mnie w kasie stacji roboczej. Próbowałam skoncentrować się na wyrabianiu ciasta, ale jej złowrogi uśmiech sprawiał, że czułam się niekomfortowo, nie mówiąc już o jej klaskaniu i roztrzepanych odgłosach.
- Nawet nie zaczynaj - Westchnęłam.
- Nie wierzę, że idziesz na randkę!
- Cholera - Mruknęłam pod nosem - To jedna randka.
- Wiem, ale on jest jak chodzący Bóg. Sądzę, że jest modelem.
- Jeśli jest kimś stąd, to bardzo w to wątpię.
- Bez obrazy, ale zastanawiam się dlaczego się tobą zainteresował.
I wtedy mój mózg rozpoczął pracę. On nie jest zainteresowany mną, prawda? Jest zainteresowany tym, co wiem. Byłam zła, że nie zauważyłam tego wcześniej. Nie mogłam się wycofać ze względu na Dom'a , on mógłby tylko kwestionować moje powody, ale to nie znaczy, że nie mogłam dobrze się bawić. Jeśli ten "James" myśli, że może ze mną pogrywać , a następnie mnie zdobyć i zrobić wyciek to się myli. Losowy, przystojny facet nigdy nie chce umawiać się na randki z dziewczyną tak po prostu, to nie jest bajka, oni zawsze czegoś chcą.
- Tak, ja też. 

akjsabhdfsjfnjdrjgfndkdhgsdfndjfbgfngb Harry czekający z kawą :D Kocham go XD Jesteście ciekawi jak będzie wyglądać randka Lennon i James'a? (Jeśli chcecie zobaczyć jak wygląda James to wejdźcie w zakładkę " Bohaterowie")
Cóż, postaram się dodać następny rozdział wcześniej niż w niedzielę, nie wiem kiedy dokładnie, ale myślę, że może czwartek/piątek :) Skończyły się egzaminy, więc jak szaleć to szaleć XD
Standardowo ASK i tt hashtag #DecodeFF


Buźki xx

Dziękuję za wszystkie komentarze. Nie wiecie jaka to radość widzieć pod rozdziałem 14 komentarzy :) Jeszcze raz dziękuję x

CZYTASZ = KOMENTUJESZ :))


niedziela, 20 kwietnia 2014

Chapter 8

Boczne uliczki i ciemne drogi w końcu zamieniały się w sąsiedztwa, które w rzeczywistości powinny być promowane w teleturniejach o gospodyniach domu. Podróż pozostała w stałej ciszy, jedynie silnik i samochód wyprodukował jakiś dźwięk. Harry nie próbował nawiązać rozmowy - nawet nie powiedział mi, gdzie byliśmy, może nie odzywał się z obawy, że zostanie zastrzelony. Nie wyglądał jak ktoś, kto byłby absolutnie szczery.

Zajęło ponad półgodziny, zanim znaleźliśmy się naprzeciwko domu, aczkolwiek była tu ogromna żelazna brama, która zatrzymała nas w drodze. Chłodna bryza wparowała do samochodu, gdy otworzył okno, by wpisać coś na klawiaturze. Brama otworzyła się wpuszczając nas do środka, aby za chwile znowu szybko się zatrzasnąć. 

Samochód wjeżdżał na podjazd, który był zaśmiecony przez kilka innych samochodów. Wszystkie z nich miały przyciemniane szyby, tak jak ten. Wiele było Range Rover'ów, inne wahały się od górnej linii samochodów sportowych. Ilość aut wokół była trochę trudna do spotkania. Myślałam, ze musi być w tym domu dużo osób albo jeden bardzo bogaty człowiek. 
- To twój dom? - Spytałam patrząc na dwór przed nami, a potem na Harr'ego.
- Nie - Odpowiedział bez ogródek, zanim opuścił samochód.
Obserwowałam go w przedniej szybie; z niecierpliwością czekał, aż do niego dołączę. Nie zamierzał być gentlemanem i nie otworzył dla mnie drzwi - nie tego się spodziewałam, choć było to trochę naciągane. Wyglądał na zmęczonego i zirytowanego, krzyżując dobrze zbudowane ramiona na piersi. Był słabo oświetlony przez światło na werandzie, przez co jego włosy rzucały cień na drugą połowę twarzy. Wyglądał jeszcze bardziej wrogo niż w mojej sypialni. 
Wysiadłam z samochodu niezdecydowana, moje włosy były jeszcze mokre i chłód wytwarzał dreszcze na całym moim ciele. Spojrzałam na Harr'ego i skrzyżowałam swoje ramiona na klatce piersiowej, zanim zaczęłam śledzić jego kroki w kierunku drzwi. Dotarło do mnie, że miałam wejść do domu nieznajomego z nieznanego powodu, co mogło doprowadzić do zgonu, a ja jeszcze nie zamierzałam uciekać. Zamarłam, odwróciłam się lekko i zauważyłam ogromny mur i bramę, która blokowała jakiekolwiek wyjście.
- Nawet o tym nie myśl - Wyskoczyłam niemal dosłownie z własnej skóry, kiedy odwróciłam głowę w celu znalezienia Harr'ego, którego głowa spoczywała kilka centymetrów od mojej. Trzymał mój wzrok z przebijającym spojrzeniem, zanim chwycił moje przedramię i pociągnął na schody. 
Nie zapukał ani nie zadzwonił, wszedł prosto do mieszkania. Nie wiedziałam czy mogłam być jeszcze bardziej onieśmielona; marmurowe podłogi, które niesamowicie i imponująco odbijały światło lub ogromny żyrandol wiszący na suficie kilka pięter wyżej. Moje usta były otwarte, z dużą przyjemnością dla Harr'ego.
Głosy jakiejś grupy osób szybko rozeszły się po domu. Po głosach wydawałoby się, że było ich niewielu. Wzdrygnęłam się na samą myśl, kto może czaić się po kątach. Nie mogłam usłyszeć pojedynczego żeńskiego głosu, przez co zmartwiłam się jeszcze bardziej. Miałam nadzieję i modliłam się, żeby nie był to jakiś burdel albo siedziba handlu niewolnicami. 
- Haz! - Chłopak, który był w podobnym wieku co "Haz", praktycznie jak łabędź zanurkował w powietrzu by znaleźć się kilka stóp przed nami. Był irlandczykiem, bardzo banalnym irlandczykiem. Miał akcent - oczywiście, kufel Guinnessa w ręku, bladą skórę - co jest często oznaką, był przede wszystkim pijany - nic do dodania, że jest to irlandzka cecha, ale jednak gigantyczna koniczyna na jego koszulce mogła dużo oddać. (Głównie akcent, chociaż to chyba bardziej widoczne ze względu na jego stan nietrzeźwości).
- Co ty robisz przyprowadzając tutaj dziewczynę? Coś nie tak z twoim domem?
Harry uśmiechnął się. Skrzywiłam się z niesmakiem.
- Zniszczyłeś swoje łóżko czy coś? - Ciągnął niewyraźnie.
Skrzywiłam się na niego i Harr'ego, który stał po mojej stronie, patrząc kątem oka na moje niezadowolenie. W sumie będąc przez trzydzieści sekund w nieznanym miejscu, odkryłam, że Harry Styles był mężczyzną wielu kobiet - grzecznie mówiąc. Musiałam ugryźć się w język, aby uniknąć powiedzenia czegoś, co może spowodować poważne konsekwencje. Coś mi mówi, że Harry Styles nie przyjmuje dobrze obelg, a ja nie chciałam przekraczać jego granicy. 
- Mógłbyś się nią dzielić?
Harry roześmiał się, prawie wył ze śmiechu, zanim ponownie złapał mnie za rękę, jakbym była jakimś wściekłym zwierzęciem. Cmoknęłam z niezadowolenia, co on oczywiście zignorował. Pijany irlandzki mężczyzna zaczął chichotać do siebie jak dziecko w szkole, zanim grzecznie przepchnęliśmy się obok niego.
- Jest cała twoja! - Harry w końcu odpowiedział. Odrzuciłam swoją rękę, co natychmiast przykuło jego uwagę.
- Jesteś obrzydliwy.
- Co? - Zachichotał patrząc irytująco rozbawiony - Tylko dlatego, że prowadzę aktywne życie seksualne, nie czyni mnie to obrzydliwym.
- Taa, to nie było to co miałam na myśli - Mruknęłam, uderzając jego rękę, bezskutecznie bo nawet go to nie zabolało, mimo to jego ręka ponownie kurczowo trzymała moją. Chciał coś powiedzieć, ale przerwałam mu ostro - Nie możesz mnie tak po prostu zaoferować swoim pijanym przyjaciołom - Szepnęłam wściekle. Znów zachichotał, co jeszcze bardziej mnie rozwścieczyło.
- Bez obrazy, ale on nawet nie będzie pamiętał twojej twarzy, gdy wytrzeźwieje, nie mówiąc już o tym, że czegoś od ciebie chciał.
- Cóż dziękuję za twoje piękne miłe słowa i troskę, teraz mógłbyś zrobić mi przyjemność mówiąc w pierwszej kolejności dlaczego kurwa tu jestem. Jeśli ma to na celu sprzedanie mnie jako niewolnicy lub do jakiegoś seks biznesu, to wolałabym nie. Sam powiedziałeś, że jestem dobra w pieczeniu ciast.
- Jesteś pewna, że nie jesteś żadnym komikiem z tym twoim humorem? - Splunął sarkastycznie - Handel niewolnikami i seks? Zajmujemy się ludźmi, ale jest to bardziej niebezpieczne. 
- Więc, mogę się dowiedzieć, co to do cholery za miejsce i czym się zajmujesz?
- Nie.
- Oczywiście - Uśmiechnęłam się boleśnie; moja odpowiedź była zbyt sarkastyczna by traktować ją poważnie, stąd jego zmieszana mina - Wejście do domu dziewczyny, wyciągnięcie jej z niego i zmuszenie do znalezienia się w jakiejś losowej rezydencji i nie powiedzenie jej dlaczego i gdzie jest. Nie, w ogóle nie jest nielegalne.
- Gliny niczego nie zrobią, zaufaj mi.
- Zrobię wszystko, oprócz zaufania ci.
- Dobrze, nie zależy mi na twoim zaufaniu, teraz wchodź tam.
Zostałam popchnięta przez drzwi bez wcześniejszego ostrzeżenia. Potknęłam się niezdarnie na własnych nogach, zdążając złapać równowagę, zanim upadłabym twarzą na podłogę. Wydawało się, że to biuro; wielkie biurko, krzesła dla klienta i duże krzesło obrotowe, aczkolwiek dwie bronie na ścianie za biurkiem były nieco bardziej niepokojące niż reszta mebli. Odwróciłam się do Harr'ego, gdy zakaszlał lekko.
Wkrótce moja uwaga zwróciła się z powrotem na duże krzesło, które powoli się odwróciło i ukazał się mężczyzna w średnim wieku. Po co do cholery tu weszłam? Ku mojemu zdziwieniu postać, które się na mnie gapiła, nie była mi całkiem obca. 
- Spotkaliśmy się wcześniej - Wydawał się zaskoczony tak jak ja.
- Na krótko - Stwierdziłam. 
- Znasz ją? - Harry przerwał wchodząc w szczelinę między mną a Paulem lub panem Smith'em bo pod takim pseudonimem go znałam.
- Harry, mógłbyś dać nam parę minut.
Nie wyglądał na szczęśliwego, że musi opuścić pomieszczenie, ale zamiast odpowiedzi jakimś ciętym komentarzem, wypuścił mały pomruk, zmrużył oczy po raz ostatni na mnie i wyszedł, zatrzaskując za sobą drzwi.
- Lennon, proszę usiądź - Uśmiechnęłam się łagodnie i postąpiłam zgodnie z jego instrukcją. Okoliczności w jakich się spotkaliśmy znacznie różnią się od ostatniego razu - Współlokatorka Cherry, mam rację? - Skinęłam głową. 
Cherry była jego córką i moją współlokatorką na uniwersytecie przez dwa miesiące, kiedy tam byłam. Nie dogadywałyśmy się za dobrze. Lubiła muzykę techno i nalegała, aby odtwarzać ją o każdej porze dnia i nocy. Cierpiałam przez to na silne bóle głowy, ale przysięgała, że pomaga jej to w koncentracji - nigdy jednak nie widziałam jej, aby wykonywała tylko jedno zadanie.
- Utnijmy sobie krótką pogawędkę. Jestem bardzo zajętym, ważnym człowiekiem - Przeniósł się do przodu, aby oprzeć się o biurko. Jego oczy na chwile zamigotały na broni, przez co strach szybko wypełnił moje ciało bardziej niż wcześniej - Byłaś w piekarni tego samego dnia, kiedy ja tam byłem? - To było mniej jak pytanie, bardziej jak stwierdzenie, ale wyglądał, jakby chciał usłyszeć odpowiedź. Z bronią nad głową poczułam natychmiastową potrzebę powiedzenia prawdy.
- Taa - Westchnęłam, ubolewając, że zachowuje się jak jakiś szpieg. Dlaczego muszę być tak zapominalska?
- Rzeczy, które mogłaś usłyszeć lub nie, mogą umieścić cię w niebezpieczeństwie. Jesteś niewinną dziewczyną mieszkającą w Londynie ze zbyt dużą ilością informacji w głowie. Nie wiesz jaki Londyn jest naprawdę.
- Już mi tak mówiono- Przerwałam mu odnosząc się do czasu, kiedy Harry wypominał mi moją wiedzę na temat Londynu.
- Są tutaj ludzie gorsi od kryminalistów. Będą cię chcieli. Będą chcieli wiedzieć, co wiesz. Będą chcieli poufnych informacji. Zrobią wszytko by to zdobyć. I tak to może oznaczać śmierć. Masz rodzinę?
- Nie w Londynie.
- Nieważne. Oni mogą być martwi i to w ciągu kilku godzin, jeśli coś ci się wymsknie. I jeśli coś ci się wymsknie, nie zawaham się zrobić tego sam - Przełknęłam ślinę. Człowiek poinformował mnie właśnie, że nie boi się mnie zabić, a ja nie zwątpiłam nawet na chwilę - Nie możesz zapomnieć co usłyszałaś, ale mam nadzieję, że moje małe ostrzeżenie powstrzyma cię nawet od myślenia o otwieraniu tych twoich małych usteczek. Nie pisz, nawet nie myśl o tym. Nic nie rób. Twoje i nasze życie wisi na włosku.
- Nasze?
- Połowy Londynu.
Przełknęłam ślinę ponownie. Losy innych ludzi mogą być w moich rękach - to nie jest to, czego chciałam doświadczyć w wieku lat dziewiętnastu.  
- Właściwie nie mam wielu ludzi, którym mogłabym coś powiedzieć.
- Jeśli widziałaś się z Harr'ym lub innym moim człowiekiem, uwierz mi, że o wiele więcej osób będzie chciało cię "poznać". Jesteś ładna, ale oni w ogóle nie będą tym zainteresowani. 
- Wy faceci jesteście pełni komplementów, nieprawdaż?
- I masz lekkie podejście, trochę odwagi. Zakładam, że to nie będzie współgrało z Harrym - Rozmyślał sobie, podczas gdy ja nadal stałam twarzą do niego - Rozumiesz, o czym mówiłem, co nie? - Pochylił się jeszcze dalej nad biurkiem.
- Tak.
- Dobrze, teraz jeszcze jedna rzecz. Ten twój specjalny talent? - Uniosłam brew z niezrozumienia - Co studiujesz? 
- Nic.
- Hobby?
- Czytanie i pieczenie... Co miałeś na myśli mówiąc specjalny talent?
- Charakteryzujesz ludzi? Umiesz wyczytać w nich osobowości, cechy, ich sekrety tylko patrząc na nich przez minutę lub więcej.
- Czy Harry to powiedział? - Pytałam poważnie. Pochylił się na krześle krzyżując ramiona na piersi - Czy on naprawdę myśli, że jestem psychiczna? - Śmiałam się z niedowierzaniem.
- Nie jesteś? Nie umiesz czytać w myślach?
- Gdybym umiała czytać w myślach, to szczerze.. uważasz, że siedziałabym tu teraz? Prawdopodobnie rozwiązywałabym przestępstwa moim niesamowitym talentem albo robiłabym z nim coś pożytecznego.
- On mówił, że się gapiłaś.
- Był dorosłym i pokrytym tatuażami człowiekiem, dodatkowo miał obcisłe jeansy, a odbierał baby shower tort. To był dziwny widok. Powinien się nad sobą zastanowić. 
- Mogłem go poinformować o tym, jestem pewien, że byłby zadowolony. Co do zamówienia tort był dla mojego dziecka - Zorientowałam się, że go znam, kiedy usiadłam naprzeciwko niego. Kiedy pierwszy raz poznałam Paula, był bardzo miły, prawdopodobnie zbyt miły patrząc na tą sytuację. On mi grozi. Świat jest mały.
- Teraz tak jak powiedziałem, chcę trzymać to krótko. Chciałbym cię odwieźć, ale mam sprawy do załatwienia. Harry to zrobi. To była przyjemność widzieć cię, ale mam nadzieję, że nie zdarzy się to ponownie. Miłego życia Lennon - Pomachał mi i odwrócił się na krześle.
- Nawzajem Paul - Przewróciłam oczami na jego plecy, które przesuwały się na krześle po marmurowej podłodze. Mógłby wykazać chociaż trochę szacunku otwierając mi drzwi, ale widocznie to zbyt dużo wysiłku. I bez obrazy dla niego, ale nie spieszyło mi się do kolejnej wizyty.
Wychodząc z pokoju, zdałam sobie sprawę, że nie miałam pojęcia, gdzie powinnam pójść lub gdzie był Harry. Odtwarzając moje kroki z tego co pamiętałam, skończyłam na zewnątrz pomieszczenia, z którego dobiegały huki. Stojąc przed drzwiami słyszałam wycie śmiechów pochodzących od mężczyzn i ewentualnie jednej kobiety. Westchnęłam, kiedy usłyszałam donośny głos Harr'ego. Miałam ochotę wyjść z domu całkowicie, ale nie miałam pojęcia gdzie jestem i jak wrócić do domu.
Zapukałam dwa razy w drzwi, a następnie otworzyłam je nie czekając na odpowiedź. Chciałam tylko wrócić do domu. Nie obchodziły mnie spojrzenia innych w pokoju. Miałam prawie rację z moją analizą. Co najmniej ośmiu mężczyzn i trzy kobiety. Rozpoznałam tylko trzech; Harry, Louis i nietrzeźwy. 
Cisza w pokoju. Ich twarze wpatrywały się we mnie z emocjami. Spojrzałam na Harr'ego, podnosząc brwi do góry, próbując wskazać mu czego chciałam, ale wiadomość nie została dobrze przekazana albo starał się jeszcze bardziej mnie wkurzyć.
- Zabierzesz mnie do domu.
- Kto tak powiedział? - Uśmiechnął się.
- Twój szef - Odwzajemniłam uśmiech. Tylko przypuszczałam, ze Paul był ich szefem przez sposób w jaki dawał im rozkazy inaczej mogłam po prostu zrobić z siebie idiotkę.
Harry wymamrotał coś pod nosem, zanim ruszył swój tyłek z kanapy. Rozejrzałam się po pokoju i zauważyłam mężczyzn, którzy chronili dziewczyny swoimi dobrze zbudowanymi ramionami. Oprócz zajmowaniem się nielegalnymi rzeczami, podrywaniem dziewczyn, to jestem pewna, że resztę czasu wszyscy spędzali na siłowni.
Ponieważ wszyscy wpatrywali się jak Harry zakłada kurtkę, postanowiłam trochę się zabawić. Wybrałem cel i wpatrywałam się w niego bez mrugnięcia i jakiegokolwiek ruchu. Wszyscy w pokoju zwrócili uwagę na naszą więź. Udawałam, że czytam mu w myślach, mało wiedziałam, nawet nie wiedziałam jak się nazywa. Ale jego reakcja zapewniła mnie, że wszyscy zostali poinformowani o moich "psychicznych" mocach.
- Myślę, że polubiła cię Luke - Irlandczyk zaczął szeptać do "Luke'a", ale bardziej był to krzyk niż szept.
- Wychodzimy, zanim spowodujesz, że zacznie wariować - Harry zmusił mnie do wyjścia z pokoju do holu, gdzie następnie wyprowadził mnie na dwór.
- Co? Jest dwunastolatkiem czy coś?
- Nie, jesteś po prostu dziwna.
- Dzięki, a ty jesteś po prostu niegrzeczny.
- Powiedz mi coś czego nie wiem kochanie.
- Nie nazywaj mnie kochanie.
- Będę robił, co chcę.
W czasie powrotu znów panowała cisza, choć czułam się bardziej niezręcznie. Nie mogłam się doczekać, kiedy będę w domu, aczkolwiek w rzeczywistości byłam dziwnie zadowolona, że Harry jechał co najmniej pięćdziesiąt na godzinę. Czułam się bardziej zagrożona w jego obecności niż w pędzącym samochodzie.
Kiedy w końcu zatrzymał się na zewnątrz mojego apartamentu, szybko się odpięłam i szarpnęłam za drzwi. Nie chciałam pożegnania, ale najwyraźniej nie miałam żadnego wyboru, kiedy wciągnął mnie z powrotem do samochodu, aby spojrzeć mu w oczy. 
- Dla przypomnienia. Nie dzielę się, zwłaszcza moimi dziewczynami.
- To dobrze, nie jestem twoją dziewczyną, dokładnie tak jak powiedziałeś - Odparłam zdecydowanie.
Uśmiechnął się, ale błysk w jego oku mówił wszystko. Pokręciłam głową oburzona - W twoich snach - Wysiadłam szybko z samochodu zatrzaskując drzwi. 
Nie zaczekał, aż wejdę do środka, tylko odjechał w stronę ciemności, do której wystawiłam mój środkowy palec, gdy tylko zniknął na horyzoncie. Harry Styles rozwścieczył mnie, ale było mi wstyd przyznać, że intrygował mnie jeszcze bardziej.


JAHSVSDGSFDGVDSTGFDVSCGFXVDHSDBHSFVSDGVF BOŻE JARAM SIĘ KOŃCÓWKĄ, HARRY TAKI BADBOY C'NIE *___*
awwwww mówię Wam rozdziały będą coraz ciekawsze :D

Ok dzisiaj się nie rozpisuję bo nie mam za bardzo czasu.
Przypominam standardowo ASK, na tt hashtag #DecodeFF
Następny rozdział w niedzielę :) 
Będę już po egzaminach, módlcie się za mnie XD 

Za jakiekolwiek komentarze będę wdzięczna x

 WESOŁYCH I POGODNYCH ŚWIĄT KOCHANI :)

Lots of love x

CZYTASZ = KOMENTUJESZ :))