niedziela, 27 kwietnia 2014

Chapter 9

- Spóźniłaś się.
Westchnęłam i przepchnęłam się obok Nia, unikając jej, gdy zmierzyłam w stronę kuchni. Nawet nie spojrzała by sprawdzić czy to ja, czy nie. 
Ale był poniedziałek rano; jedyne dochody jakie otrzymywaliśmy pochodziły od ludzi, którzy byli spóźnieni lub zbyt leniwi, aby czekać w kolejce do markowej kawiarni wzdłuż drogi. Nawet staruszki spały w tym czasie. 
Postanowiłam nie wyjaśniać mojego nietypowego spóźnienia - nie miałam wątpliwości, że spyta mnie o to później, ale wciąż nie dostanie głębokiej odpowiedzi. Gdybym powiedziała jej prawdę, zaczęłaby mnie pouczać, znowu i prawdopodobnie znowu. 
To było tylko co najwyżej czterdzieści osiem godzin od mojej niechcianej wizyty, w tak nazwanym przeze mnie "pałacu dużych chłopców". Podobała mi się ta niewyszukana nazwa, uważałam, że ich podważała, bynajmniej w moim umyśle. Jednak pomimo krótkiego czasu, Harry Styles zalęgnął robaki w moim życiu po raz kolejny. 
Kawa jest moim stałym suplementem diety rano, dlatego nie mogłam rozpocząć dnia bez utopienia się w kofeinie. I przez utopienie się, mam na myśli jedną filiżankę inaczej siedziałabym cały dzień w toalecie. Więc kiedy opuściłam moje skromne progi, "wpadłam" na Harry'ego czekającego za rogiem ulicy. Trzymał w ręce dwie filiżanki świeżo parzonej kawy, na co odmówiłam. To nie był przypadek, że kupił dwie. To nie było spontaniczne działanie, że pojawił się zza rogu ulicy. Zaplanował to, co bardzo mnie wkurzyło. Jednak nie zaplanował tego na tyle dobrze by wiedzieć, że mogę sobie pozwolić rano na tylko jedną filiżankę napoju.
Próbowałam go zignorować, minęłam go, jakby w ogóle się tu nie znajdował. Harry będąc Harrym miał inne pomysły.
- Dokąd idziesz?
- Praca - Zażartowałam bardzo dosadnie - Nie otrzymał wskazówki albo nie chciał, tak czy inaczej nie miałam ochoty dzielić z nim małej pogawędki.
Trzymałam szybkie tempo, starając udać się w stronę metra bez małego obserwatora. Ku mojemu niezadowoleniu miał dłuższe nogi, przez co dłuższe kroki i bez problemu mnie dogonił, zanim zdążyłam coś powiedzieć. Odwróciłam się lekko, aby spojrzeć na jego rozbawioną twarz. Zdenerwowana przez jego bipolarne emocje, zatrzymałam się, na co wydał się zaskoczony i zrobił kilka kroków do tyłu.
- Czy jest tu dla ciebie bezpiecznie? - Zmrużyłam na niego oczy, zanim zaczęłam skanować teren.
- Co? - Praktycznie krzyknął, a paniczna mina wyryta na jego twarzy, mówiła jakbym powiedziała coś, czego nie powinnam wiedzieć. Zmrużyłam oczy ponownie. Był pozornie szalony.
- Jesteśmy w pobliżu szkoły, jesteś pewny, że wolne mamusie nie rzucą się na ciebie? - Moje pierwsze pytanie było uzupełnieniem  bardzo sarkastycznego dowcipu, mimo, że powiedziałam o nim coś, co było dalekie od tego. Roześmiał się, niemal zbyt bardzo i zdecydowanie niezręcznie.
- Mówisz, że jestem przystojny? - Ten głupi uśmieszek pojawił się po raz pierwszy tego dnia na jego twarzy.
- Nie, mówię, że jesteś męską kurwą - Powiedziałam z kamienną twarzą.
- Wciąż myślisz o udaniu się do branży komediowej?
- Co ty w ogóle tu robisz? Nie masz do zrobienia jakiś gang rzeczy? I nie miałeś przebywać z dala ode mnie? - Ruszyłam znowu, mając w połowie nadzieję, że zostawi mnie w spokoju. Druga połowa chciała go zatrzymać bo znalazłam wielką przyjemność w irytowaniu go.
- Gang rzeczy? - Powtórzył i roześmiał się - Kto powiedział, że nie robię gang rzeczy teraz?
- Dwie filiżanki kawy w twoich dłoniach.
- Większość ludzi byłaby wdzięczna za filiżankę kawy w poniedziałek rano. I tylko w gwoli wyjaśnienia, lubię łamać zasady, a raczej je zaginać. 
- Oczywiście, że tak - Mruknęłam - Większość ludzi nie jest śledzona przez obcych w poniedziałek rano. 
- Nie jesteśmy sobie obcy.
- Tak jesteśmy. I nie ufam obcym. Dlatego będę uważać na kawę. Pa Harry.
Machnęłam bezczelnie ręką zadowolona z siebie i z uśmiechem na twarzy zeszłam po schodach, zostawiając go na szczycie. Zamiast wyglądać na zdezorientowanego albo zirytowanego, na co miałam dużą nadzieję, spojrzał ponownie rozbawiony. Miałam już kilka notatek o jego dziwnym zachowaniu i wahaniach nastroju. Starałam się przerwać łańcuch, ale wyglądało na to, że właśnie taki jest. Tajemniczo irytujący, ale świeży i  unikalny - moje nowe dzieło, można powiedzieć. 

