piątek, 21 lutego 2014

Chapter 2


Harry’s POV:

- Boże, powiedz coś tym pieprzonym powolnym kierowcom. To nie jest nawet niedziela.
- Tak Louis, doskonale zdaję sobie sprawę z bezwzględnych cip na drodze – Warknąłem na niego uderzając z niecierpliwością w kierownicę. Jeśli każdy kierowca byłby gotowy do jazdy, kiedy światła zmieniały się na zielony to byłby to krwawy cud. Jak ciężko było spuścić hamulec ręczny, zwolnić sprzęgło i przyspieszyć? Cóż, jak widać bardzo ciężko i było blisko, żebym stracił cierpliwość.
- Co jest? Zdenerwowałeś się? – Próbował żartować, nie udało mi się zobaczyć w tym zabawnej strony, więc z powrotem warknął z irytacją. – Paul dał ci kolejną gównianą pracę do wykonania czy coś?
- Nie, po prostu daj spokój – Odszczeknąłem.
- Rusz się cioto. Zielony kurwa oznacza jedź! –Byłem kolejnym złym kierowcą wciskającym się na środek ulicy, siejąc spustoszenie. Nie chciałem być w tej części miasta ani trochę dłużej niż planowałem. To były jakieś jaja.
- Nie myślisz chyba nadal o tej dziewczynie, co nie? - Louis zapytał nie co bardziej neutralnym głosem. Patrzył prosto przez okno, jakby znał moją odpowiedź zanim się odezwałem.
- Louis..
- Nie Harry – Przerwał mi ostro – Zapomnij o niej. Ona po prostu się na ciebie gapiła, to dzieję się cały czas. Prawdopodobnie sprawdzała cię czy coś.
- To nie było tylko patrzenie się i na pewno mnie nie sprawdzała. Czułem jak pożerała mnie wzrokiem, jakby przeze mnie czy coś. To było straszne.
- Dokładnie, jest dziwna. