Harry’s POV:
- Boże, powiedz coś tym pieprzonym powolnym kierowcom. To nie
jest nawet niedziela.
- Tak Louis, doskonale zdaję sobie sprawę z bezwzględnych
cip na drodze – Warknąłem na niego uderzając z niecierpliwością w kierownicę.
Jeśli każdy kierowca byłby gotowy do jazdy, kiedy światła zmieniały się na
zielony to byłby to krwawy cud. Jak ciężko było spuścić hamulec ręczny, zwolnić
sprzęgło i przyspieszyć? Cóż, jak widać bardzo ciężko i było blisko, żebym
stracił cierpliwość.
- Co jest? Zdenerwowałeś się? – Próbował żartować, nie udało
mi się zobaczyć w tym zabawnej strony, więc z powrotem warknął z irytacją. –
Paul dał ci kolejną gównianą pracę do wykonania czy coś?
- Nie, po prostu daj spokój – Odszczeknąłem.
- Rusz się cioto. Zielony kurwa oznacza jedź! –Byłem
kolejnym złym kierowcą wciskającym się na środek ulicy, siejąc spustoszenie. Nie
chciałem być w tej części miasta ani trochę dłużej niż planowałem. To były
jakieś jaja.
- Nie myślisz chyba nadal o tej dziewczynie, co nie? - Louis
zapytał nie co bardziej neutralnym głosem. Patrzył prosto przez okno, jakby
znał moją odpowiedź zanim się odezwałem.
- Louis..
- Nie Harry – Przerwał mi ostro – Zapomnij o niej. Ona po
prostu się na ciebie gapiła, to dzieję się cały czas. Prawdopodobnie sprawdzała
cię czy coś.
- To nie było tylko patrzenie się i na pewno mnie nie
sprawdzała. Czułem jak pożerała mnie wzrokiem, jakby przeze mnie czy coś. To
było straszne.
- Dokładnie, jest dziwna. Trzymaj się od niej z daleka i będzie
w porządku. Nie staraj się wszystkiego przejść jak Sherlock Holmes i nie próbuj
dowiadywać się kim jest i co robi. Ona nie jest warta twojego czasu.
Skinąłem głową na jego słowa. Miał rację, on zawsze miał
rację. Louis Tomlinson, najlepszy przyjaciel od siedmiu lat, niezwykle
inteligentny i niebezpieczny – Jeśli miałeś jakikolwiek rozum, nie chciałbyś
być w promieniu dziesięciu kilometrów od niego.
- Teraz wydostańmy się z tej strony miasta. To jak jazda
przez piekło. Dlaczego do cholery Paul chce tort z wszystkich miejsc akurat ze
Wschodu? Co jest nie tak z piekarniami w naszej dzielnicy? – Louis zrzędził
niecierpliwie i irytująco stukając wzdłuż boku samochodu.
- Chuj wie, ale jeśli Wschodniowcy dowiedzą się, że jesteśmy
na ich terytorium może stać się krwawo, a ja nie jestem w nastoju, żeby nad
kimkolwiek się litować.
- Myślą, że są wielcy i potężni, odkąd kontrolują wszystkie
porty z narkotykami w mieście. Mogą mieć największy procent trafień, ale są
absolutnie …
- Pewnego dnia dostaną za swoje. Im szybciej tym lepiej –
Powiedziałem jadowitym głosem.
Spośród czterech dzielnic w Londynie, Wschodnia była
najgorsza. Sykes, lider wschodniej części był żyjącym szatanem. Nie obchodzi go
kim jesteś, jeśli chce twojej śmierci to masz przejebane, żeby wyjść z tego żywym.
Obywatele Wschodu są pod jego kontrolą nawet o tym nie wiedząc.
Reszta drogi do Południa przebiegała w kompletnej ciszy w
przeciwieństwie do ryczącego silnika. Hamulce wydały niski skowyt, gdy samochód
zatrzymał się naprzeciwko głównego budynku. Zgasiłem silnik, włożyłem klucze do
kieszeni i dołączyłem do Louis’a, gdy szedł w stronę domu. Pchnęliśmy drzwi i
weszliśmy prosto do kuchni. Rzucił ciasto na ladę z głośnym uderzeniem i pochylił
się nad pudełkiem.
- Jakiś problem? – Zapytał Paul, wchodząc z ogrodu do
kuchni, która powoli stała się zatłoczona przez resztę członków Południa. Louis
uśmiechnął się na jego pytanie i odwrócił się czekając na moją odpowiedź.
- Nie – Odpowiedziałem surowo. Paul uniósł brwi i przesunął
wzrok między mnie a Louisa, podobnie jak reszta chłopaków.
- To jest ostatni raz, kiedy pozwoliłam ci wybrać rodzaj
ciasta – Anna mruknęła, wyglądała na złą, gdy zmrużyła oczy na męża – Ona jest
mała dziewczynką, nie jakąś częścią gangu. Czy ten symbol na górze naprawdę był
konieczny? – Rzuciła zatrzaskując pudełko i składając ramiona na piersi.
- Ona jest rodziną, więc – Paul zaczął protestować, ale
został szybko zatrzymany przez żonę.
- Właśnie, rodziną. Gang nie jest rodziną, jest biznesem.
Minęło dwadzieścia lat, a ty nadal odnosisz się do nich jak do gangu. Oni są
rodziną czy ci się to podoba czy nie – Napięcia i nastoje zaczęły rosnąć,
reszta z nas stała obserwując z rozbawieniem. Ich kłótnia nie była niczym
nowym, w rzeczywistości odbywała się co tydzień.
- Oni są jak zwierzęta – Wrzasnęła z powrotem tak, jakby nas
nie było w pokoju.
- Zapomniałaś, że poślubiłaś jednego?
- To był cholerny błąd – Anna warknęła wściekle. Zanim Paul
zdążył odpowiedzieć rozległ się przeraźliwy płacz nowonarodzonego dziecka,
który wstrzymał całą kłótnię. Anna warknęła na niego, zanim wyszła z kuchni i
udała się na górę.
- Ona jest po prostu hormonalna i w ogóle, przełożona
ostrzegła mnie, że tak będzie – Paul westchnął i usiadł przy stole na jednym ze
stołków barowych. Usiadłem naprzeciw
niego, obok mnie Louis i Niall, a Zayn i Liam po drugiej stronie stołu.
- Przypomnij mi, żeby nigdy się nie żenić, nie mówiąc już o
dzieciach – Odpowiedziałem opierając głowę na dłoniach.
- Więc, powiesz nam co się stało na Wchodzie czy nie? – Powiedział
Liam, zadowolony z siebie z uśmiechem przyklejonym do twarzy. Paul natychmiast
odwrócił wzrok w naszą stronę patrząc oczekująco.
- Nic się nie stało.
- Oh naprawdę? To dlaczego Louis wygląda jakby srał w
majtki?
- Ja pierdole Lou, jesteś osobą, która mówi mi zapomnij o
tym, a teraz wyglądasz jak dziecko na Boże Narodzenie – Skrzywiłem się,
uderzając go z tyłu głowy, tym samym wycierając nieletni uśmieszek z jego
twarzy.
- Więc jednak coś się stało – Niall odpowiedział, pochylając
się nad stołem, tak jak Paul.
- Nic się nie stało – Uderzyłem pięścią w ladę, pomimo faktu
mogłem wyczuć ciężkie pulsowanie w mojej dłoni, ale postanowiłem to zignorować
i zacisnąć zęby – Jezu Chryste – Zakląłem pod nosem.
- Nie wpadłeś w żadne kłopoty, co nie? Wiemy, jacy oni są na
dzielnicy.
- Nie, nie widzieliśmy nikogo ze Wschodniowców. Dlaczego w
ogóle chciałeś stamtąd ten tort? Istnieje wiele cukierni na Południu.
- Nie miej do mnie pretensji. Anna zobaczyła ich projekty na
stronie internetowej i tak postanowiła. Uwierz mi, nie chcesz kłócić się z
kobietą, która jest w dziewiątym miesiącu ciąży. Wyglądał na wyczerpanego, gdy
mówił. Wyglądał tak jakby to on urodził dziecko, a nie jego żona – Więc żadnych
kłopotów? Nie widzieliście ani jednego z nich?
- Ani jednej wschodniej cioty na oczy – Louis odpowiedział
patrząc z dziwnym rozbawieniem.
- Dobra teraz mamy to załatwione. Czemu jesteś taki
zirytowany Harry? – Zayn zadumał nerwowo, nie był typem człowieka, który owijał
w bawełnę z czymkolwiek.
- Czemu im nie powiesz Haz?
- Louis, powiedziałeś, żebym zapomniał o tym, więc co ty do cholery
robisz? – Mój głos wzrósł w decybelach, mimo, że siedział obok mnie. Moje zęby
szlifowały się o siebie nawzajem z powodu narastającej irytacji. W jednej
chwili chciał, żebym o wszystkim zapomniał, a za chwile chce, abym odpowiadał
to tak jak bajkę na dobranoc.
- Ona naprawdę ma cię na oku, co nie? – Uśmiechnął się z
dumą. Przewróciłem oczami z niesmaku i poszedłem po szklankę wody dla siebie.
Dobrze wiedziałem , że wszyscy parzyli na mnie, ale nie miałem zamiaru podsycać
ognia. Z jednej strony Louis zachowywał się jak czternastoletnia dziewczynka.
- Dziewczyna w piekarni sprawdzała Harrego w naprawdę
przerażający sposób. Po prostu gapiła się na niego jak na kawałek mięsa i znała
nasze nazwiska. Szczęśliwy traf.. chyba tak powiedziała.
- To wszystko? – Niall zaśmiał się głośno, trzymając się za
brzuch. Próbował się nie przewrócić ze stołka, na którym siedział.
- Znała wasze nazwiska? – Paul zapytał poważnie.
- Były napisane na kartce – Westchnąłem. Ta konwersacja
powinna się zakończyć, zakończyć i to teraz.
- Ale wiedziała kto jest kim. To była najdziwniejsza część –
Louis stwierdził – Nawet na mnie nie spojrzała. Wyglądało jakby go badała?
- Badała go? – Paul powtórzył.
- Taa, albo ma bardzo niesubtelny sposób zdobywania facetów.
- Louis, dasz z tym spokój? Sam powiedziałeś, żeby zapomnieć
o tym, zostawmy to. Chcę trochę tego tortu, od kiedy musieliśmy przejechać całą
tą drogę, aby go dostać – Odpowiedziałem dosięgając pudełka, ale Paul
błyskawicznie uderzył mnie w rękę.
- Jak miała na imię? – Paul zapytał, patrząc na mnie
intensywnie i ściskając mocno moją rękę. Spojrzałem w dół na jego dłoń, a potem
z powrotem na jego wrogie oczy. Milczałem. Nie potrzebowałem czasu, aby myśleć
o tym jak miała na imię bo wiedziałem, ale nie mogłem przepuścić tego przez
usta.
- Lennon – Głos Louisa przerwał ciszę. Paul puścił moją rękę
i podniósł się, aby stać bezpośrednio naprzeciwko mnie.
Jego głos był niski, ale twierdzący, Paul nigdy taki nie był
– Trzymaj się z daleka od tej dziewczyny. Nawet o niej nie myśl. Zapomnij o
tym, zapomnij o niej. Ty nigdy nie powinieneś tam pojechać.
- Ja.. co? – Natknąłem się na swoje słowa i myśli.
- Ona jest niebezpieczna.
- Niebezpieczna? Ona pracuje w piekarni – Louis zażartował,
ale Paul zmrużył oczy na roześmianego chłopaka i szybko go uciszył.
- Ona jest ze Wschodu. Może i pracuje w piekarni, ale zbierała
o tobie informacje. Mogła być jedną z nich. Jeśli pracuje dla nich,
najprawdopodobniej powiedziała im, że wasza dwójka tam była, w związku z czym
umieszczając nas w gównie. Jeśli rozszyfrowała twoje myśli, kto wie, czego
mogła się dowiedzieć.
- Co do cholery, uważasz, że jest jakaś psychiczna?
- Nie jest psychiczna. Bała się ciebie?
- Nie.
- Patrzyła na twój każdy ruch?
- Raczej… nie wiem.
- Mrugała?
- Co? – Śmiech w moich głosie nie pochodził od humoru, ale
przez te głupie pytania został wylany na moją twarz.
- Badała twoją mowę ciała. Założę się, że jest w stanie cię opisać, nawet cię nie znając. Może użyć tego przeciwko tobie, przeciwko nam.
- Jeśli ona jest jedną z nich, to jest. Ja nie widziałem
żadnych znaków – Wtrącił Louis.
- Ona nie będzie miała to wytatuowane na czole – Niall
interweniował w rozmowie. To była zwykła rzecz, aby mieć swój znak wytatuowany
gdzieś na ciele. W rzeczywistości było to obraźliwe dla twojej dzielnicy, jeśli
tego nie zrobiłeś. Wszyscy mieliśmy symbole Południa; mój był na obojczykach.
- Nie obchodzi mnie czy ona może nie być jedną z nich,
naszym największym problem jest, że właśnie może. Nie potrzebujemy teraz walki
ze Wschodnią stroną. Dopiero co zakończyliśmy konflikt z Północą. – Paul
wypuścił głęboki wydech i przejechał dłonią po włosach na swojej łysiejącej
głowie.
Pomimo faktu, że wygraliśmy z Północą, nadal straciliśmy
ludzi i wielu zostało rannych. Moja złamana ręka dopiero co się zagoiła, ale
blizny sprawiały, że ciężej było o tym zapomnieć. To była walka, która nie
musiała mieć miejsca. Wszystko wzięło się od jednej kłótni i Londyn stał się
polem bitwy.
- Harry, trzymaj się od niej z daleka.
- Dlaczego wszyscy myślą, że mam zamiar się z nią spotkać?
Nie pokazałem ani grama zainteresowania nią, a wszyscy skaczecie mi do gardła.
- Ja cię tylko ostrzegam, jeśli jesteś zaintrygowany, aby
dowiedzieć się co o tobie wie; to pewnie więcej niż pragnięcie jej zrozumieć.
Więc zostaw to, zapomnij o dzisiejszym dniu.
- Nieważne, jej imię jest już zapomniane – Westchnąłem i
ruszyłem przez kuchnię. Znalazłem się w ogromnym ogrodzie, usadawiając się na
ławce.
Bezmyślnie przerzucałem swój telefon między palcami. Słońce
prażyło moje plecy, fakt, że byłem ubrany cały na czarno, nie był idealny.
Mogłem poczuć jak moje plecy płoną, jak kuszące było zdarcie z siebie koszulki,
ale nie byłem w nastoju, aby mieć do czynienia ze słonecznymi oparzeniami.
Zacząłem odbijać telefon od kolana, wszystko, aby odwrócić
swoją uwagę, ale nie mogłem. Zakląłem kilka razy, gdy telefon upadł na deski
obok moich stóp. Zapomnij o niej,
łatwiej powiedzieć niż zrobić. Byłoby idealnie, gdy przez resztę mojego życia,
nie mówili o niej tak dużo. Teraz wiedziałem, czym się zajmuje, ale chciałem
się dowiedzieć, co ona wiedziała. Jęknąłem przemieszczając swoje dłonie na
twarz i rozcierając zmęczone oczy.
Ostatni raz, kiedy naprawdę miałem spokojny sen był miesiąc
temu. Nie miałem sąsiadów, którzy przeszkadzaliby całą noc i nie mieszkałem obok
nocnego klubu czy cokolwiek w tym rodzaju. Po prostu nie mogłem spać w nocy.
Pierwsza, druga, trzecia, czwarta i piąta rano, budzę się nagle, rozglądam
dookoła i znów zapadam w sen, tylko po to by obudzić się ponownie za godzinę
lub trochę dłużej.
Nic nie działało na zmęczenie bardziej niż praca. Mogłem jednak pracować godzinami, a i tak nie udawało mi się zasnąć. Mogłem mieć nawet dziewczynę obok, ale w życiu się zasnąłbym z kimś w łóżku, nie mówiąc już o byciu nieprzytomnym
przez osiem godzin. Nie obchodziło mnie czy dziewczyny były smutne, kiedy
wykopywałem je od razu po wykonaniu swojej roboty, oczekiwałem od nich jednej rzeczy i szczera rozmowa tym nie była.
Błądziłem wśród myśli, czy gdybym komuś o tym powiedział był
bym postrzegany jako słaby. Nie byłem samcem alfa, ta rola wciąż była zajęta
przez Paula, mimo, że miał teraz rodzinę. Byłem zastępcą; jeśli wyglądałbym na
słabego, mój autorytet zostałby wgnieciony w krawężnik wraz z godnością.
- Haz?
- Moja głowa wciąż spoczywała w dłoniach, rzuciłem
spojrzeniem w stronę drzwi, gdzie stał Louis ze złożonymi rękoma na piersi.
- Paul chce nas widzieć w swoim gabinecie. Przesyłka
przyszła, ale był jakiś problem z dostawą. Potrzebuje nas.
Skinąłem głową w potwierdzeniu; nic nie działa lepiej na zajęcie
moich myśli niż biznes. Lennon powoli znikała z mojego umysłu, wkrótce zostanie
zapomniana… na dobre.
Mamy już 2 rozdział :) Jak Wam się podoba? Dowiedzieliśmy się już co nie co o Harrym, spodziewaliście się czegoś takiego? ;>
Zapraszam Was do zadawania pytań KLIK
I zachęcania innych do czytania tego ff pod hashtagiem #DecodeFF :)
NASTĘPNY ROZDZIAŁ W NIEDZIELE :)
ps. Mamy strasznie dużo nauki ;/
ps. Mamy strasznie dużo nauki ;/