niedziela, 23 marca 2014

Chapter 6

Harry's pov:

- Zdajesz sobie sprawę, że nie było to mądre posunięcie, prawda?
Zamknąłem drzwi samochodu z taką siłą, że lekko się zakołysał. Odwróciłem się do Louisa, który trzymał kierownicę i unosił brwi w moim kierunku. Przewróciłem oczami wyłączając radio, które grało nieustającą melodię. Westchnął na moje działanie, jednak nadal czekał na odpowiedź.
- Paul właśnie napisał - Odpowiedziałam bez ogródek, ignorując jego oczywiste pytanie, które wciąż wisiało w powietrzu - Chce nas z powrotem w domu, aby omówić przyszłe obserwacje.
- Wiem, do mnie też napisał - Powiedział szorstko - To nadal nie jest odpowiedź na moje pytanie - Westchnąłem wiedząc, że nie odpuści - Ryzykujemy nasze życia, po prostu będąc w tej części miasta nie możesz porywać obywateli z ulic.
- Okej, po pierwsze; nie porwałem jej - Warknąłem. Niebawem uruchomił silnik, zaczynając wyjeżdżać z tej części miasta, w której nie byliśmy bezpieczni - I po drugie; nikt nie widział.
- Nie wiesz tego.
- Obserwowaliśmy okolicę, aż przez dwa miesiące; jestem pewny, że żadni Wschodniowcy nie byli w pobliżu. 
- Mogli być ukryci albo przejazdem, nigdy nie wiesz takich rzeczy.
- Myślę, że wiem. Jeśli jeden z nich by to widział zostałbym postrzelony na śmierć w tej chwili.
Mruknął z mojej odpowiedzi, ponieważ bez wątpienia mówiłem prawdę. Jeśli ktoś ze Wschodu zobaczyłby, że wyciągam Lennon z ulicy zostałbym postrzelony i pozostawiony na pewną śmierć w ciągu kilku minut. Najpierw podjąłbym się walki; nie dałbym się skopać bez godności.

Jazda po mieście była napięta. Oboje byliśmy głównie ze względu na wysoką gotowość do naszych bieżących zleceń. Silnik samochodu warczał głośno, gdy Louis przerzucił go na szósty bieg i przejechał bezpośrednio przez światła, które wyraźnie zmieniły się na czerwony. Uśmiechnąłem się, kiedy kilka samochodów użyło klaksonów - jakby mogły faktycznie coś zdziałać. Nikt nie miał immunitetu od policjantów nawet na własnej stronie, ale gliny są łagodni w stosunku do tego, co naprawdę kryje się w Londynie.
Louis z powrotem włączył radio, podczas gdy ja byłem zajęty skanowaniem przedmieścia, starając się wykryć coś niezwykłego. Aktywność w ciągu dnia była w większości niespotykana. Dwa miesiące,a my nie zostaliśmy zauważeni. Widzieliśmy ich, ale nikt nie miał żadnych podejrzeń. Robiłem się zmęczony nic nie robieniem; tam gdzie są bójki, tam jest Harry Styles.
- Jeśli utkniemy siedząc w tym kawałku złomu na kolejne dwa miesiące to się go pozbędę - Mruknął głównie do siebie. Zamienialiśmy się jazdą zależnie od tego, który był pierwszy, ale zgadzałem się to nie było najlepsze auto. Rozpędzał się od zera do sześćdziesięciu w dwadzieścia sekund, co było mało pomocne w niektórych okolicznościach.
- Jeśli jeździlibyśmy w ogromnym Range Rover'ze z zaciemnionym oknami i z wystarczająco dużą ilością broni w bagażniku to wtedy prosilibyśmy się o bardzo duże kłopoty - Odpowiedziałem kpiąco.
- Nie można mówić o proszeniu się o kłopoty - Uśmiechnął się, odwracając na chwilę oczy od drogi. Westchnąłem ciężko przewracając oczami. Nie miał zamiaru skończyć - Ale poważnie, to jest babskie auto. Jeśli zapytasz Eleanor jaki rodzaj auta by chciała, odpowiedziałaby, że własnie to! - Przemówił z patosem. 
- Ona nawet nie umie prowadzić i wątpię, że zna nazwy samochodów.
- Jednak rzecz w tym, że trudno czuć się w nim męsko. Rozebrałem osłony przeciwsłoneczne i zamiast patrzeć na pistolet, patrzę na siebie w lustro, tak jakbym potrzebował poprawić swoje włosy czy coś.
Zaśmiałem się bo mógł zaprzeczyć wszystkiemu czego chciał, ale wiedziałem, że miał ochotę, aby potajemnie poprawiać sobie fryzurę w bezużytecznych lustrach. Byliśmy prawie z powrotem w południowej części miasta, aka bezpiecznej okolicy - naszej dzielnicy. 
- Wiem. To dlatego, że oni nie będą spodziewać się członków gangu jadących w czymś takim i dzięki temu pomoże nam to utrzymać osłonę, ale czy nie powinien być fioletowy? 
- Mógłby być różowy - Stwierdziłem ku jego niezadowoleniu.
Mieliśmy przypisany do samochodu stukot, na szczęście nie musieliśmy jechać dalej. Louis zatrzymał się przy frontowej bramie, wpisał kod zabezpieczający, który otwierał bramę wystarczająco długo, abyśmy mogli przejechać. Gama samochodów znajdujących się na zewnątrz domu, bardziej rezydencji w większości składała się z Range Rover'ów powiązanych z gangami. Powód; były szybkie, ochronne i wystarczająco duże, aby schować sprzęt i inne elementy. 
Zatrzasnęliśmy drzwi jednocześnie i ruszyliśmy do wejścia. Szybki ruch zamka i weszliśmy do środka szurając butami po marmurowej podłodze. Było niesamowicie cicho, co było dziwne. Dom był zwykle pełen głosów i brzęczeń urządzeń technicznych.
Kontynuowaliśmy drogę przez korytarz, przechodząc obok kuchni kierując się w stronę biura, gdzie zwykle się spotykaliśmy. Kuchnia była pusta, jednak na blacie stało danie z makaronu. Nie byłem głodny; byłem za bardzo skoncentrowany na pracy do wykonania.
- Jest cicho, niemal zbyt cicho.
- I ty po prostu musisz zacząć i zabić spokój, prawda?
- Jak zawsze - Uśmiechnął się niemalże chwalebnie - Zamierzasz powiedzieć Paulowi o twoim małym przestępstwie?
- Nie.
- Co jeśli się dowie?
- Nie dowie się.
- Czego nie zamierzam się dowiedzieć?
Nasze głowy jednocześnie żywo się podniosły na głos zadający pytanie. Jęknąłem gruntownie. Twarz Paula nadal przyglądała się z pytaniem. Inne osoby w pokoju zaczęły powoli robić to samo. Jego biuro, główna siedziba do naszych planów, była wypełniona rdzennymi oddziałami. Aczkolwiek nie odnosiliśmy się do siebie jak do współpracowników, byliśmy rodziną. Uważaliśmy na siebie, broniliśmy i niszczyliśmy wszystko, co kiedykolwiek mogło nas zranić.
Zayn, Niall i Ashton wszyscy siedzieli po jednej stronie, Liam, Louis i ja w tej chwili po drugiej. Siedziałem w milczeniu czekając na dołączenie następnego zdania. Nie chcę omawiać tego, co stało się na Wschodzie na oczach wszystkich. To nie było profesjonalne z mojej strony, zrobiłem to z lekkim myśleniem, gdy konsekwencje mogły być tragiczne.
- Omówimy to później - Paul odpowiedział. Wydawał się być pochłonięty prawdziwym powodem, dlaczego tam byliśmy, a nie jakąś tam czkawką - Przejdźmy dalej, jak jesteście świadomi daty i czasy wysyłki zostały zmienione.
- Nadal nie rozumiem, dlaczego to jest konieczne - Niall wtrącił.
- Jak wcześniej sądziliśmy Wschód już dłużej nie dostarcza i nie postępuje w klasie C i B, teraz uderzają w coś mocniejszego.
- Dlaczego to zmienia coś dla nas?
- Ponieważ nasz pośrednik znajduje się w samym sercu Wschodu. Mają zamiar być bardziej ostrożni z ich dostarczeniem. Będą mieć oczy i uszy dookoła głowy. Złamaliśmy już ważną regułę będąc na Wschodzie, nie mówiąc już o jakichkolwiek interesach.
- Ale oni nie będą tego podejrzewać - Zayn mówił - Nie zostaliśmy złapani i robiliśmy to przez kilka lat. Oni nie mają bladego pojęcia, o ile wiemy.
- Ale z ich nową przesyłką będą bardziej ostrożni, oczy dookoła utrudnią nam pracę w tej okolicy bez bycia złapanym.
- Więc robimy to w biały dzień? - Ashton zapytał.
Zorientowałem się o co chodzi w planie Paula przez ten punkt, to było logiczne i oni tego nie podejrzewali - więc mieliśmy nadzieję.
- Oni radzą sobie w nocy i do tego w weekendy, kiedy ulice są zatłoczone, więc jest mniejsza szansa na zostanie zauważonym. Będą mieć każdego ze swoich ludzi w weekendy. Tak, więc pójdziemy w ciągu dnia na tygodniu, kiedy bezpieczeństwo jest na niskim poziomie. Wejdziemy i wyjdziemy - Paul poinformował nas wszystkich, dokładnie o tym. co wcześniej zawarłem. Dobrze było wiedzieć, że byłem o krok do przodu.
- Pójdziemy po przesyłkę.. - Liam zamarł czekając na odpowiedź Paula lub kogoś innego, kto znał odpowiedź. 
- Wtorek o dziesiątej rano. Calum dostarczy ze swoim zespołem do Floyda przed dwunastą. Przesyłka zostanie tam, aż do piątku w południe. 
- To dłużej niż zwykle. Czy jest to bezpieczne, aby trzymać ją tam tak długo? - Zayn zapytał wnikliwie.
Miał rację. Normalnie przechowywaliśmy przesyłki przez noc, a nie na kilka dni. Im szybciej były transportowane z niebezpiecznej okolicy tym lepiej. Jeśli zostalibyśmy odkryci to bylibyśmy w tarapatach. Mogliśmy i chcieliśmy bronić jeden drugiego i samych siebie, ale będąc na Wschodzie - nie należącego do nas - mogliśmy łatwo zostać policzeni. Od chwili kiedy wszyscy z Południa zostaną nawiedzani przez Wschód; będzie za późno.
- Mamy nadzieję, że nie będą podejrzewać kilku ładunków towarowych o wysokiej wartości broni i amunicji, które będą przechowywane w piekarni - Paul odparł.
Każdy wypuścił lekki śmiech na jego komunikat. To było zaprzeczenie w sobie. Przód budynku będący piekarnią mógł być uznany za niewarty uwagi. Jednak piwnica to zupełnie inna historia. Była wypełniona po brzegi nielegalnymi maszyneriami, którymi można było wykupić połowę kraju. Przechowywanie tego nie było naszym jedynym celem, wysyłaliśmy to do innych miast, krajów i narodowości. Nie zarabialiśmy pieniędzy pozostawiając wszystko w kurzu.
- Harry, Louis będziecie rozdzieleni. Będziecie wciąż obserwować piekarnię, ale Louis, będziesz robił to z odległości - Paul polecił mu - Harry, pozostaniesz na poprzedniej pozycji. Masz mieć oko na budynek w każdej chwili. Zrozumiano? - Oboje skinęliśmy.
- Niall, Ashton będziecie chronić Caluma i jego ludzi, kiedy będą wykonywać swoją robotę. Zayn, ty zostaniesz tutaj i będziesz zajmował się technicznymi sprawami. Włam się do ich kamer bezpieczeństwa, uzyskaj dostęp do ich plików, cokolwiek co trzeba zrobić, aby upewnić się, że nas nie obserwują. I jeśli możesz, dowiedz się dlaczego włączają się do interesów.
- Liam będziesz moją prawą ręką. Jeśli zdarzy się coś pilnego, będziesz pierwszą osobą, z którą się skontaktuję. I pilnuj jak rzeczy będą tutaj prowadzone. Nie potrzebujemy skupiać się na jednej rzeczy i zapominać o innych. Nic nie jest tak proste jak to. Łapiecie? - Wszyscy się zgodzili, zanim Paul wyprosił wszystkich z wyjątkiem Louisa i mnie.

- Harry mam nadzieję, że nie zrobiłeś nic, co przeszkadzałoby w naszych planach - Paul powiedział tak szybko jak pokój znów zrobił się cichy. Jednak to było bardziej pytanie niż stwierdzenie. Louis spojrzał na mnie, miałem powiedzieć prawdę, jeśli nie miałbym żadnych wątpliwości, że on by chciał. Znalazł wielką przyjemność w moim dyskomforcie.
- Jeden z pracowników Floyda był w piekarni, kiedy ty tam byłeś - Paul spojrzał na mnie z powrotem.
- Jesteś pewien?
- Widziałem ją jak wchodziła i wychodziła. Weszła i wyszła po tym jak ty to zrobiłeś. Była tam dobre dwadzieścia minut.
- Która? - Zmrużyłem oczy po usłyszeniu jego pytania - Która dziewczyna?
- Lennon - Louis odpowiedział za mnie. Jej imię wywołało u mnie dreszcze i byłem pewien, że nie było to w dobrym znaczeniu. Było coś w jej imieniu, co czyniło mnie zainteresowanym. Paul odetchnął ciężko opadając z powrotem na krzesło i przesunął palcami po swojej zmęczonej twarzy.
- Jak udało się jej przejść bez żadnego zauważenia? - Mruknął do siebie. Nie mogliśmy mu na to odpowiedzieć bo sami nie wiedzieliśmy. Możemy po prostu przyjąć, ze była bardzo cicho - To wszystko? Czy coś jeszcze? - Zapytał po zabraniu rąk ze swojej twarzy, aby mógł znów na nas spojrzeć.
- Harry ją zatrzymał.
- Zatrzymał ją? - Paul powtórzył słowa Louisa w oszołomionym tonie. Przygryzłem swoją wargę, gdy moje nogi zaczęły się trząść nieświadome działania. 
- Zapytałem ją czy usłyszała cokolwiek.
- Po prostu ją zapytałeś? Na środku ulicy?
- Skierowałem ją w stronę alei. Nie zraniłem jej, ani ona nie krzyczała. Nikt nie widział.
- Nikt o kim wiedziałeś. Harry nie możesz tak po prostu wyciągać kogoś z ulicy. To jest proszenie się o kłopoty - Paul wykładał jak Louis - Czy słyszała cokolwiek?
- Zaprzeczała, ale ewidentnie kłamała. Uciekała oczami zbyt wiele razy.
- Po prostu nie wydaję mi się, abyś mógł trzymać się z daleka od panienki Lennon, prawda? Wiem, że rozmawiałeś z nią na zewnątrz uniwersytetu.
- To samo miejsce, ten sam czas. Zdarza się - Stwierdziłem bez ogródek. Nie mogłem sobie pomóc, że często kończyliśmy blisko siebie.
- Taa, cóż to zdarzy się ponownie - Podniosłem głowę i zerknąłem na niego, podobnie jak Louis. Oboje byliśmy w ciemności i nie wiedzieliśmy o co chodzi - Ona już podobno cię studiowała i słyszała zbyt wiele dla własnego dobra.
- Ostrzegałem ją przed tym.
- Chcę poznać tą dziewczynę - Byłem zaskoczony jego słowami. To była ostatnia rzecz, jaką spodziewałem się, że powie.
- Ona nie wydaje się być typem dziewczyny, która przyszłaby tu dobrowolnie - Louis dodał.
- Chcę ją poznać, dobrowolnie czy też nie. 



Myślę, że jeśli ktoś narzekał w poprzednim rozdziale na małą ilość Harrego, dziś będzie skakał ze szczęścia XD Tak czy inaczej moim zdaniem ff robi się coraz bardziej ciekawy, dodatkowo możecie zauważyć, że autorka wykorzystała też chłopaków z 5SOS, z czego jestem mega zadowolona :)

*Jeśli macie jakieś pytania to chętnie na nie odpowiem KLIK :) 
*Zachęcam do wpisywania się w zakładce "INFORMOWANI"
*Możecie dzielić się wrażeniami oraz polecać bloga na tt pod hashtagiem #DecodeFF

Rozdziały bez zmian będą pojawiać się w każdą niedzielę :) 
Niestety do końca kwietnia rozdziały będą tylko co tydzień, gdyż mam egzaminy. Dodatkowo jak na razie tłumaczę sama, więc myślę, że zrozumiecie x

Dobra już kończę bo nikt tego nie przeczyta ;p Życzę Wam miłego tygodnia i do następnego, buźki xx



CZYTASZ = KOMENTUJESZ
Dziękuję za wszystkie komentarze, wiele to dla mnie znaczy i zawsze jest ogromną motywacją :) 



niedziela, 16 marca 2014

Chapter 5

Bank Holiday's* są wspaniałe z jednego powodu i tylko jednego; brak pracy. Mogłam spędzić cały dzień śpiąc, nawet czytając lub może trochę pisząc, ale tego nie zrobiłam. Moja mała przygoda z pisaniem, której oddałam się w ostatnim czasie szła dobrze i dalej wszystko szłoby jak po maśle, gdybym nie zostawiła swoich notatek i zeszytu w piekarni.
W związku z tym, zamiast być zawinięta w kołdrę, słuchając radia i popijając herbatę, znalazłam się kilka centymetrów od drzwi pociągu pędzącego w dół toru w kierunku White Chapel. Londyn był dziwnie zajęty przez święto państwowe, choć większość markowych sklepów i firm i tak były otwarte. Floyd dał Nia i mnie dzień wolny, ale myślę, że sam chciał mieć dzień wolny. Nigdy faktycznie nie widziałam jak wykonuje jakąkolwiek pracę, za każdym razem, kiedy weszłam do jego biura oglądał jakiś dziwny film na Netflix. 
Moje słuchawki były zaplątane wokół szyi, w nazwałabym to niebezpieczny sposób, jednak będąc w tak ciasnej, niewygodnej przestrzeni otoczonej przez setki nieznajomych mogłam żyć z brakiem komfortu. Mój iPad miał pełny asortyment, wiec dryfowałam od The Rolling Stones do Christina'y Aguilera'y. Miałam tysiące utworów z różnych gatunków. Dom często określał mnie jako "muzyczna mądrala". Nie byłam dokładnie taka, po prostu oglądałam rozdania nagród i wielokrotnie mogłam dostrzec parę artystów, ale większość z nich była mi obca. 
- Następny przystanek White Chapel - Jak przez mgłę usłyszałam megafon informujący pasażerów o naszym miejscu pobytu. Ściszyłam głos w moim iPad'dzie, gdy pociąg zbliżał się do stacji, której potrzebowałam - Zbliżamy się do White Chapel - Wyłączyłam całkowicie muzykę, kiedy wjechałam na stację, więc mogłam słyszeć swój pomruk powtarzający przeprosiny, abym mogła opuścić wagon bez popychania kogokolwiek.
Wychodząc na powierzchnię wzięłam głęboki oddech, nie było to takie przyjemne, Londyn nie należy do najekologiczniejszych miast, ale każde powietrze było lepsze od przepoconego podziemnego tlenu. Główna droga była wypełniona ruchem i korkami, co wystarczyło, aby spowolnić mnie przechodzeniem między samochodami. Oczywiście niezadowoleni taksówkarze głośno na mnie trąbili, nie będąc nawet na ich drodze. Idąc wzdłuż ulicy podłączyłam z powrotem słuchawki i moje ramiona nieco się kołysały do znanego beatu. Chciałam też nucić pod nosem, ale wolałabym nie przejawiać już dalszego wstydu publicznego, który robiłam przez połowę czasu. 
Piekarnia była niedaleko od stacji, więc po jednej piosence wyciągnęłam kluczyki z torby, aby otworzyć drzwi. Wyłączyłam muzykę po raz kolejny, gdy wsunęłam klucz do drzwi jeszcze ich nie otwierając. Odłączyłam słuchawki od iPada i włożyłam je do torby. Po przekręceniu kluczyka i zapoznaniu się z wyraźnym trzaskiem zamka, mocno pchnęłam sztywne drzwi. Miałam zamknąć je po tym jak weszłam, kiedy dźwięk głosów zatrzymał mnie w ruchu.

Miałam zamiar zawołać, aby zobaczyć kto tam był, gdy usłyszałam rozpoznawalny głos Floyda, ale nie rozmawiał z Nia'ą ani ze swoją żoną. W rzeczywistości nie była to kobieta i było słychać więcej niż jeden głos. Debatując, co robić dalej poczłapałam na nogach. Powinnam wyjść i udać, że mnie tu nie było? Powinnam pójść, powiedzieć cześć i ostrzec ich, że jestem tutaj tylko po to, żeby coś odebrać? Czy wziąć swój zeszyt z kuchni i uciec?
Wybrałam ostatnią opcję. Głosy należały do mężczyzn, mężczyzn, którzy brzmieli surowo i niemiło. Nawet Floyd brzmiał na bardziej spiętego niż zwykle. Z przodu piekarni nie mogłam usłyszeć ich konwersacji, ale mogłam powiedzieć, że byli w biurze na tyłach. 
W końcu cicho zamknęłam za sobą drzwi, ostrożnie, aby upewnić się, że kliknięcie zamka nie było zbyt głośne. Gdy zamknęłam drzwi zauważyłam czarnego vana z przyciemnianymi szybami z tyłu, zaparkowanego przed piekarnią. Naturalnie zakładałam, że jego właścicielem jest osobą znajdująca się w budynku.
Czekałam kilka minut, aż postanowiłam, że jeszcze nie wiedzieli o mojej obecności, zanim skierowałam się w stronę kuchni na palcach. Głosy stały się wyraźniejsze i głośniejsze bliżej tyłu budynku. Wkradłam się za ladę; korytarz prowadził do oddzielnych pokoi.
Jedynym problemem było, że biuro Floyda i pokój, do którego zmierzałam znajdowały się prawie naprzeciwko siebie. Dosłownie potrzebowałam dwóch kroków, aby znaleźć się z przodu piekarni po drugiej stronie korytarza i byłabym w kuchni. Jednak mogłam stwierdzić, że jego drzwi od biura były otwarte - wyraźnie nie spodziewając się o jakikolwiek podsłuch. Jeśli ktoś wewnątrz biura skierowałby się w stronę korytarza, nie było mowy, żebym mogła uciec.
Zakołysałam się na piętach i zastanawiałam co robić dalej. Moje myśli zamieniały się w jakiś rodzaj Lary Croft, gdy mój mózg przeprowadzał rozmowy, których prawdopodobnie nie miałam usłyszeć. 
Nieznane głosy miały te same grube akcenty. Na pewno nie byli z tej części miasta, z tego co przeżyłam w Londynie obstawiałam, że są bardziej z południa. Nie brzmieli na wyższą klasę, ale nie brzmieli też na powszechnych i na pewno nie brzmieli na kogokolwiek ze wschodu. My wszyscy brzmimy dość normalnie z dziwnym akcentem w niektórych słowach.
Nie bardzo wiedząc co robię, znalazłam swoją głowę przyklejoną do ściany starając się być jak najbliżej źródła dźwięku. Moje serce dynamicznie biło, nie byłam śmiałkiem, w rzeczywistości wolałam grać w życie po bezpiecznej stronie, dlatego byłam całkowicie oszołomiona, dlaczego wciąż tam stałam.

- Powiedziałeś, że jak długo przesyłka miała być tu przechowywana? - Usłyszałam pytanie Floyda.
- Do południa w piątek - Szorstki głos odpowiedział. Głos sprawcy brzmiał na kogoś, kto był w tym samym wieku co Floyd.
- Dostarczona do południa we wtorek i odebrana do południa w piątek? - Floyd zapytał.
- Tak. Punkt dwunasta.
- Czy istnieje powód, dlaczego dzień przesyłki i czas się zmienił? Nie jestem zbyt przekonany tym nowym układem. Nigdy nie zostaliśmy złapani przez Wschód, więc dlaczego teraz to zmieniasz?

Oniemiałam, nie rozumiałam ich slangu i byłam zupełnie zagubiona w ich rozmowie. Dobrze wiedziałam, że nie mówił o dostarczeniu do piekarni produktów do pieczenia bo są dostarczane w każdy poniedziałek o piątej rano i nikt ich nie odbierał. Floyd nigdy nie wywołał niczego niebezpiecznego w moim mózgu, ale może się myliłam. Byłam zaintrygowana,aby dowiedzieć się, kto był "Wschodem". Jeśli był tu Wschód to czy to oznacza, że znajdowała się tu też Północ, Południe i Zachód?

- Dwóch moich ludzi zostało niedawno przebadane przez Wschód. Zauważyłem wzrost podejrzanej aktywności. Najwyraźniej nie jesteśmy jednymi, którzy zmieniają swoje plany.
- Czym oni się zajmują?
- Podejrzewamy, że robią trudniejsze oferty niż wcześniej, dlatego ktoś złapał naciekającą granicę i stwarzające zagrożenia będą rozpatrywane w zwykły sposób.
- Oni aż się proszą o kłopoty. Z kim mają jeszcze do czynienia? Na pewno ich bywalcy nie są do mocnych rzeczy?
- Możesz być zaskoczony pewnego dnia - Głos się roześmiał, nie był to humorystyczny śmiech, bardziej złowrogi. 

Mocne rzeczy, rozdawanie, przesyłki - Przypuszczałam tylko narkotyki, co jeszcze możesz rozpowszechniać w ten sposób? Uderzył mnie szok, że Floyd był zaangażowany w poważne nielegalne działalności. Nie wiem co było jego przesyłką, z tego co zgromadziłam stał za tym "Wschód"- kimkolwiek byli, zajmowali się narkotykami. Przesyłką Floyda mogły być babeczki albo szczenięta, jednak bardzo w to wątpiłam. Wiem, że Londyn nie był przyjaznym miastem, miał swoje ciemne zaułki, nieograniczone kluby nocne i strefy "no go", ale nigdy nie zwracałam na to uwagi aż do teraz.
Decydując się nie tracić więcej czasu i strachu przed byciem złapaną jak jeleń w reflektory, przystąpiłam do określania jak odzyskać mój zeszyt. Poczułam jak mój telefon wibrował w torbie, podziękowałam sobie, że przestawiłam go na wibracje, a nie na dźwięk. Po cicho wyciągnęłam go z torby i przeskanowałam wiadomości od Dom'a, najwyraźniej Jason znowu zjadł wszystkie moje płatki. Ten chłopak życzył sobie śmierci, poważnie.
Zmarszczyłam brwi, byłam w niezręcznej sytuacji i ewidentnie nie miałam płatków. Dzisiejszy dzień zapowiadał się świetnie, zadumałam cynicznie do siebie. Miałam wsunąć mój telefon z powrotem do torby, kiedy czarny ekran podsunął mi pomysł. Patrząc na moją bezcenną reakcję na ekranie, przyszło mi do głowy, abym mogła wykorzystać go jako lustro.
Zsunęłam się po ścianie i odwróciłam swoje ciało tak, aby było naprzeciwko biura. Powoli i po cichu zsunęłam swój telefon na podłogę, żebym mogła zobaczyć w nim promyk odbicia. Po dokładnym przestudiowaniu obrazu, stwierdziłam, że mogłam przepełznąć korytarzem niezauważona. Wszyscy w biurze wydali się być skierowani w innym kierunku niż pusty korytarz.
Stojąc, odłożyłam telefon i skierowałam się w stronę kuchni, wzięłam głęboki oddech i bezszelestnie jak tylko mogłam udałam się wzdłuż korytarza. Na szczęście nie miałam na sobie obcasów.
Nie śmiałam spojrzeć w dół korytarza bo nie chciałam się poślizgnąć , nie mogłam ryzykować żadnego dodatkowego ruchu, który stworzył by choć trochę jakiegokolwiek hałasu. Będąc wewnątrz bezpiecznej odległości od kuchni stałam nieruchomo. Czekałam na dalsze kontynuowanie ich rozmowy, moje serce waliło w klatce piersiowej oczekując jak ich głosy znowu zaczną iskrzyć.
Sekundy mijały i dźwięku nadal nie było. W połowie spodziewałam się, że czyjaś ręką znajdzie się na moim ramieniu, co spowodowałoby atak serca. Ale nic takiego się nie stało. Na szczęście ich głosy znów wypełniły moje uszy, znajdowali się dalej w biurze ku mojej uldze. 
Nie mogłam znieść dłużej oczekiwania i ruszyłam cicho wzdłuż korytarza docierając do stanowiska pracy, gdzie zostawiłam swój zeszyt. Leżał dokładnie w tym samym miejscu. Umieściłam go bezpiecznie w mojej torbie razem z luźnymi notatkami. Miałam zrobić krok, kiedy nagle zostałam zaniepokojona głośnością głosów. Nie byli wcześniej tak głośno, co tylko oznaczało, że się przemieścili. 
W panice schowałam się szybko za ladą trzymając torbę blisko, aby upewnić się, że kiedy będą przechodzić obok nie będzie mnie widać. Czułam jak moje dłonie stają się lepkie i pot pojawia się na moim czole. Zaczęłam czuć się niebezpiecznie w miejscu, którym nazywałam drugim domem.
- Wezmę moich najlepszych ludzi, aby wciąż trzymali oko na okolice przez pierwsze parę tygodni od dni przesyłki, żeby była na bezpiecznej stronie. Nie potrzebujemy środkowego człowieka, żeby być wyeliminowanym.
- Mile widziane - Floyd odpowiedział na głos. Stali na korytarzu, mogłam powiedzieć, że tuż przy kuchni. Na szczęście ich kroki stąpały z dala od mojej kryjówki i w przeciwnym kierunku. 
- Jeśli zaczęłyby się jakieś problemy wiesz jak się z nami skontaktować. Jakiekolwiek ślady podejrzanych działań czy nieuczciwej gry, daj nam znać od razu.
- Jak zawsze.
- Zawsze przyjemnością jest robić z tobą interesy Floyd.
- Z tobą również Paul.
- Dbaj o siebie i pamiętaj co ci powiedziałem na początku o wiesz czym i wiesz kim.
- Oboje są tutaj bezpieczni.
- Jak na razie.

Nie słyszałam niczego innego oprócz słabego dźwięku zamykanych drzwi. Czekałam co najmniej dziesięć minut, zanim zdecydowałam, że mogę znowu bezpiecznie się poruszyć. Zakładałam, ze Floyd chciał zatrzymać się w środku i po prostu pożegnać się z "Paulem" i jego odwiedzającymi kolegami, ale on również opuścił budynek dość szybko. Kiedy wstałam zbadałam teren, był całkowicie pusty. 
Nie tracąc więcej czasu pomknęłam gorączkowo w kierunku przodu piekarni. Dotarłam do drzwi i bez zastanowienia pociągnęłam w dół za klamkę spodziewając się, że są otwarte, ale oczywiście Floyd nie wiedział, że tu byłam, więc je zamknął. Mój brak koncentracji prawdopodobnie był spowodowany ilością płynącej krwi przez moje serce i mózg z całej adrenaliny. Mimo wszystko, byłam z siebie trochę dumna, że nie dałam się złapać.
Wyjrzałam na zewnątrz szukając w torbie moich kluczy. Czarny van zniknął odpowiadając na moje wcześniejsze wątpliwości co do właściciela. Było kilka pytań w mojej głowie do napełnienia, ale postanowiłam nie myśleć o nich dopóki nie znajdę się w jakimś bezpiecznym miejscu, jak moje przytulne łóżko.

Wyszłam z piekarni dość szybko zamykając za sobą drzwi i ruszyłam wzdłuż ulicy w szybkim tempie. Nie zatrzymałam się, aby spróbować wyciągnąć iPad'a z torby, byłam zbyt zaniepokojona wróceniem do domu i rozważaniem kilku teorii.
Byłam nieświadoma swojego otoczenia, skupiając się tylko na stacji metra, do którego szybko się zbliżałam, dopóki nie zauważyłam pary stóp idących obok mnie, jednak mój wzrok pozostał skupiony na ziemi. Nie było to rzadkie zjawisko, ale sprawca szedł blisko, zbyt blisko jak na mój gust. Po przestudiowaniu zużyte buty dołączyły do drugiej osoby, postanowiłam spróbować odwrócić się od niego, jednak on wyraźnie miał inne zamysły.
Moja ręka została mocno chwycona, brak szacunku dla moich zmysłów. Miałam zamiar drzeć się w niebo głosy, gdy wciągnął mnie do najbliższej alejki, ledwie wystarczająco dużej dla dwóch osób, nie mówiąc już o jakimkolwiek komforcie. Ale jego ręka została przyciśnięta do moich ust zmuszając moją głowę do spojrzenia w górę. Byłam zbulwersowana brakiem pomocy od kogokolwiek z ulicy, na pewno ktoś widział niewinną dziewczynę zaciągniętą do alei przez faceta, którego twarz była poryta siniakami?
- Nawet nie myśl o krzyczeniu - Warknął, jego usta były wystarczająco blisko mojego ucha, abym mogła poczuć jego gorący oddech. Zmusiłam się i skinęłam głową - Kiedy zadam ci pytanie odpowiesz szczerze. Zrozumiano? - Warknął, a ja znowu skinęłam - Co tam robiłaś?
Założyłam, że mówił o piekarni i było już jasne, że nie powinnam tam być. Jego dłoń opuściła moje usta, ale nadal unosił ją blisko w razie, gdybym zdecydowała się krzyczeć. Jego ciało napierało na mnie z taką siłą, że ledwo mogłam oddychać, nie mówiąc o ucieczce.
- Byłam po prostu coś odebrać - Zadrżałam próbując uniknąć jego intensywnego spojrzenia. Kto wiedział, że zielone oczy mogą być tak onieśmielające? Zawsze wyobrażałam sobie, że ktoś kto może tobą manipulować musi mieć piercing i brązowe prawie czarne oczy.
- Coś? - Warknął napierając swoim ciałem bliżej mnie. Zaczęłam się trząść z powodu jego bliskości i groźnego głosu.
- Mój zeszyt. Zostawiłam go tam wczoraj.
- Pokaż mi - Rozkazał.
Sięgnęłam w dół do mojej torby, wyraźnie starając się uniknąć dalszego kontaktu z nim. To było ciężkie i uciążliwe, ale wyciągnęłam go modląc się, aby nie chciał zajrzeć do środka, ponieważ zawartość prawdopodobnie by go przestraszyła i brzmiałabym jak psychopatka.
Na szczęście skinął głową pozwalając mi umieścić go z powrotem bez żadnych dalszych pytań. Wciąż wyglądał na złego, jakby moja szczerość nie była dla niego wystarczająca.
- Usłyszałaś cokolwiek? I nie rób ze mnie głupka. Ty i ja, oboje wiemy, o co mi chodzi.
Tym razem spotkałam jego wzrok, a jego głos był mniej poniżający - Nie. Po prostu weszłam i od razu wyszłam - Spojrzał prosto przez moje oczywiste kłamstwo.
- W takim razie chcesz udawać głupka?
- Nie - Pozwoliłam wykazać mojemu głosowi osłabienie, drżenie ukrywało się głęboko w gardle, odmawiając pojawienia się w moim głosie. 
- Cokolwiek usłyszałaś zapomnij o tym. Idź do domu, upiecz ciasto czy cokolwiek tam robisz i nawet o tym nie myśl - Nie mogłam skleić odpowiedzi, zanim znowu przemówił - Nie robię tego dla twojego bezpieczeństwa. Nie aż tak bardzo dbam o ciebie Lennon Rae. Londyn nie jest ciekawym miejscem, ale dla twojego dobra, udawaj, że jest. Okej?
Oszołomiona skinęłam głową w milczeniu, tracąc zdolność mówienia. Gwałtowność jego wyznania była lekko urażająca. Osobiście go nie znam i nie zależy mi na nim, ale mogłam przejść prosto i przyznać, że było to bezczelne. Po tym cofnął się, mały krok wystarczył, aby stworzyć mała odległość między nami, zanim dotarł do przeciwległej ściany. Przeniósł swoje ręce z dala od mojego ciała i z powrotem zmrużył na mnie oczy, zakładając, że zrozumiałam jego wiadomość.
- Idź - Podyktował, kiwając głową w stronę ulicy.
Zmuszona nie musiałam nawet niczego rozpatrywać. Wydarzenia w piekarni wkrótce zostały zepchnięte na bok, gdy przeciskałam się z powrotem przez tłum, moje serce pojękiwało. Chciałam wrócić do mojego bezpiecznego łóżka nawet bardziej niż wcześniej. Nie znałam go, nie wiedziałam co robi czy kim jest, ale kilkakrotnie staliśmy sobie na przeszkodzie, wydzielał różne aury.
Widocznie moje poprzednie dyktanda o Harrym Stylesie nie były w pełni poprawne. Czy to było złe, że byłam nieco szczęśliwa, że wciągnął mnie do tej alei? Mogłam stworzyć coś jeszcze bardziej urzekającego o jego charakterze. Dał mi adrenalinę i satysfakcjonujący uśmiech na mojej twarzy. Harry Styles był bardziej skomplikowany niż początkowo go postrzegałam.

*Bank holiday- święto państwowe będące dniem wolnym w Wielkiej Brytanii i Irlandii. 



Mamy kolejny rozdział :) Piszcie jak Wam się podoba. Za jakiekolwiek błędy przepraszam, ale spieszyłam się, aby dzisiaj to dodać.
Jak zawsze przypominam, że możecie zadawać pytania, dzielić się wrażeniami na tt hashtag #DecodeFF i zapraszam do zapisywania się w zakładce informowani :)

Mam do Was prośbę, abyście rozsyłali to tłumaczenie swoim znajomym bo jest mi mega miło, kiedy nas przybywa x



CZYTASZ = KOMENTUJESZ

poniedziałek, 10 marca 2014

Chapter 4

Z perspektywy czasu nie miałam nic przeciwko, aby pracować w środę. Był to środek tygodnia i przez większość czasu piekarnia była całkiem pusta. Początek tygodnia kończył pośpiech, natomiast koniec tygodnia nie zaczynał szaleństwa, aż do jutra. Środa była dniem, w którym mogłam się wyluzować. Nadal musiałam piec, robić i dekorować, ale tolerowałam to bardziej niż w inne dni tygodnia. 
Byłam w radosnym humorze, ponieważ mój dzień rozpoczął się w jeden z moich ulubionych sposobów. Gdy skończyłam jeść miskę cocopops, zauważyłam błąd edycji w książce, którą czytałam; „The Only Sister” James’a Craig’a. To było moim dziwnym zainteresowaniem; znajdowanie błędu dawało mi poczucie spełnienia.
Tak bardzo jak kochałam czytać, kochałam naprawiać błędy ludzi. Nigdy nie mierzyłam się z wydawcą czy cokolwiek, ale robiłam to w mojej książce. Dom uważał, że jestem dziwna, cholera nawet Nia uważała, że jestem trochę stuknięta. Dlaczego nie możesz cieszyć się książką, zamiast szukać dziury w całym? Często mi mówiła. Każdy cieszy się z innych rzeczy. I takim sposobem cieszę się czytając i robiąc techniczną korektę już opublikowanych książek. Również pomogło mi to z moją techniką pisania. Jeśli ktoś kiedykolwiek znalazłby błąd w mojej pracy prawdopodobnie przeżyłabym załamanie. Może nie dosłownie, ale cholernie by mnie to wkurzyło.
- Przerwa na lunch? – Floyd zażartował wchodząc do kuchni i biorąc jedną ze świeżych bułek z półki.
- One właśnie wyszły z-
- Kurwa, gorące!
- Piekarnika – Wzdrygnęłam się kończąc swoje zdanie, kiedy patrzyłam jak biegnie do zlewu i wystawia swoje jaskrawoczerwone palce pod wodę.
- Cholera – Westchnął wciąż z ręką pod kranem – Nie spodziewałem się, że to będzie takie gorące.
- Przepraszam, powinnam cię była ostrzec.
- Nie martw się, moja wina. Tak czy inaczej nie powinienem kraść jedzenia. Żona mówiła, że potrzebuję diety – Śmiał się pocierając swój duży brzuch niepoparzoną ręką – Nie rozumiem dlaczego tak powiedziała. Jestem pewny, że Victoria Secret będzie dzwonić do mnie lada dzień  chcąc nowego top modela. 
- Nie zapomnij o mnie, kiedy będzie bogaty i sławny – Zażartowałam ocierając resztę maki i z moich rąk o fartuch. 
- Nie marz o tym. I tak chciałbym cię zatrudnić jako mojego osobistego kucharza. Nikt nie może pokonać twoich belgijskich bułeczek.
- Są bardzo dobre, no nie? – Uśmiechnęłam się z powrotem.
- Nie trać głowy panienko albo zostawię cię, abyś piekła kolejne czterysta bochenków chleba.
- O boże, nie. Zeszły tydzień był wystarczający, dzięki. Mam teraz barki ze stali. 
- Pewnie, że masz kochanie. Teraz idź na swoją przerwę, zanim wezmę ją za ciebie.
- W porządku, w porządku, idę – Zaśmiałam się zdejmując swój fartuch przez głowę i zmierzyłam w kierunku małego pomieszczenia dla personelu.
Chwyciłam torbę i zmieniłam swój służbowy t-shirt na białą bluzkę, zanim weszłam na przód sklepu. 
- Miłego lunchu – Nia zawołała, kiedy przechodziłam obok niej. Skinęłam szybko głową i odpowiedziałam.
- Dzięki, do zobaczenia za godzinę – Z małym zachwianiem szybko opuściłam sklep i wzięłam głęboki wdech zanieczyszczonego miejskiego powietrza.

Nie określiłam, gdzie dokładnie iść, ale w rzeczywistości szukałam spokojnego miejsca, aby trochę popisać., lecz znalazłam się po drugiej stronie ulicy mojego starego uniwersytetu. The University of East London Town – Nie mam pojęcia czemu na końcu dali „town” bo Lonydn nie był niczym zbliżonym do małego miasteczka, był miastem, nawet stolicą.
Był tu stary budynek po drugiej stronie ulicy, gdzie opierałam się o wysoki ceglany mur. Docisnęłam swoje plecy mocnego do niego i podpierałam się na jednej nodze. Studenci kręcili się wszędzie dookoła. Nie rozpoznałam nikogo, ale ledwo nauczyłam się ich twarzy po dwóch miesiącach bycia tam.
Dwa miesiące były wystarczające, abym wiedziała, że to nie było dla mnie. Oni zawsze mówią wytrzymaj swój pierwszy rok, ale to zanudzało mnie na śmierć. Kocham czytać i pisać, ale nienawidzę być informowana, kiedy mam to zrobić, co przeczytać i o czym napisać. Bez obrazy dla profesorów ale sci-fi i romanse generalnie nie były moją mocną stroną. 
Przygryzłam wargę, nie wystarczająco, aby krwawiła, ale wystarczająco, abym wyglądała na skoncentrowaną. Patrzyłam przez bramę z żelaza i zastanawiałam się czy uciekanie było słuszne. Tak naprawdę byłam nigdzie w moim nowym życiu, ale siedząc cały dzień w klasie czułam, że umieram. Utknęłam w labiryncie.
Dwadzieścia minut mijało powoli, pozostałam dalej dociśnięta do ściany, kiedy inna postać skopiowała moją pozycję kilka metrów ode mnie. Nie byłam pewna, czy stoi tak blisko, ponieważ jest to jego miejsce, gdzie się zatrzymuje, czy też czegoś chce. Powoli odwróciłam głowę w lewo w twarz podejrzanego. Byłam zaskoczona, kiedy zobaczyłam, że się na mnie gapi.
Harry Styles, nie miałam pojęcia co on robił, ale jego mowa ciała sugerowała, że coś opracowywał. Stał wysoko i pewnie, powoli zaciągnął się papierosem, który luźno spoczywał mu w dłoni. Powiedziałabym, że to szkodzi , ale czułam, że po prostu zaśmiałby mi się prosto w twarz. 
Wciąż patrzyłam na niego z zaciekawieniem, kiedy wreszcie odwrócił głowę wydmuchując dym w moją stronę. Zmrużyłam oczy na niego, zacisnęłam usta i zmarszczyłam nos. To jest jedna z najbardziej nieuprzejmych rzeczy, jakie można komuś zrobić, to obrzydliwe. Na szczęście stał na tyle daleko, że dym wypuszczony z jego ust rozpłynął się w powietrzu, zanim doleciał do mojej twarzy. 
- Jeśli masz zamiar powiedzieć mi, że jest to złe dla mojego zdrowia, to wiedz, że nie byłoby to mądre posunięcie. 
- Nie planowałam tego powiedzieć – Splunęłam na niego, patrząc pod wrażeniem jak uśmiechały się z wyższością jego rysy twarzy.
Wyrzucił niedopałek papierosa i przycisnął go do ziemi swoją stopą.Teraz nie było dymu, więc mogłam dostrzec kilka różnych ran i urazów pokrywających jego twarz. Przewróciłam oczami na jego wygląd, nie mógł nawet zaprzeczyć, że się bił – to było oczywiste. Podbite oko, opuchnięte policzki i zadraśnięte kłykcie; nie dostajesz takich obrażeń po jeździe na rowerze czy spadnięciu ze schodów. 
Cisza wisiała w powietrzu, skupiałam się na czymkolwiek byle nie na jego twarzy, podczas gdy on robił dokładnie odwrotnie. Mogłam poczuć jak jego przenikliwe spojrzenie pali mnie w bok głowy. Oblizałam swoje usta w nieuwodzicielski sposób, zanim przeniosłam swój wzrok na niego i podniosłam brwi w procesie. Teraz oboje patrzyliśmy się na siebie, ale nie chciał przerwać milczenia. To nie był konkurs  kto mógł dłużej milczeć, więc ewidentnie się poddałam.
- Masz przecięta skórę pod okiem – Stwierdziłam ni stąd, ni zowąd. Nie mogłam wymyślić nic innego, co mogłabym powiedzieć, więc oczywiście naszło mi to na język. Nie byłam najlepsza w rozpoczynaniu rozmowy, jeśli można tak powiedzieć. 
- Masz w zwyczaju wskazywanie ran u innych osób?
- Nie, jeśli bym miała to wstałabym i powiedziała, że masz przecięta skórę nad okiem, fioletowy siniak na lewym policzku i zadraśnięte kłykcie.
- Zabawne – Powiedział bez humoru w swoim głosie – Więc Lennon co ty tu robisz? – Zapytał    w sposób, który wydawał się brzmieć jak przyjazne pytanie, jak byśmy byli naprawdę znajomymi.
- Wiec Harry, masz w zwyczaju zadawanie nieznajomym przerażających pytań?
- W jaki sposób to było przerażające?
- Cóż, normalnie nieznajomi nie pytają innych nieznajomych co robią w określonym miejscu – Odpowiedziałam krzyżując ramiona na piersi.
- Nie jesteśmy nieznajomymi, znam twoje imię – Jego uśmiech robił się coraz większy, gdy mówił. Tak czy inaczej zaśmiałam się tuż przy nim, co myślę, że go zmyliło , gdy patrzyłam, jak łączył swoje brwi razem.
- Jesteśmy nieznajomymi.
- Cóz –
- Nie.
- Nawet nie wiedziałaś, co miałem zamiar powiedzieć – Mówił niskim głosem, jego oczy przenikały moje. Nie lubiłam jego nagłej zmiany w zachowaniu.
- Nie chcę nawet wiedzieć.
- Kto wykręcił ci dzisiaj tampona? – Zażartował, ale ja się wzdrygnęłam, to była absolutnie okropna obraza. Myślę, że mój wyraz twarzy mu to uświadomił i nagle przestał się śmiać.
- Możesz zostawić mnie samą?
- I pomyśleć, że mnie lubiłaś – Jego zadowolony z siebie uśmiech powrócił, kiedy jego głos sprawnie wyszedł z ust. Uniósł brwi na chwilę, czekając na rodzaj reakcji.
- Co dało ci tak śmieszny pomysł?
- Widziałem jak mnie obczajałaś, kiedy ostatnim razem się spotkaliśmy.
- Jesteś poważny? – Zaśmiałam się głośno – Nie obczajałam cię.
- Ah, ale obczajałaś.
- Po moim trupie.
- Może to było zaplanowane – Odpowiedział bardzo cicho, tak że cofnęłam się do tyłu za jego dobór słów. To nie był żart, jego głos był dosłownie poważny.
- Co? 
- Nic – Szybko oddalił moje pytanie, ale nie zapomnę o nim – Więc, jeśli mnie nie obczajałaś, to dlaczego się gapiłaś?
- Nie gapiłam się – Prawie krzyczałam przewracając oczami na niego.
- Pierwszym etapem kłamania jest zawsze odmowa.
- Oh, spierdalaj. Muszę wracać do pracy – Zaczęłam się odwracać, kiedy jego dłoń chwyciła mnie za ramię.
- Nie musisz, nadal masz jeszcze półgodziny. 
- Kim ty do cholery jesteś? – I dlaczego on zna moje godziny przerw na lunch?
Pchnęłam jego rękę z dala i ponownie w pełni się do niego odwróciłam. Skanowałam jego ciało w poszukiwaniu jakiś oznak psychopaty, ale ich nie znalazłam. Co nie oznaczało, że nie był niebezpieczny. Niewidomy mógłby zobaczyć, że jest groźny. Ostrzeżenia Nia z ostatniego miesiąca zostały obsadzone głęboko w moim mózgu i zaczynałam jej wierzyć.  Rozmowa z nim nie była prawdopodobnie mądrym posunięciem.
- Jestem Harry Styles, teraz Lennon, powiedz mi kim ty do cholery jesteś. Jesteś jakaś psychiczna? Profilujesz ludzi?
- O mój boże, mówisz poważnie? – Jego pusta odpowiedź zatrzymała mój śmiech – Mówisz poważnie? O mój boże. Czy wyglądam dla ciebie na kogoś psychicznego?
- Nie wiem, oni mają jakiś określony wygląd? – Wziął ostrożny krok naprzód, a jego oczy ani  razu nie opuściły moich.
- Czy ja troszczę się o szklaną kulę albo próbuję czytać ci z dłoni? Nie. Teraz zostaw mnie – Zrzuciłam agresywnie jego rękę z mojej, tylko po to, żeby znowu ją tam umieścił. Co było z nim i chwytaniem mojej ręki? Nie byłam dzieckiem, które potrzebowało być trzymane na krótkiej smyczy.
- Nie sądzę, że wiesz z kim rozmawiasz.
Jego głos stał się nagle głębszy i bardziej straszny. Natomiast jego oczy intensywnie się we mnie wpatrywały; źrenice rozszerzyły się, przez co wydawały się całkowicie czarne. Całe jego ciało górowało nade mną, kiedy podszedł jeszcze bliżej, czułam się znacznie mniejsza. Próbował przejąć domniemaną władzę nade mną.
- Z Harrym Stylesem najwyraźniej – Splunęłam – Teraz, czy zechciałbyś zostawić mnie w spokoju?
- Nie – Warknął idąc krok bliżej, jeszcze krok, a jego oddech po papierosie będzie wypełniał moje zmysły. 
- Będę krzyczeć w niebogłosy, jeśli zrobisz jeszcze jeden krok naprzód – Warknęłam.
- Nie zrobisz czegoś takiego – Ostrzegł.
- Czyżby Harry Styles bał się małej krzyczącej dziewczynki?
- Jesteś tu studentką? – Zapytał, a jego głos znów był spokojny. Rzuciłam mu pytające spojrzenie, na co skinął głową w stronę uniwersytetu.
- Nie, dlaczego pytasz? – Odpowiedziałam ostrożnie.
- Po prostu się zastanawiałem.
- A ty?
- Czy ja wyglądam jak student?
- Nie bardzo. Większość z nich wydaje się wyglądać na dość inteligentnych. Cecha, której nie posiadasz.
- Jesteś zabawna Lennon – jego twarz rozjaśniła się lekkim uśmiechem, ale zniknął tak szybko jak się pojawił – Ale wyglądasz na studentkę.
- Byłam – Uniósł brwi – Nie moja mocna strona. Tu jest więcej życia niż w klasach.
- Pracujesz w piekarni.
- Dziękuję ci za to, jestem w pełni świadoma, że moja praca to gówno, ale jeśli mógłbyś dać mi poudawać przez pięć minut, że faktycznie cieszę się z mojego życia, to będę ci wdzięczna.
- Nie lubisz piecz?
- Naprawdę to nie.
- Szkoda, twoje ciasto nie było w połowie złe.
- Dzięki, tak myślę.
- Co studiowałaś?
- Ah, niezła próba, ale myślę, że już dość tworzenia więzi jak na jeden dzień. Do widzenia Harry Styles – Odpowiedziałam odwracając się na pięcie i szybko idąc z powrotem do mojego miejsca pracy.

Niebawem, gdy moje nogi były w ruchu usłyszałam dzwonienie telefonu, nie mojego i nikogo innego w okolicy, więc przypuszczałam, ze był to Harry, który uważał naszą rozmowę za oficjalnie zakończoną – ku mojej uldze.
- Pójdę z tobą, idę w tamtą stronę – Skoczyłam, kiedy usłyszałam głos pojawiający się znikąd obok mnie. 
Kroki Harrego były dłuższe niż moje, co oznaczało, że jego spacer równał się z moim truchtem. Zmrużyłam oczy na niego widząc, że wciąż trzyma telefon przy swoim uchu. Czy on poważnie próbował mnie zdenerwować?
- Nie, dzięki.
- To nie było pytanie.
- Jesteś dość wytrwały i wymagający, no nie?
- Związane jest to z pracą.
- I co się na to składa?
- Myślę, że już dość tworzenia więzi jak na jeden dzień – Wyśmiewał moje wcześniejsze oświadczenie.
- Jezu Chryste jesteś wkurzający – Zaśmiał się z mojej odpowiedzi – Co? Znowu część o pracy? – Warknęłam, na co wypuścił z siebie śmiech. Kocham sprawiać, ze ludzie się śmieją, zwłaszcza Harry Styles. Śmiał się w złych momentach i irytowało mnie to.
- W porządku Louis, zajmę się tym później. Będę tam w sekundę. Cześć – Zajęło mi chwilę, aby zarejestrować, że rozmawiał z osobą po drugiej stronie telefonu. 
- Ah chłopak? – Zażartowałam ku jego niezadowoleniu najwyraźniej.
- Co? – Splunął z jadowitym tonem.
- Cóż, facet o imieniu Louis zadzwonił do ciebie, oczywiście rozważając kwestionowanie cię w sprawie mojej obecności – Jego oczy rozszerzyły się na moje oświadczenie – Co? Powinieneś nauczyć się ściszać głos rozmówcy, nigdy nie wiesz kto słucha – Zażartowałam przed powrotem do poprzedniego tematu – Więc, obawia się, że masz zamiar porzucić jego disco kij i przeskoczyć z powrotem do innej drużyny?
- To nie jest nawet śmieszne.
- Szkoda, uważam, że to dość zabawne. No i jesteśmy. Do widzenia Harry Styles – Powiedziałam szybko, kiedy zbliżyliśmy się do drzwi piekarni. 
- Do zobaczenia Lennon Rae – Mrugnął, mój cios w jego ego nagle zniknął z jego pamięci.
- Nie do zobaczenia – Odpowiedziałam po odnalezieniu w sobie spokoju. 
Nagle byłam bardziej sceptyczna o nim, znał moje nazwisko, coś czego nigdy nie miał przyjemności poznać. Próbowałam zachowywać się normalnie, ale w środku coś tykało w moim mózgu. Wiedziałam, że nie był dobry, słyszałam to od Nia, która irytująco mnie fascynowała i czyniła niespokojną. To jest ta sama koncepcja, jeśli napiszesz „zakaz wstępu, niebezpieczeństwo” lub „nie dotykaj”; tylko człowiek zrobi dokładnie odwrotnie, to sposób w jaki możemy poczuć adrenalinę. Jednak nie chciałam adrenaliny związanej z Harrym Stylesem.
 - Myślę, że będę jedynym, który o tym zadecyduje – Uśmiechnął się, zanim zniknął po drugiej stronie ulicy, nawet wcześniej się nie oglądając, idiota.

Gdy dzwonek zadzwonił wewnątrz piekarni sygnalizując moją obecność, Nia stała w drzwiach z rękoma na piersi i grymasem na twarzy. Wydobyłam z siebie kilka niezgłębionych dźwięków i skrzywiłam się na nią.
- Hej Nia..
- Lennon ostrzegałam cię.
- Nie zrobiłam niczego.
- Co robiłaś z Harrym Stylesem?! Ostrzegałam cię przed nim.
- Wkurzał mnie okej? Po prostu załatwiałam swoją własną sprawę, a on pojawił się znikąd. 
- Gdzie byliście?
- Na zewnątrz uniwersytetu, dlaczego pytasz?
- Wschodniego uniwersytetu?
- Tak.. – Odpowiedziałam zakłopotana jej nagłym zainteresowaniem mojej lokalizacji.
- Hmm – Dziwacznie rozważała – Dziwne, Harry Styles znowu na Wschodzie - Stukała palcami o brodę w zamyśleniu – Jeszcze więcej powodów, aby trzymać się od niego z daleka.
- Dosłownie nie mam pojęcia o czym mówisz, ale nie planuję ponownie go zobaczyć. Nie martw się.
- To nie o ciebie się martwię.
- Co? Teraz martwisz się o niego? – Wypuściłam z siebie rozdrażniony śmiech na jej nagłą zmianę decyzji na tzw. diabła.
- Po prostu to zostaw. Zapomnij o wszystkim co wspomniałam.
- Nie, ukrywasz coś. Co się dzieje? Czego nie wiem?
- Jest wiele rzeczy, o których nie wiesz, ale nie jestem tą osobą, która powinna z tobą o tym rozmawiać.
- Więc, kto do cholery powinien mi to powiedzieć?
- Dziewczyny skończyłyście plotkować? Mamy ciasta do zamrażania – Głos Floyda zaskoczył mnie. Miał zwyczaj pojawiania się znikąd. Nia stała w ciszy, a jej oczy co chwila przenosiły się między mną o nim.
- W porządku, będę tam w sekundę – Zawołałam zanim odwróciłam się do Nia – Co? Floyd? Co Floyd wie?
- Więcej ode mnie, to wszystko co mogę powiedzieć. Prawdopodobnie nie powie ci za dużo, cóż nie powie niczego więcej niż ja już ci powiedziałam.
- Oh.
- Nie tylko ty Len, nikt nie powinien wiedzieć tu o takich rzeczach.
- Rzeczach? Mogłabyś być trochę mniej niejasna?
- To wszystko dla twojego własnego bezpieczeństwa.
- Okej, nieważne. Idę z powrotem piecz ciasta udając, że kocham swoje życie.
- Len – Westchnęła – Nie bądź taka, proszę spójrz na to z mojego punktu widzenia – Chciałam się zaśmiać, jej punkt widzenia? Nie miałam pojęcia co ukrywała, więc nie mogłam spojrzeć na to wszystko z jej perspektywy – To nie jest coś, w czym chciałabyś brać udział.
- Wiem to, po prostu nienawidzę pozostawać w niewiedzy.
- To ssie, wiem, ale to dla twojego własnego dobra i hej pieczenie ciasta nie jest wcale takie złe. Mogło być gorzej, mogłabyś słuchać starych ludzi narzekających na ceny pieczywa.
- Są całkiem drogie – Zaśmiałam się, gdy wchodziłam do pokoju dla personelu, aby ponownie włożyć na siebie bluzkę i fartuch. Dobra robota, nie pracowałam w modnych ubraniach bo nie wyglądało to dobrze.
- Zamknij się, one stanowią większość naszej wypłaty – Obje się śmiałyśmy, zanim odwróciłyśmy się do naszych przydzielonych stanowisk i wróciłyśmy do robienia tego, w czym byłyśmy najlepsze. 

Wszystkie myśli o Harrym Stylesie zostały rozproszone, gdy przewracałam kawałek świeżego ciasta, tylko po to by znów pojawiły się tak szybko przy leniwym ugniataniu wszystkich składników razem. Było w nim coś, co nie dawało mi o nim zapomnieć. Był niewątpliwie przystojny i mogłam się założyć o dowolną sumę pieniędzy, że o tym wiedział i używał to na swoją korzyść. Było jasne, że nie grał czysto przez wygląd jego ran. Nie zostały poniesione w legalnej bójce; nie było wątpliwości, że stało się to w klubie, na ulicy lub w wojnie gangów.
Był pełny temperamentu, wrogi, pewny siebie, tajemniczy i zdaje się, że inspirujący. Był typem osoby, na którą czekałam, aby wkroczyła do mojego życia, nie, aby ją poznać, ale stworzyć w mojej głowie. Miał swoją „przeszłość”, a ja zamierzałam stworzyć cholernie dobrą historię, o której nie będzie miał pojęcia. Harry Styles był moim nowym projektem, nawet o tym nie wiedząc. 

Przepraszam Was, że dodaję dopiero dzisiaj, ale wczoraj nie miałam, kiedy tego zrobić. Tak czy inaczej myślę, że wynagrodziłam Wam to tym rozdziałem bo mamy wreszcie HARREGO! Jak dla mnie ten rozdział był boski no i cóż, więcej Was nie zanudzam. 
Przypominam o zadawaniu pytań i dzieleniu się wrażeniami na tt pod hashtagiem #DecodeFF
No to do niedzieli. Lots of love xx

CZYTASZ = KOMENTUJESZ :)

niedziela, 2 marca 2014

Chapter 3

Lennon's POV:


- Len, czy dostawa jest gotowa na jutro?
Westchnęłam ciężko. Byłam zmęczona, kończyłam swoją pięcio-nadgodzinną pracę - na dodatek nadgodzinny nie były płacone. Floyd nigdy nie mógł odmówić zamówienia, tym bardziej, gdy klient był skłonny zapłacić ponad tysiąc funtów za chleb. Aczkolwiek kto potrzebuje ponad czterystu bochenków chleba? Na następny dzień też. Utknęłam w obskurnej piekarni na ponad piętnaście godzin. Zaczynałam mieć halucynacje, dwie godziny temu mogłabym przysiąc, że bochenek chleba mówił do mnie.
- Prawie – Odpowiedziałam kontynuując wyrabianie ostatniego kawałka ciasta w tym dniu. Miałam już zaplanowane, że gdy skończę, chciałabym upaść na łóżko i udawać, że prawdziwy świat nie istnieje. Chociaż na parę godzin, zanim będę musiała wrócić tu z powrotem w ciągu kolejnych dni.
-Będzie w porządku, jeśli zamkniesz dzisiaj? Wieczorem zabieram żonę do West End – Floyd zapytał wystawiając swoją głowę przez drzwi. Był już ubrany w płaszcz i szalik, zakładając, że moja odpowiedź byłaby twierdząca, zanim jeszcze zapytał.
- Taa, pewnie – Odpowiedziałam na pół gwizdka. To nie robiło różnicy czy zmykałam czy też nie. Szybko skinął głową i bez żadnego słowa pospiesznie wyszedł.
Nia wyszła godziny temu, gdy piekarnia była zamknięta dla ludzi, szczęściara. Miała do czynienia z klientami, ale to była ledwie ciężka harówka. Nasza przyjaźń była trochę wyłączona w ubiegłym miesiącu, odkąd zjawili się tamci klienci. Ostrzegała mnie przed ich przyjściem. Zawsze była na brzegu i podnosiła głowę, gdy ktoś wchodził do piekarni, nie dowiedziałam się jeszcze, co dokładnie było tego powodem.
Moimi palcami pokrytymi mąką włączyłam radio. Głośniki ledwo działały, ale każdy inny głos niż wymierające piekarniki był dla mnie wystarczający. Nie mogłam zmienić stacji w radiu; brakowało przycisku, więc nie było innego wyjścia niż słuchanie melodii z BBC radio five. To nie była moja ulubiona stacja, ale mogłam ją znieść. Jedyna rzecz, która mnie wkurzała była ciągła rozmowa prezenterów zamiast puszczenie muzyki.
Nienawidziłam piecz chleba. Wiem, że robiłam to dla zarobku, ale było to żmudne, męczące i odurzające. Mogłam wykonać dwadzieścia bochenków dziennie, ale czterysta? Następnym razem odmówię, tak jak każdy rozsądny człowiek by zrobił. Moje ramiona bolały, rano będą wyglądały jak ze stali. Mogłabym chodzić do pobliskiej siłowni i zawstydzić wszystkich krzepkich mężczyzn.
Informowałam wielokrotnie Floyda, że przydałaby mi się jeszcze jakaś ręka w kuchni, ale on upierał się, że sama robię to najlepiej i nie będzie niepotrzebnie płacił innym pracownikom. 
Przekręciłam piekarniki na off i dałam im dobrego, ciężkiego kopa – w przeciwnym razie nie wyłączyłyby się. Floyd odmówił kupowania nowego sprzętu; jeśli nadal gotowały jedzenie to były idealne. Mówił tak bo nie musiał z nich korzystać. Skrzywiłam się, kiedy ból rozprzestrzenił się po mojej stopie i nodze – Cholerstwo – Mruknęłam pod nosem. W końcu ból ustał i wszystkie oznaki życia przestały istnieć.
Po zawinięciu mojego szalika wokół szyi i zapięciu płaszcza wreszcie byłam gotowa do wyjścia. Szybko jeszcze upewniłam się czy wszystkie piekarniki na pewno są wyłączone – Nie sądzę, aby Floyd chciał zobaczyć do połowy spaloną piekarnię. Nie planowałam wzniecić ognia w Londynie.
Oczywiście zamknięcie piekarni nie było takie proste. Drzwi były do połowy popsute i musiałaś trzymać klamkę w niezręcznej pozycji, tak aby udało się przekręcić kluczyk. Moja ramiona czuły dosłownie śmierć i ostatnią rzeczą jaką chciałam zrobić była walka ze starymi, zniszczonymi drzwiami. Niemniej jednak, po pięciu minutach mamrocząc przekleństwa i uderzając pięścią w drewno, ostatecznie zostały zamknięte.
Piekarnia nie była położona w zaułku; w rzeczywistości było tu bardzo żywo w nocy. Minęłam kilku singli, par i rodzin, gdy przechodziłam przez drogę w stronę stacji metra. Oparłam się pokusie, aby pokazać środkowy palec, wściekłemu kierowcy, który uderzył w klakson trąbiąc na mnie.
Stacja metra była nieżywa, stałam sama na peronie. To nie pierwszy raz, kiedy tak się dzieje. White Chapel nie było znane z nocnego życia, dlatego metro było opuszczone. Moje oczy stale rzucały na ekran sprawdzając, kiedy przyjedzie następny pociąg.  Chciałam jak najszybciej dostać się do domu, moje oczy powoli zamykały się z powodu braku snu.
Straszy mężczyzna  w tym samym przedziale patrzył zdezorientowany w moim kierunku. Jego oczy były szerokie i czerwone jakby płakał – albo to albo był nałogowcem. To ostatnie nie zaskoczyłoby mnie. Wiedziałam, że Londyn był kołem narkotyków; miałam oferowane te substancje więcej niż jeden raz. Wiedziałam też, że czasami nie dostaje się tego czego się chce, najprawdopodobniej większość toreb z biały proszkiem, które dostawałeś były z trutką na szczura, tylko po to by wypełnić masę. Nic dziwnego, że dostawcy narkotyków byli obarczeni.
Siedziałam wpatrując się w niego z neutralnym wyrazem twarzy. Moje ramiona były złożone na piersi, a moje ciało kołysało się z ruchem pociągu. Na szczęście musiałam czekać tylko na kilku przystankach, aby w końcu opuścić wagon.
Ulice otaczające mój dom w Bethnal Green nie były co prawda przyjazne, ale było mało prawdopodobne, abyś została napadnięta. Pijany, bezdomny mężczyzna próbujący serenadę z wulgarną piosenką był najpoważniejszą rzeczą, jaką kiedykolwiek doświadczyłam.  Musiałam dać mu punkty za oryginalność, ale z drugiej strony niszczył mi psychikę.
Otuliłam ciało płaszczem, delektując się ciepłem, które mi zostało. Zaczęłam biec lekkim truchtem, gdy zobaczyłam dom przed oczami. Widok budynku sprawił, że zmarszczyłam brwi. Cegła wyglądała na przestarzałą, okna nie były podwójnie oszklone, a mały ogród był pełen śmieci. Nie do końca żyłam w luksusie, ale trudno, żeby piekarnia płaciła dobrze. Mogłam dawać sobie radę finansowo i tak było.
Jak zwykle drzwi były otwarte, bez względu na to, ile razy skarżyłam się na Jasona za brak bezpieczeństwa, nigdy nie słuchał. Przewróciłam oczami, popchnęłam otwarte drzwi i zatrzasnęłam je na jakiś czas. Rozejrzałam się po brudnym korytarzu. Mogłam usłyszeć grający telewizor, co wskazywało na to, że nie byłam sama. Rzuciłam swój płaszcz i szalik na półkę i ruszyłam wzdłuż korytarza.
- Drzwi znowu były otwarte – Mruknęłam, siadając na zużytej kanapie obok Doma. Jego oczy na chwile spojrzały na mnie zanim znowu cała swoją uwagę zwrócił na program gotujący, który obecnie leciał.
- Przysięgam, że robi to tylko dlatego, żeby nas wkurwić. Co do cholery ona w nim widzi? – Westchnął przed wciśnięciem opcji menu na pilocie. Skanowałam nadchodzące programy i zdecydowałam, że nie było niczego godnego uwagi, zatem postanowiłam oglądać cokolwiek Dom wybierze.
- Jego istnienie mnie wkurwia – Wymamrotałam gniewnie. Jason był w pełni świadomy, że go nie lubiłam. Powiedziałam mu wielokrotnie, że był największym dupkiem świata – oczywiście odbierał to jako komplement i ślubował żyć pod tym tytułem. Mój wstręt do niego nie współgrał z naszą współlokatorką Emmą, jego dziewczyną.
Daj mu szansę. On naprawdę jest miłym facetem, jeśli się go pozna – wykładała mi to wiele razy i za każdym razem, nie umiałam uwierzyć w ani jedno słowo wydobywające się z jej ust. Byłam przekonana, że nigdy faktycznie go dobrze nie poznała; jedyną rzecz, którą można było od nich usłyszeć było ich wezgłowie uderzające o ścianę o każdej godzinie w nocy.
- On nie płaci czynszu, traktuje to miejsce jak hotel. Pewnego dnia zamierzam się zemścić.
- Zemścić? – Zaśmiałam się obojętnie – Co zamierzasz zrobić? Umieścić krem do usuwania włosów w jego szamponie czy coś?
- Oh nie. Mam znacznie więcej wyobraźni niż to. Po tym jak z nim skończę, nigdy nie będzie chciał tu zostać – Jego głos brzmiał nieco wrogo. Nie mogłam wziąć go na poważnie i wypuściłam z siebie śmiech.
- Nie mogę się tego doczekać. Możesz zorganizować to, kiedy też będę w domu? Nie chciałabym tego przegapić.
- Wszystko dla ciebie Laleczko – Odpowiedział ściskając moje policzki. Zmarszczyłam na niego brwi za ten okropny pseudonim dla mnie. Przebierzesz się raz za żywą, przerażająca lalkę na Halloween i on nie da ci spokoju – Oh i przy okazji, zjadł twój ostatni pot noodle*.
- Pieprzona ciota. Pójdę na górę i powiem mu co o nim myślę – Chrząknęłam, wstałam z kanapy i otworzyłam drzwi z wściekłością.
- Powodzenia, nie ma go tam – Dom odpowiedział, nawet nie odwracając się od ekranu. Jego głos znów powrócił do zwykłej monotonnej jaźni – Poszedł do knajpy ze swoją ułomną grupą przyjaciół – Pomimo mojego wkurwionego humoru, nazwanie ich ułomnymi wywołało u mnie chichot. Jedyna rzecz, która bardziej wkurzała mnie od Jasona byli jego idiotyczni przyjaciele. Mieli chyba około pięćdziesiąt komórek mózgowych. Pierwszy raz, kiedy zostałam zmuszona ich spotkać, musieliśmy przetrwać pub quiz; jedyne pytanie, na które dobrze odpowiadali było przeliterowanie ich imion – cóż w rzeczywistości jednemu z nich nie udało się zrobić tego poprawnie, oczywiście zrzucił to na alkohol.
Dwukrotnie sprawdziłam szafki kuchenne, gołe półki potwierdziły, ze po raz kolejny zjadł moje jedzenie. Pot noodle było bardzo pyszne, więc jak widać miał potrzebę go ukraść. To było podpisane moim imieniem z pięć razy – jednak nie miało to znaczenia. Nie oczekiwałam od niego niczego – to było stałym zjawiskiem.
- Idę zdobyć coś do jedzenia. Może poczęstuje siebie mikrofalowym ryżem – Zażartowałam bez cienia humoru w moim głosie.
- Oo – Dom odpowiedział – Zrobiłaś mi ochotę. Weź trochę mleka jak tam będziesz.
Wciągnęłam mój szalik i płaszcz z powrotem, nic dziwnego, że ubrania były jeszcze ciepłe, zdjęłam je kilka minut temu. Przegrzebałam moją torbę zawieszoną na jednym z haczyków i znalazłam dziesięć funtów. Włożyłam je do kieszeni i szarpnęłam za drzwi, następnie zbiegając po schodach.
Na szczęście Tesco Express było jeszcze otwarte – mieli tendencję do otwierania i zamykania, kiedy im się podobało. Załapałam się na noc, gdy zdecydowali rzeczywiście zostać otwartym do ich oficjalnych czasów zamknięcia. Droga do sklepu była krótka i zimna. Londyn był bezlitosny w zimę. Ulice często były pokryte w lodzie, upadłam więcej razy niż mogłam zapamiętać. Często można znaleźć Londyńczyków, którzy stają się mniej mili w zimowe miesiące; to było tak jakby całe miasto dostało zimowego bluesa.
W środku supermarket był pusty, facet w kasie wyglądał na mniej niż pod wrażeniem, aby siedzieć tu za kwadrans do północy w czwartek. Sądziłam, że grał w jakieś gry na telefonie, przy okazji krzycząc na urządzenie.
Rozmyślałam między półkami, nad wyborem dobrej żywności, aby nie musząc borykać się z gotowaniem. Zatrzymałam się na mikrofalowych posiłkach i przeglądałam różne pozycje w ofercie. To nie było dobre jedzenie, ale czułam się trochę leniwa. Umiałam gotować, nie musiało to być coś dużego. Mogłam wykrzesać coś ładnego jak na przykład lasagne, curry czy nawet „pieczony” obiad.
Leniwie chwyciłam karton mleka i poszłam bez entuzjazmu do kasy. „Joe”,  jego imię widniało na plakietce, nie zauważył mnie dopóki nie zakaszlałam. Spojrzał na mnie w górę i w dół w dosyć nie subtelny sposób, zanim zeskanował moje zakupy. Poprosił o pieniądze i znowu wrócił do grania w grę paraliżującą jego mózg.
Wyszłam z powrotem na ulicę i wzdrygnęłam się przez chłodny wiatr. Moje zęby stukały o siebie, zanim zaczęłam ponownie iść w swoim tempie. Spacer z powrotem był taki sam jak w tam tą stronę. Żałowałam, że nie zabrałam słuchawek, które dotrzymałyby mi towarzystwa. Cisza na ulicy nie była czymś niezwykłym, ale nie sprawiała, że było cieplej.
Był tu pusty parking po drugiej stronie ulicy, który normalnie nie zwracał mojej uwagi, ale zaczęłam zwalniać, aż zatrzymałam się i mój oddech odciął się, gdy oglądałam w ciekawości. Ledwo rozróżniałam figury w ciemności, ale mogłam powiedzieć , że walczyły. Nie mogłam powiedzieć ilu ludzi tam było, ich sylwetki ciągle się poruszały. Krzyczeli do siebie przekleństwa, zagrożenia i uwagi obsceniczne. Nie mogłam zrozumieć co mówią czy o co walczą.
Tak bardzo chciałam się zatrzymać i zobaczyć jakie będę wyniki. Ciekawość zabiła kota. Nie potrzebowałam ani  nie chciałam się angażować, tak jak nie chciałam zostać martwym kotem. Moje nogi ponownie ruszyły w znacznie szybszym tempie, czego nie mogłam pojąć, ale pozwoliłam, aby moje ciało naśladowało jego naturalne instynkty. Znalazłam się biegnąc po schodach do mieszkania i zamknęłam szybko drzwi za sobą, zanim odetchnęłam z ulgą. Nie wiem dlaczego nagle poczułam panikę, ale mogłam wyczuć niebezpieczeństwo jak każda normalna osoba.
- W porządku? – Dom zapytał, jego głowa wyłoniła się z salonu. Szybkie działania, które podejmował zbiły mnie z tropu i wysłały moje serce w podróż.
- W porządku, w porządku – Wymamrotałam mijając go w stronę kuchni.
- Masz mleko?
- Taa – Odpowiedziałam przed wyłożeniem wszystkiego na blat.
- Smażony ryż z jajkiem? Nie masz nic przeciwko, jeśli się podzielimy?
- Obojętnie.
- Jesteś pewna, ze wszystko okej?
- Taa, jestem po prostu zmęczona.
- Dobrze, cóż Jeremy Clarkson** mówi o jeżdżeniu autem po jeziorze, więc lepiej zobaczmy jak dogrzewa Kochanie – Uśmiechnął się szeroko, przed włożeniem ryżu do kuchenki mikrofalowej. Uśmiechnęłam się na chwile z jego sprawozdania, zanim znowu osiedliłam się na sofie.
* Jeśli chcesz zobaczyć jak wygląda pot noodle KLIK
** Jeremy Clarkson – prezenter programu Top Gear ( brytyjski magazyn motoryzacyjny telewizji BBC )

______________________________________________________________________________________________________________
Mamy już 3 rozdział, jak Wam się podoba? Nie było Harre'go, ale dowiedzieliśmy się trochę o współlokatorach Len :) Dodatkowo ludzie lejący się na parkingu i jej panika :D
Przypominam, że możecie zadawać pytania tutaj ----> KLIK i dzielić się swoimi wrażeniami na tt pod hashtagiem #DecodeFF :)

ROZDZIAŁY BĘDĄ POJAWIAŁY SIĘ W KAŻDĄ NIEDZIELĘ :)

Byłoby miło, jeśli byście komentowali. Wtedy wiemy, że nasza praca nie idzie na marne x

CZYTASZ = KOMENTUJESZ