Wyrabianie ciasta było moim poniedziałkowym ćwiczeniem.  Moje barki ze stali nie wydawały się magiczne. Kiwałam się wraz z dźwiękiem niektórych pieśni ludowych lecących w radio two. System głośników wymiatał; Floyd szybko ugiął się pod moim nieustającym żebraniem i kupił nowe radio. Mimo tego, że szumiało, co było bardzo irytujące - Przysięgam, że zrobił to celowe, mając nadzieję, że się poddam i będę pracować w ciszy. Nie mogłam pracować w ciszy, więc co dwadzieścia minut musiałam stanąć i poprawić to cholerstwo. 
Nie sądziłam, że mój zwykły nudny poniedziałek mógł być jeszcze bardziej niezwykły. Nie pracowałam dłużej niż dwie godziny, nawet nie była jeszcze pora lunchu, kiedy Nia zawołała mnie na przód piekarni. Niewielki ton w jej głosie spekulował coś dziwnego. Zmarszczyłam brwi, gdy ocierałam nadmiar mąki i innych składników z mojego fartucha, zanim rzuciłam go na ladę.
Moje oczy rozszerzyły się, ale potem wróciły do swoich normalnych rozmiarów, kiedy zauważyłam Dom'a stojącego w pobliżu wystawy ciast. Obserwował mój każdy ruch od sobotniej nocy. Wiedział, że coś się dzieje, coś czym nie chciałam się dzielić. Zapewniałam go, że ze mną w porządku, że wszystko było w porządku - miałam nadzieję, że było, ale nie mógł oprzeć się byciem postacią ochronną w moim życiu. Nie przeszkadzało mi to, ale to był tylko dzień lub dwa, kiedy byłam stale przesłuchiwana gdzie będę w jakim czasie, robiąc co z kim. 
- Dom? - Zapytałam jak gdybym była mile zaskoczona, po zdaniu sobie sprawy jakie były jego intencje; aby mnie sprawdzić, cóż było to trochę mniej przyjemne. 
- Hej! - Odpowiedział, odciągając mnie od kasy, aby przytulić mnie w "do złamania żeber" uścisku. Uśmiechnął się, kiedy odwróciłam się z niewątpliwe mniejszym entuzjazmem. 
- Co ty tu robisz?
- No wiesz, byłem w okolicy. Pomyślałem, że wpadnę.
- Twoje zajęcia są po drugiej stronie miasta.
- W porządku, więc może wziąłem dzień wolny i patrz z kim wpadłem!
Wyciągnął swojego towarzysza, kiedy ja nie zwracałam uwagi na cokolwiek przed ręką, chociaż po jednym spojrzeniu na niego, żałowałam, że to zrobiłam. Nie wiedziałam kim jest; nie wiedziałam go nigdy wcześniej, tym bardziej z Dom'em.
- To jest James - Uśmiechnęłam się do Dom'a. Choć podał mi jego imię, nadal nie wiedziałam kim był -  Poszliśmy razem do szkoły średniej.
- Oh - Uśmiechnęłam się uprzejmie, ale cała sprawa wydawała się... dziwna.
- Wiem, nie widzieliśmy się przez lata i bam po prostu na siebie wpadliśmy, dosłownie.
- Naprawdę? - Zapytałam retorycznie. Coś było nie w porządku. A może byłam zbyt sceptyczna - Więc byliście przyjaciółmi czy coś? - Zapytałam o to, ponieważ Dom mówił mi wszystko, a nigdy nie wspomniał kogoś o imieniu James.
- Nie do końca - Dom wymamrotał.
- Byliśmy raz partnerami na zajęciach - James odezwał się po raz pierwszy, a jego głos był jak jedwab. Płynął przez moje uszy, a następnie przeze mnie. To było dziwne, aby usłyszeć głos tak gładki i niemal rajski. Powiedział jedno zdanie, a moja twarz już piekła.
- Tak. Rozmawialiśmy i powiedziałem mu, że tu pracujesz i że możesz być w stanie dostarczać nam darmowe żarcie.
- Nie jest darmowe, jest odciągane z mojej wypłaty - Powiedziałam prosto w twarz i poważnie.
- Jest darmowe tak długo jak nie muszę za nie płacić.
- Odejdź Dom, mam pracę do wykonania.
- Oj, zabawy frajerko.
- Czy to mój oficjalny pseudonim w dzisiejszych czasach?
- Zawsze nim był.
- Oczywiście głupia ja, teraz spadaj albo coś. Ciasto się samo nie rozwałkuje.
- Jeszcze jedno - Dom złapał moją rękę, zanim mogłam wrócić z powrotem do obskurnej kuchni - Teraz wiem, że nienawidzisz mnie bawiącego się w amorka, ale James i ty, oboje jesteście wolni, dobrze wyglądacie i fajnie...
- Czy ty naprawdę próbujesz zabawiać się w swatkę po tym co stało się ostatnim razem?
Ostatnim razem Dom próbował umówić mnie z kimś kogo nie zna osobiście, ale był to kuzyn jego przyjaciela, który okazał się stuknięty i oczekiwał tylko jednej rzeczy. Nigdy nie dostał tej "jednej" rzeczy, ale za to dostał kopa w swoje klejnoty oraz szklankę z wodą na głowie.
Dom przeszedł wokół kasy i pociągnął mnie do kuchni, nie pozwalając mi nic powiedzieć.
- Poważnie, jest przystojny, miły, bogaty też, jeśli dobrze pamiętam. Wyglądalibyście słodko razem.
- Kto powiedział, ze lubię go na tyle, żeby pójść z nim na randkę? Ledwo powiedział jedno słowo. Czy on w ogóle tego chce?
- On jest tym, który chciał mnie o tym napomknąć.
- Uh huh - Uniosłam brwi w podejrzeniu. Nagle ktoś chce wziąć mnie na randkę. Nieznajomy, który jest szalenie przystojny chce mieć ze mną coś wspólnego. Coś było nie w porządku..
- Proszę, dla mnie - Błagał.
- Co będziesz z tego miał?
- Chciałbym zobaczyć cię szczęśliwą.
- Jestem szczęśliwa, będąc sama.
- Nikt nie jest szczęśliwy będąc sam.
- Każdy jest szczęśliwy na swój sposób. Jestem szczęśliwa będąc wolna.
- To jest prawie wolność - Mówił wymachując rękoma w brudnej kuchni, w której byliśmy.
- To jest bliskie temu, co zamierzam dostać. 
- Jedna randka?
- Nie.
- To jest to, tylko jedna. Proszę? Przysięgam, on jest naprawdę niezły. Gdyby grał w moim zespole, to chciałbym wskoczyć na jego ku-
- Dobrze, proszę nie dokańczaj tego zdania.
- Zrobisz to?
- Tylko jedna randka. To wszystko. 
- Tak! - Wiwatował, podskakując w miejscu jak małe szalone dziecko - James, powiedziała tak! - Zawołał tak, żeby jego przyjaciel i reszta dzielnicy usłyszała.
- Daj mu mój numer telefonu i powiedz, żeby wysłał do mnie smsa ze wszystkimi szczegółami. Teraz spieprzaj, ten bochenek chleba tęskni za moimi magicznymi zdolnościami do pieczenia. 
 - Taa cokolwiek - Odpowiedział przewracając oczami - Nie rób nic głupiego i miłego pieczenia - Zaśmiał się, całując czubek mojej głowy, zanim dosłownie odskoczył - Zadzwonię do ciebie, kiedy będziesz wracać do domu, aby upewnić się, że jesteś bezpieczna.
- Nic mi nie będzie.
- Jestem pewien, że tak będzie.
W końcu wyszedł i myślałam, że to już koniec dziewczęcych krzyków, ale się myliłam. Nia pędziła przez kuchnię i stanęła naprzeciwko mnie w kasie stacji roboczej. Próbowałam skoncentrować się na wyrabianiu ciasta, ale jej złowrogi uśmiech sprawiał, że czułam się niekomfortowo, nie mówiąc już o jej klaskaniu i roztrzepanych odgłosach.
- Nawet nie zaczynaj - Westchnęłam.
- Nie wierzę, że idziesz na randkę!
- Cholera - Mruknęłam pod nosem - To jedna randka.
- Wiem, ale on jest jak chodzący Bóg. Sądzę, że jest modelem.
- Jeśli jest kimś stąd, to bardzo w to wątpię.
- Bez obrazy, ale zastanawiam się dlaczego się tobą zainteresował.
I wtedy mój mózg rozpoczął pracę. On nie jest zainteresowany mną, prawda? Jest zainteresowany tym, co wiem. Byłam zła, że nie zauważyłam tego wcześniej. Nie mogłam się wycofać ze względu na Dom'a , on mógłby tylko kwestionować moje powody, ale to nie znaczy, że nie mogłam dobrze się bawić. Jeśli ten "James" myśli, że może ze mną pogrywać , a następnie mnie zdobyć i zrobić wyciek to się myli. Losowy, przystojny facet nigdy nie chce umawiać się na randki z dziewczyną tak po prostu, to nie jest bajka, oni zawsze czegoś chcą.
- Tak, ja też. 

akjsabhdfsjfnjdrjgfndkdhgsdfndjfbgfngb Harry czekający z kawą :D Kocham go XD Jesteście ciekawi jak będzie wyglądać randka Lennon i James'a? (Jeśli chcecie zobaczyć jak wygląda James to wejdźcie w zakładkę " Bohaterowie")
Cóż, postaram się dodać następny rozdział wcześniej niż w niedzielę, nie wiem kiedy dokładnie, ale myślę, że może czwartek/piątek :) Skończyły się egzaminy, więc jak szaleć to szaleć XD
Standardowo ASK i tt hashtag #DecodeFF


Buźki xx

Dziękuję za wszystkie komentarze. Nie wiecie jaka to radość widzieć pod rozdziałem 14 komentarzy :) Jeszcze raz dziękuję x

CZYTASZ = KOMENTUJESZ :))


niedziela, 20 kwietnia 2014

Chapter 8

Boczne uliczki i ciemne drogi w końcu zamieniały się w sąsiedztwa, które w rzeczywistości powinny być promowane w teleturniejach o gospodyniach domu. Podróż pozostała w stałej ciszy, jedynie silnik i samochód wyprodukował jakiś dźwięk. Harry nie próbował nawiązać rozmowy - nawet nie powiedział mi, gdzie byliśmy, może nie odzywał się z obawy, że zostanie zastrzelony. Nie wyglądał jak ktoś, kto byłby absolutnie szczery.

Zajęło ponad półgodziny, zanim znaleźliśmy się naprzeciwko domu, aczkolwiek była tu ogromna żelazna brama, która zatrzymała nas w drodze. Chłodna bryza wparowała do samochodu, gdy otworzył okno, by wpisać coś na klawiaturze. Brama otworzyła się wpuszczając nas do środka, aby za chwile znowu szybko się zatrzasnąć. 

Samochód wjeżdżał na podjazd, który był zaśmiecony przez kilka innych samochodów. Wszystkie z nich miały przyciemniane szyby, tak jak ten. Wiele było Range Rover'ów, inne wahały się od górnej linii samochodów sportowych. Ilość aut wokół była trochę trudna do spotkania. Myślałam, ze musi być w tym domu dużo osób albo jeden bardzo bogaty człowiek. 
- To twój dom? - Spytałam patrząc na dwór przed nami, a potem na Harr'ego.
- Nie - Odpowiedział bez ogródek, zanim opuścił samochód.
Obserwowałam go w przedniej szybie; z niecierpliwością czekał, aż do niego dołączę. Nie zamierzał być gentlemanem i nie otworzył dla mnie drzwi - nie tego się spodziewałam, choć było to trochę naciągane. Wyglądał na zmęczonego i zirytowanego, krzyżując dobrze zbudowane ramiona na piersi. Był słabo oświetlony przez światło na werandzie, przez co jego włosy rzucały cień na drugą połowę twarzy. Wyglądał jeszcze bardziej wrogo niż w mojej sypialni. 
Wysiadłam z samochodu niezdecydowana, moje włosy były jeszcze mokre i chłód wytwarzał dreszcze na całym moim ciele. Spojrzałam na Harr'ego i skrzyżowałam swoje ramiona na klatce piersiowej, zanim zaczęłam śledzić jego kroki w kierunku drzwi. Dotarło do mnie, że miałam wejść do domu nieznajomego z nieznanego powodu, co mogło doprowadzić do zgonu, a ja jeszcze nie zamierzałam uciekać. Zamarłam, odwróciłam się lekko i zauważyłam ogromny mur i bramę, która blokowała jakiekolwiek wyjście.
- Nawet o tym nie myśl - Wyskoczyłam niemal dosłownie z własnej skóry, kiedy odwróciłam głowę w celu znalezienia Harr'ego, którego głowa spoczywała kilka centymetrów od mojej. Trzymał mój wzrok z przebijającym spojrzeniem, zanim chwycił moje przedramię i pociągnął na schody. 
Nie zapukał ani nie zadzwonił, wszedł prosto do mieszkania. Nie wiedziałam czy mogłam być jeszcze bardziej onieśmielona; marmurowe podłogi, które niesamowicie i imponująco odbijały światło lub ogromny żyrandol wiszący na suficie kilka pięter wyżej. Moje usta były otwarte, z dużą przyjemnością dla Harr'ego.
Głosy jakiejś grupy osób szybko rozeszły się po domu. Po głosach wydawałoby się, że było ich niewielu. Wzdrygnęłam się na samą myśl, kto może czaić się po kątach. Nie mogłam usłyszeć pojedynczego żeńskiego głosu, przez co zmartwiłam się jeszcze bardziej. Miałam nadzieję i modliłam się, żeby nie był to jakiś burdel albo siedziba handlu niewolnicami. 
- Haz! - Chłopak, który był w podobnym wieku co "Haz", praktycznie jak łabędź zanurkował w powietrzu by znaleźć się kilka stóp przed nami. Był irlandczykiem, bardzo banalnym irlandczykiem. Miał akcent - oczywiście, kufel Guinnessa w ręku, bladą skórę - co jest często oznaką, był przede wszystkim pijany - nic do dodania, że jest to irlandzka cecha, ale jednak gigantyczna koniczyna na jego koszulce mogła dużo oddać. (Głównie akcent, chociaż to chyba bardziej widoczne ze względu na jego stan nietrzeźwości).
- Co ty robisz przyprowadzając tutaj dziewczynę? Coś nie tak z twoim domem?
Harry uśmiechnął się. Skrzywiłam się z niesmakiem.
- Zniszczyłeś swoje łóżko czy coś? - Ciągnął niewyraźnie.
Skrzywiłam się na niego i Harr'ego, który stał po mojej stronie, patrząc kątem oka na moje niezadowolenie. W sumie będąc przez trzydzieści sekund w nieznanym miejscu, odkryłam, że Harry Styles był mężczyzną wielu kobiet - grzecznie mówiąc. Musiałam ugryźć się w język, aby uniknąć powiedzenia czegoś, co może spowodować poważne konsekwencje. Coś mi mówi, że Harry Styles nie przyjmuje dobrze obelg, a ja nie chciałam przekraczać jego granicy. 
- Mógłbyś się nią dzielić?
Harry roześmiał się, prawie wył ze śmiechu, zanim ponownie złapał mnie za rękę, jakbym była jakimś wściekłym zwierzęciem. Cmoknęłam z niezadowolenia, co on oczywiście zignorował. Pijany irlandzki mężczyzna zaczął chichotać do siebie jak dziecko w szkole, zanim grzecznie przepchnęliśmy się obok niego.
- Jest cała twoja! - Harry w końcu odpowiedział. Odrzuciłam swoją rękę, co natychmiast przykuło jego uwagę.
- Jesteś obrzydliwy.
- Co? - Zachichotał patrząc irytująco rozbawiony - Tylko dlatego, że prowadzę aktywne życie seksualne, nie czyni mnie to obrzydliwym.
- Taa, to nie było to co miałam na myśli - Mruknęłam, uderzając jego rękę, bezskutecznie bo nawet go to nie zabolało, mimo to jego ręka ponownie kurczowo trzymała moją. Chciał coś powiedzieć, ale przerwałam mu ostro - Nie możesz mnie tak po prostu zaoferować swoim pijanym przyjaciołom - Szepnęłam wściekle. Znów zachichotał, co jeszcze bardziej mnie rozwścieczyło.
- Bez obrazy, ale on nawet nie będzie pamiętał twojej twarzy, gdy wytrzeźwieje, nie mówiąc już o tym, że czegoś od ciebie chciał.
- Cóż dziękuję za twoje piękne miłe słowa i troskę, teraz mógłbyś zrobić mi przyjemność mówiąc w pierwszej kolejności dlaczego kurwa tu jestem. Jeśli ma to na celu sprzedanie mnie jako niewolnicy lub do jakiegoś seks biznesu, to wolałabym nie. Sam powiedziałeś, że jestem dobra w pieczeniu ciast.
- Jesteś pewna, że nie jesteś żadnym komikiem z tym twoim humorem? - Splunął sarkastycznie - Handel niewolnikami i seks? Zajmujemy się ludźmi, ale jest to bardziej niebezpieczne. 
- Więc, mogę się dowiedzieć, co to do cholery za miejsce i czym się zajmujesz?
- Nie.
- Oczywiście - Uśmiechnęłam się boleśnie; moja odpowiedź była zbyt sarkastyczna by traktować ją poważnie, stąd jego zmieszana mina - Wejście do domu dziewczyny, wyciągnięcie jej z niego i zmuszenie do znalezienia się w jakiejś losowej rezydencji i nie powiedzenie jej dlaczego i gdzie jest. Nie, w ogóle nie jest nielegalne.
- Gliny niczego nie zrobią, zaufaj mi.
- Zrobię wszystko, oprócz zaufania ci.
- Dobrze, nie zależy mi na twoim zaufaniu, teraz wchodź tam.
Zostałam popchnięta przez drzwi bez wcześniejszego ostrzeżenia. Potknęłam się niezdarnie na własnych nogach, zdążając złapać równowagę, zanim upadłabym twarzą na podłogę. Wydawało się, że to biuro; wielkie biurko, krzesła dla klienta i duże krzesło obrotowe, aczkolwiek dwie bronie na ścianie za biurkiem były nieco bardziej niepokojące niż reszta mebli. Odwróciłam się do Harr'ego, gdy zakaszlał lekko.
Wkrótce moja uwaga zwróciła się z powrotem na duże krzesło, które powoli się odwróciło i ukazał się mężczyzna w średnim wieku. Po co do cholery tu weszłam? Ku mojemu zdziwieniu postać, które się na mnie gapiła, nie była mi całkiem obca. 
- Spotkaliśmy się wcześniej - Wydawał się zaskoczony tak jak ja.
- Na krótko - Stwierdziłam. 
- Znasz ją? - Harry przerwał wchodząc w szczelinę między mną a Paulem lub panem Smith'em bo pod takim pseudonimem go znałam.
- Harry, mógłbyś dać nam parę minut.
Nie wyglądał na szczęśliwego, że musi opuścić pomieszczenie, ale zamiast odpowiedzi jakimś ciętym komentarzem, wypuścił mały pomruk, zmrużył oczy po raz ostatni na mnie i wyszedł, zatrzaskując za sobą drzwi.
- Lennon, proszę usiądź - Uśmiechnęłam się łagodnie i postąpiłam zgodnie z jego instrukcją. Okoliczności w jakich się spotkaliśmy znacznie różnią się od ostatniego razu - Współlokatorka Cherry, mam rację? - Skinęłam głową. 
Cherry była jego córką i moją współlokatorką na uniwersytecie przez dwa miesiące, kiedy tam byłam. Nie dogadywałyśmy się za dobrze. Lubiła muzykę techno i nalegała, aby odtwarzać ją o każdej porze dnia i nocy. Cierpiałam przez to na silne bóle głowy, ale przysięgała, że pomaga jej to w koncentracji - nigdy jednak nie widziałam jej, aby wykonywała tylko jedno zadanie.
- Utnijmy sobie krótką pogawędkę. Jestem bardzo zajętym, ważnym człowiekiem - Przeniósł się do przodu, aby oprzeć się o biurko. Jego oczy na chwile zamigotały na broni, przez co strach szybko wypełnił moje ciało bardziej niż wcześniej - Byłaś w piekarni tego samego dnia, kiedy ja tam byłem? - To było mniej jak pytanie, bardziej jak stwierdzenie, ale wyglądał, jakby chciał usłyszeć odpowiedź. Z bronią nad głową poczułam natychmiastową potrzebę powiedzenia prawdy.
- Taa - Westchnęłam, ubolewając, że zachowuje się jak jakiś szpieg. Dlaczego muszę być tak zapominalska?
- Rzeczy, które mogłaś usłyszeć lub nie, mogą umieścić cię w niebezpieczeństwie. Jesteś niewinną dziewczyną mieszkającą w Londynie ze zbyt dużą ilością informacji w głowie. Nie wiesz jaki Londyn jest naprawdę.
- Już mi tak mówiono- Przerwałam mu odnosząc się do czasu, kiedy Harry wypominał mi moją wiedzę na temat Londynu.
- Są tutaj ludzie gorsi od kryminalistów. Będą cię chcieli. Będą chcieli wiedzieć, co wiesz. Będą chcieli poufnych informacji. Zrobią wszytko by to zdobyć. I tak to może oznaczać śmierć. Masz rodzinę?
- Nie w Londynie.
- Nieważne. Oni mogą być martwi i to w ciągu kilku godzin, jeśli coś ci się wymsknie. I jeśli coś ci się wymsknie, nie zawaham się zrobić tego sam - Przełknęłam ślinę. Człowiek poinformował mnie właśnie, że nie boi się mnie zabić, a ja nie zwątpiłam nawet na chwilę - Nie możesz zapomnieć co usłyszałaś, ale mam nadzieję, że moje małe ostrzeżenie powstrzyma cię nawet od myślenia o otwieraniu tych twoich małych usteczek. Nie pisz, nawet nie myśl o tym. Nic nie rób. Twoje i nasze życie wisi na włosku.
- Nasze?
- Połowy Londynu.
Przełknęłam ślinę ponownie. Losy innych ludzi mogą być w moich rękach - to nie jest to, czego chciałam doświadczyć w wieku lat dziewiętnastu.  
- Właściwie nie mam wielu ludzi, którym mogłabym coś powiedzieć.
- Jeśli widziałaś się z Harr'ym lub innym moim człowiekiem, uwierz mi, że o wiele więcej osób będzie chciało cię "poznać". Jesteś ładna, ale oni w ogóle nie będą tym zainteresowani. 
- Wy faceci jesteście pełni komplementów, nieprawdaż?
- I masz lekkie podejście, trochę odwagi. Zakładam, że to nie będzie współgrało z Harrym - Rozmyślał sobie, podczas gdy ja nadal stałam twarzą do niego - Rozumiesz, o czym mówiłem, co nie? - Pochylił się jeszcze dalej nad biurkiem.
- Tak.
- Dobrze, teraz jeszcze jedna rzecz. Ten twój specjalny talent? - Uniosłam brew z niezrozumienia - Co studiujesz? 
- Nic.
- Hobby?
- Czytanie i pieczenie... Co miałeś na myśli mówiąc specjalny talent?
- Charakteryzujesz ludzi? Umiesz wyczytać w nich osobowości, cechy, ich sekrety tylko patrząc na nich przez minutę lub więcej.
- Czy Harry to powiedział? - Pytałam poważnie. Pochylił się na krześle krzyżując ramiona na piersi - Czy on naprawdę myśli, że jestem psychiczna? - Śmiałam się z niedowierzaniem.
- Nie jesteś? Nie umiesz czytać w myślach?
- Gdybym umiała czytać w myślach, to szczerze.. uważasz, że siedziałabym tu teraz? Prawdopodobnie rozwiązywałabym przestępstwa moim niesamowitym talentem albo robiłabym z nim coś pożytecznego.
- On mówił, że się gapiłaś.
- Był dorosłym i pokrytym tatuażami człowiekiem, dodatkowo miał obcisłe jeansy, a odbierał baby shower tort. To był dziwny widok. Powinien się nad sobą zastanowić. 
- Mogłem go poinformować o tym, jestem pewien, że byłby zadowolony. Co do zamówienia tort był dla mojego dziecka - Zorientowałam się, że go znam, kiedy usiadłam naprzeciwko niego. Kiedy pierwszy raz poznałam Paula, był bardzo miły, prawdopodobnie zbyt miły patrząc na tą sytuację. On mi grozi. Świat jest mały.
- Teraz tak jak powiedziałem, chcę trzymać to krótko. Chciałbym cię odwieźć, ale mam sprawy do załatwienia. Harry to zrobi. To była przyjemność widzieć cię, ale mam nadzieję, że nie zdarzy się to ponownie. Miłego życia Lennon - Pomachał mi i odwrócił się na krześle.
- Nawzajem Paul - Przewróciłam oczami na jego plecy, które przesuwały się na krześle po marmurowej podłodze. Mógłby wykazać chociaż trochę szacunku otwierając mi drzwi, ale widocznie to zbyt dużo wysiłku. I bez obrazy dla niego, ale nie spieszyło mi się do kolejnej wizyty.
Wychodząc z pokoju, zdałam sobie sprawę, że nie miałam pojęcia, gdzie powinnam pójść lub gdzie był Harry. Odtwarzając moje kroki z tego co pamiętałam, skończyłam na zewnątrz pomieszczenia, z którego dobiegały huki. Stojąc przed drzwiami słyszałam wycie śmiechów pochodzących od mężczyzn i ewentualnie jednej kobiety. Westchnęłam, kiedy usłyszałam donośny głos Harr'ego. Miałam ochotę wyjść z domu całkowicie, ale nie miałam pojęcia gdzie jestem i jak wrócić do domu.
Zapukałam dwa razy w drzwi, a następnie otworzyłam je nie czekając na odpowiedź. Chciałam tylko wrócić do domu. Nie obchodziły mnie spojrzenia innych w pokoju. Miałam prawie rację z moją analizą. Co najmniej ośmiu mężczyzn i trzy kobiety. Rozpoznałam tylko trzech; Harry, Louis i nietrzeźwy. 
Cisza w pokoju. Ich twarze wpatrywały się we mnie z emocjami. Spojrzałam na Harr'ego, podnosząc brwi do góry, próbując wskazać mu czego chciałam, ale wiadomość nie została dobrze przekazana albo starał się jeszcze bardziej mnie wkurzyć.
- Zabierzesz mnie do domu.
- Kto tak powiedział? - Uśmiechnął się.
- Twój szef - Odwzajemniłam uśmiech. Tylko przypuszczałam, ze Paul był ich szefem przez sposób w jaki dawał im rozkazy inaczej mogłam po prostu zrobić z siebie idiotkę.
Harry wymamrotał coś pod nosem, zanim ruszył swój tyłek z kanapy. Rozejrzałam się po pokoju i zauważyłam mężczyzn, którzy chronili dziewczyny swoimi dobrze zbudowanymi ramionami. Oprócz zajmowaniem się nielegalnymi rzeczami, podrywaniem dziewczyn, to jestem pewna, że resztę czasu wszyscy spędzali na siłowni.
Ponieważ wszyscy wpatrywali się jak Harry zakłada kurtkę, postanowiłam trochę się zabawić. Wybrałem cel i wpatrywałam się w niego bez mrugnięcia i jakiegokolwiek ruchu. Wszyscy w pokoju zwrócili uwagę na naszą więź. Udawałam, że czytam mu w myślach, mało wiedziałam, nawet nie wiedziałam jak się nazywa. Ale jego reakcja zapewniła mnie, że wszyscy zostali poinformowani o moich "psychicznych" mocach.
- Myślę, że polubiła cię Luke - Irlandczyk zaczął szeptać do "Luke'a", ale bardziej był to krzyk niż szept.
- Wychodzimy, zanim spowodujesz, że zacznie wariować - Harry zmusił mnie do wyjścia z pokoju do holu, gdzie następnie wyprowadził mnie na dwór.
- Co? Jest dwunastolatkiem czy coś?
- Nie, jesteś po prostu dziwna.
- Dzięki, a ty jesteś po prostu niegrzeczny.
- Powiedz mi coś czego nie wiem kochanie.
- Nie nazywaj mnie kochanie.
- Będę robił, co chcę.
W czasie powrotu znów panowała cisza, choć czułam się bardziej niezręcznie. Nie mogłam się doczekać, kiedy będę w domu, aczkolwiek w rzeczywistości byłam dziwnie zadowolona, że Harry jechał co najmniej pięćdziesiąt na godzinę. Czułam się bardziej zagrożona w jego obecności niż w pędzącym samochodzie.
Kiedy w końcu zatrzymał się na zewnątrz mojego apartamentu, szybko się odpięłam i szarpnęłam za drzwi. Nie chciałam pożegnania, ale najwyraźniej nie miałam żadnego wyboru, kiedy wciągnął mnie z powrotem do samochodu, aby spojrzeć mu w oczy. 
- Dla przypomnienia. Nie dzielę się, zwłaszcza moimi dziewczynami.
- To dobrze, nie jestem twoją dziewczyną, dokładnie tak jak powiedziałeś - Odparłam zdecydowanie.
Uśmiechnął się, ale błysk w jego oku mówił wszystko. Pokręciłam głową oburzona - W twoich snach - Wysiadłam szybko z samochodu zatrzaskując drzwi. 
Nie zaczekał, aż wejdę do środka, tylko odjechał w stronę ciemności, do której wystawiłam mój środkowy palec, gdy tylko zniknął na horyzoncie. Harry Styles rozwścieczył mnie, ale było mi wstyd przyznać, że intrygował mnie jeszcze bardziej.


JAHSVSDGSFDGVDSTGFDVSCGFXVDHSDBHSFVSDGVF BOŻE JARAM SIĘ KOŃCÓWKĄ, HARRY TAKI BADBOY C'NIE *___*
awwwww mówię Wam rozdziały będą coraz ciekawsze :D

Ok dzisiaj się nie rozpisuję bo nie mam za bardzo czasu.
Przypominam standardowo ASK, na tt hashtag #DecodeFF
Następny rozdział w niedzielę :) 
Będę już po egzaminach, módlcie się za mnie XD 

Za jakiekolwiek komentarze będę wdzięczna x

 WESOŁYCH I POGODNYCH ŚWIĄT KOCHANI :)

Lots of love x

CZYTASZ = KOMENTUJESZ :))




środa, 16 kwietnia 2014

Informacje

Mam dla Was kilka dosyć ważnych informacji, dlatego nie przynudzam i przechodzę do rzeczy :)

Po pierwsze:
Postanowiłam, że UWAGA ... <werble> NIE ZAWIESZAM BLOGA !!! 


Po drugie:
Jeśli chodzi o nowy rozdział, pojawi się on w niedzielę. Tak naprawdę miałam go nie dodawać czyt. egzaminy za tydzień, ale w związku z tym, że są osoby, które postarały się opublikować jakikolwiek komentarz pod ostatnim postem, zmieniłam zdanie. Chcę Wam to wynagrodzić i stąd zmiana mojej decyzji :) (Mam również nadzieję, że komentarze będę widywać częściej)

Po trzecie:
W ostatnim poście została napisana wzmianka na temat nowego bloga. A więc, aby sprostować całą sytuację; ten blog czyt. Decode zostanie tłumaczony do końca przeze mnie czyt. Kasię XD Nie bójcie się, nie zamierzam Was zostawić i oddać się nowemu blogowi. 
W każdym razie Somber będzie tłumaczony przez Olivię i nie mam pojęcia jak będzie tam wszystko przebiegało. Dlatego, jeśli macie jakieś pytania dotyczące nowego tłumaczenia zapraszam na aska, gdyż Olivia również ma tam dostęp i na pewno chętnie odpowie na Wasze pytania :)
LINK --------> ASK

Okej, więc z mojej strony to było by chyba na tyle. Oczywiście na asku możecie zadawać też pytania dotyczące mojej skromnej osoby (ta skromnej XD) jak i Olivii. W końcu do tego jest przeznaczony :)
Do zobaczenia w niedzielę :) x 

buźki ~ Kasia x


wtorek, 15 kwietnia 2014

Ważne!

Jest nam bardzo smutno ...
Ilość komentarzy i odwiedzających naszego bloga spada.
Mamy go dalej tłumaczyć ?
Bo narazie widzimy, że to nie ma sensu.

Prosimy żebyście udostępniali go na twitterze #DecodeFF
+ Jeśli mamy go kontynuować:
~ Pod tym postem musi być co najmniej 10 komentarzy.

To by było miłe :)
Chcemy widzieć czy nasza praca nie idzie na marne.

+ od piątku rusza nowe tłumaczenie :)) Jupiiii
Zapraszamy serdeczne na "Somber"

>>> http://somber-harrystyles-tlumaczenie.blogspot.com/ <<<

całuski ~ Kasia i Olivia 

niedziela, 6 kwietnia 2014

Chapter 7

Lennon's pov:

Istniało milion sposobów w jakich mogłam spędzić piątkowy wieczór. W rzeczywistości większość dziewiętnastolatków wychodziło uderzając do klubów i barów, całkowicie korzystając ze swoich zniżek studenckich. Jeśli nie pili to najprawdopodobniej byli z przyjaciółmi w kinie lub robili inne nieco zabawniejsze rzeczy. A ja stałam pod prysznicem próbując odkleić mąkę z włosów. 
Cztery godziny wcześniej byłam szczęśliwa, tak bardzo jak mogłam pracować w obskurnej piekarni, mieszając ze sobą składniki. Zanim się obejrzałam zauważyłam bezpańskiego psa, który zastanawiał się przez cała drogę do kuchni i zaczynał się wściekać. Po ganianiu psa przez dobre dwadzieścia minut, w końcu udało mi się skierować go tam skąd przyszedł. 
Oczywiście nie mogłam zostawić go głodnego, więc podałam mu resztki czerstwego chleba. Pozostawiając miejsce pracy, przykucnęłam, aby nakarmić psa, co wkrótce skończyło się zaatakowaniem przez spadający worek mąki.
Jedną rzeczą, którą nauczyłam się od ataku mąki było; jeśli wymieszasz mąkę z wodą, aby uzyskać lepszą konsystencję, to tylko pogorszy sprawę. Zamiast suchej mąki w moich włosach, miałam zlepioną masę, która była wrzodem na dupie. Przystąpiłam do czterech prób umycia włosów, aby dostać coś nieco normalnego z tego. 
Poddałam się próbie ożywienia włosów do punktu, gdzie będą do przyjęcia; postanowiłam spróbować jeszcze raz jutro. Nie mogłam doczekać się wolnego dnia, szczególnie w sobotę. To był rzadki przypadek, aby mieć wolny weekend, ale Floyd wisiał mi z wakacjami, dlatego nie mógł powiedzieć nie. Choć szybko przygotowałam dwukrotną ilość ciast, która będzie potrzebna na weekend.
Przeklinałam kilkakrotnie, gdy wyszłam spod prysznica do zimnego powietrza. Wentylator w łazience szedł w nadbieg z cała parą, którą stworzyłam, próbując zalać pokój zimnym powietrzem ku mojemu niezadowoleniu. Zwyczajnie był zepsuty, więc nie mogłam go zamknąć. Mogłam powiedzieć, że właściciel był bardziej zainteresowany rozwiązywaniem Sudoku. Po prostu patrząc na jego biurko mogłam zauważyć, dlaczego naprawianie zajmowało mu wieczność; wpisał dwie siódemki w jeden rząd. 

Przemieszczałam się po łazience podczas owijania ręcznika wokół mojego drgającego ciała. Byłam nadal mokra, kiedy usłyszałam zamieszanie po drugiej stronie drzwi. 
- Lennon, czy jesteś nadal pod prysznicem?! - Dom krzyknął niemal rozpaczliwie. Debatując czy otworzyć drzwi niecierpliwie przestępowałam z nogi na nogę, stojąc tylko w ręczniku. 
- Um nie. Co jest?
- Nie możesz tak po prostu tu wtargnąć! Za kogo ty się do cholery uważasz!? - Dom krzyczał, ale nie było to skierowane do mnie. Zmarszczyłam brwi przyciskając ucho do drzwi, aby spróbować ustalić co dzieje się w moim pokoju. Zazwyczaj nie miałam żadnych ubrań ze sobą. Zostawiłam je w mojej sypialni, jak zawsze.
- Dom, co się dzieje? - Niemal krzyczałam przez drzwi, robiąc krok do tyłu w oczekiwaniu na odpowiedź. 
- Zadzwonię po policję, jeśli nie wyjdziesz! - Dom zignorował moje pytanie i kontynuował "szczekanie". Moje serce biło, gdy słyszałam cichnącą rozmowę, nie krzyczeli, w rzeczywistości mogłam ledwo usłyszeć kroki. Sądziłam, że ktokolwiek to był wyszedł lub szeptał. Moim pierwszym przypuszczeniem był Jason w moim pokoju, który szukał czegoś co mógłby ukraść. To nie był pierwszy raz i wątpię, żeby był ostatni. Miałam tendencję do ukrywania moich kosztowności w pudełku po butach - banał, wiem, ale Jason myślał, że w środku są buty.
Decydując, że nie mogę dłużej zostać w łazience, która powoli zamieniała się w zamrażalkę, pomyślałam, że go zripostuję i uderzę z liścia. Wiedziałam, że Emma będzie mnie pouczać, ale to one nie wiedziała, że kradł. 
Przed otworzeniem drzwi poprawiłam swój ręcznik. Nie mogłam uniknąć niezręcznej sytuacji, nie będąc ubrana, ale nadal mogłam zrobić to z odrobiną godności. Przekręciłam zamek i zrobiłam zaskoczony krok do tyłu, gdy moje oczy rozszerzyły się widząc istny horror.

- Harry zostaw go! - Krzyknęłam, gdy mój pierwszy szok zniknął i znalazłam się poza łazienką. Podchodząc do pary, ściągnęłam postać mierzącą sześć stóp z mojego współlokatora. Może pociągnęłam trochę go za włosy, jego wyraźne mięśnie ostrzegały mnie, że byłam w znanej pozycji, w której on sam dźwignie się z własnej siły. 
Na szczęście wydał swój niedozwolony chwyt za szyję Doma, pozwalając mu upaść na podłogę. Moja ręka była świadomie zablokowana w jego kręconym bałaganie. Zazdrościłam mu miękkości włosów, niemniej jednak wstydziłam się tego przyznać. 
- Znasz to zwierzę?! - Dom kołysał się, gdy podniósł z podłogi. Zignorowałam jego czystą dezaprobatę i podeszłam, aby sprawdzić czy wszystko z nim w porządku.
- Wszystko okej? Potrzebujesz leczenia szpitalnego czy cokolwiek?
- Nie, nie. W porządku - Warknął, nadal spoglądając na Harrego, który milczał podczas wymiany spojrzeń w przeciwieństwie do mnie - Poważnie, znasz go? - Powtórzył całkowicie wkurzony.
Westchnęłam ciężko, odwracając się w stronę Harrego, który głęboko oddychał pocierając tył głowy. Nie mogłam pomóc swojemu małemu uśmieszkowi, który pojawił się na mojej twarzy - Niestety - Odpowiedziałam ostatecznie.
Zamiast dając rozwlekłą odpowiedź Domowi o tym, jak naprawdę go nie znam, ale w pewnym rodzaju znam, zdecydowałam się na prostą odpowiedź. Przygotowałam się na późniejsze pytania. Patrząc z powrotem na Harrego zauważyłam, jak marszczy brwi na Doma, który robi to samo na niego - Jesteś pewny, że wszystko okej? - Zapytałam ponownie, na co skinął głową - Naprawdę mi przykro, on ma... problemy.
Nie wiedziałam jak wytłumaczyć mu Harrego, w rzeczywistości nie wiedziałam jak go usprawiedliwić. Był tu ktoś, kogo dalej uważałam za nieznajomego i zachowywał się jakby miał prawo tu być, a ja nadal nie krzyczałam i nie wezwałam policji - Z pewnością nie myślałam logicznie.
- Wyjdź - Harry uśmiechnął się szyderczo do Doma z zaciśniętymi zębami. Oczy Doma rozbłysły w moim kierunku, na co subtelnie skinęłam głową. Bez żadnych dodatkowych słów Dom wyszedł, a Harry od razu zatrzasnął za nim drzwi.
- Co ty kurwa robisz w moim domu? Skąd do cholery wiesz gdzie ja mieszkam?! - Krzyczałam uderzając w jego klatkę piersiową z wściekłością, ale lekko go to dotknęło - myślę, że skrzywdził moje ręce bardziej.
- Przebierz się - Odpowiedział bez ogródek i niegrzecznie, wybierając ignorowanie moich pytań. Usiadł na łóżku oczekując, abym wykonała jego polecenie.
Patrzyłam na niego z szeroko otwartymi oczami. Nie mogłam uwierzyć, że spodziewał się, że zrobię to co powiedział. To było tylko jedno pociągnięcie kogoś wzdłuż alei i teraz wdzierają się do czyjegoś domu. 
Ignorując jego "prośbę", rozejrzałam się dookoła mojego pokoju, gdy spostrzegłam na biurku swój szeroko otwarty zeszyt. Patrząc między książką a Harrym, podeszłam do biurka, aby w końcu go zamknąć. Byłam świadoma, że wyglądało to podejrzanie, ale wolałam to niż żeby przeczytał słowa w środku - ponieważ otworzona strona była notatką o nim. Nie było to nic pewnego, były to najważniejsze rzeczy, które zauważyłam, więc mogłam nad nimi pracować później, ale dla niego nadal byłoby to bardzo niepokojące. 
Zmarszczył brwi odchylając się do tyłu na rękach i patrząc z zakłopotaniem. Przygryzłam wargę zastanawiając się, jak mam zamiar rozegrać moje ostanie działania. Odwróciłam się plecami do biurka kładąc jedną dłoń na zeszycie. 
- Dlaczego tu jesteś? - Zapytałam ponownie. Wiedziałam, że nie miał zamiaru odpowiedzieć, ale nie o to chodziło. Byłam zbyt zajęta tym, co moje ręce robią. Gdy westchnął i pochylił się do przodu przeniosłam ręce za plecy i schowałam zeszyt pod stos czasopism - mając nadzieję, że nie zauważył.
- Ubierz się, wychodzimy. Nie będę prosić ponownie - Wstał odpowiadając. Nie ruszył się w moją stronę, ale gdy tak stał jego postać nadal górowała kilka centymetrów nade mną.
- Wychodzimy? - Powtórzyłam z niedowierzaniem i śmiechem - Z tobą? Jesteś poważny? - Moja kpina wyraźnie z nim nie współgrała, gdy podszedł z zaciętym grymasem na swojej twarzy. 
- Wychodzimy. Ubierz się. Teraz - Wyszeptał z takim tonem, że przez moje ciało przebiegły ciarki. Był ledwie kilka stóp dalej, jednak z każdą sekundą coraz bliżej. Mój oddech przyspieszył, gdy przerażająco przycisnął swoje silnie zbudowane ciało do mnie. Próbując uniknąć ujawnienia strachu utrzymywałam z nim stały kontakt wzrokowy. Jednak mogłam usłyszeć i poczuć bicie moje serca.
Trzymałam się mocno mojego ręcznika bo nie mogłam mu zaufać. Moja podświadomość mówiła mi, abym uciekała, uciekała i nie patrzyła w tył, zadzwoniła po policję i się wynosiła. Mój mózg nie myślał, gdy Harry przycisnął się jeszcze bliżej mnie. Jego usta były lekko otwarte pozwalając, aby jego gorący oddech musnął moją twarz. Z moimi otwartymi ustami, mój oddech uderzyłby tylko czubek jego piersi, może podbródek. 
Nigdy nie widziałam go w stroju na co dzień, tak jak był ubrany dzisiaj. Biała bluzka i zwykle czarne jeansy wyglądały prawie normalnie. Zerkając ponad jego koszulkę zauważyłam opaloną skórę, ozdobioną w kilku miejscach atramentem. Nie rozumiałam, co symbolizował jego tatuaż w kształcie wróbla, ale byłam pewna, że były one w większości okien salonu tatuażu, jego oryginalność została zniszczona lub to rzeczywiście coś oznaczało. Nie zignorowałam reszty licznych tatuaży na jego ramionach, które wyglądały jak gryzmoły. Były jeszcze większą zagadką dla mnie, ale nie byłam w stanie o nie zapytać. Choć było to coś, co mogłam stworzyć w swojej pracy.
- Zdajesz sobie sprawę, ze to niezgodne z prawem, aby włamać się do czyjegoś domu, prawda? 
- Nie włamałem się, twój uroczy chłopak mnie wpuścił.
- Chłopak? - Zaśmiałam się - Mówisz serio? Słowo pochwa go przeraża, nie mówiąc już o pobliżu jednej. 
- Nie jest twoim chłopakiem?
- To nie twój interes, ale nie. I nadal jestem całkiem pewna, że to nielegalne, aby wymusić drogę do czyjegoś domu, kiedy nie jest się mile widzianym.
- Masz zamiar zadzwonić po policję? - Szepnął mi do ucha, jego włosy musnęły mój policzek i szyję.
Włosy na moim karku stanęły na baczność. Czy było to złe, że zostałam nieco zachwycona sytuacją? To był pierwszy raz od dawna, kiedy otrzymałam niewielką ilość uwagi, a teraz facet napierał na mnie, gdy stałam tylko w ręczniku. Nie mogłam zaprzeczyć, że wyglądał dobrze bo wyglądał. Jednak jego osobowość była całkowicie wyłączona. 
Oczekiwał odpowiedzi, poruszając swoją głową bliżej mojej. Odepchnęłam go, ledwie się zachwiał, ale na tyle, że mogłam ponownie zobaczyć jego twarz. Tym razem był o wiele bliżej niż wcześniej. Zieleń w jego oczach była słabo widoczna, jego źrenice były zbyt rozszerzone, tworząc wrażenie głębokich, ciemnych, czarnych oczu. Był prawie nie jak człowiek. Wyglądałby jakby mógł się chłostać w danym momencie, ale tego nie robił. Nie ruszał się, nie mówił i nie byłam pewna, ale nie sądzę, żeby oddychał. 
Pchnęłam go ponownie, jego bliskość względem mnie była niepokojąca, ale złapał mnie za nadgarstki swoimi smukłymi dłońmi. Spojrzałam w dół na moje dłoniei i z powrotem na niego, zakłopotana po przez jego działania i szczerze przestraszona. Mógł z łatwością skręcić mi ręce, połamać kości i nie zwątpiłam w to nawet na sekundę.
- Jeśli się nie ubierzesz, będę cię tak ściskać.
Przełknęłam ślinę na jego groźbę i spojrzałam na podłogę, szukając jakichś ubrań, które mogłabym szybko na siebie zarzucić. Skinęłam głową sygnalizując, że zrozumiałam. Cofnął się na tyle, żebym mogła przejść. Patrzył się z takim zainteresowaniem, że czułam się nieswojo. Szłam zbierając po drodze ubrania przed wejściem z powrotem do łazienki. 
Zamykając drzwi odetchnęłam z niepewnym głosem. Nie zauważyłam, kiedy moje ciało zaczęło drżeć. Nie miałam pojęcia dokąd mnie zabiera. Nie chciałam iść. Nie ufałam mu. Nie był dobrą osobą, mogłam to wyczuć; prawie każdy mógł to wyczuć. Nie chciałam mieć z nim nic wspólnego, ale on nie dawał mi wyboru. Rozważałam ponowne zadzwonienie na policję, ale jego głośne walenie do drzwi wybiło mi to z głowy.
- Jeśli nie wyjdziesz w ciągu trzydziestu sekund, wchodzę.
Gapiłam się na drzwi. Z pewnością mógłby je wyważyć z niewielkim wysiłkiem. Wciągnęłam jeansy tak szybko jak tylko mogłam i włożyłam sweter przez głowę w samą porę, zanim uderzył o drewno ponownie. Zanim mógł rzeczywiście zniszczyć mój pokój, niepewnie otworzyłam drzwi. Tak jak myślałam stał tuż obok gotowy by znowu zapukać.
- Chodź - Mruknął, łapiąc za mój nadgarstek, zanim mogłam spokojnie wyjść z pomieszczenia. Zostałam wyciągnięta z własnego domu, jego dłoń wciąż ściskała moją nieprzyjemnie ciasno. Chciałam zadrwić z niego, ale dawał aurorę, która mówiła, że zaśmiałby mi się prosto w twarz. Byłam pewna, że będę miała jakiś znak od jego obsługi moim ciałem.
Ku jego niezadowoleniu musiał pozwolić mi się zatrzymać, żebym mogła założyć buty. Ledwo dostałam szansę, aby ostrzec Doma o mojej nieobecności, zanim zostałam zmuszona znaleźć się w Range Rover'ze, zaparkowanym po drugiej stronie ulicy. Zamknął drzwi, gdy weszłam do środka i zaczął jechać. Moje pytania zostały zignorowane, jechaliśmy i jechaliśmy do niepewnej sytuacji i w nieznanym kierunku. Kolor z mojej twarzy zszedł, kiedy jechaliśmy w nocy przekraczając ograniczenia prędkości. Nerwy zostały umieszczone, gdy skierował się w stronę zaułka z niewieloma światłami ulicznymi, prowadząc nas do nadchodzącego końca. 




Na wstępie chciałam Was bardzoo przeprosić za tą 2-tygodniową przerwę, ale nawał nauki uniemożliwił mi przetłumaczenie rozdziału. W każdym razie cieszę się, że możecie w końcu przeczytać o to ten rozdział :)
Od razu mówię, że nie wiem czy uda mi się wstawić kolejny rozdział za tydzień bo mam egzaminy za niecałe 3 tyg, co oznacza siedzenie przy książkach 24/7. :(

Oczywiście standardowo przypominam Wam o zadawaniu pytań (odnośnie mnie czy też ff) i wpisywaniu się w zakładkę "Informowani" :)

Jestem troszeczkę smutna, że ilość komentarzy z każdym rozdziałem spada, a czytelników przybywa... Nawet, jeśli napiszecie krótkie "czytam" będę wiedziała, że nie robię tego wszystkiego na marne x


CZYTASZ = KOMENTUJESZ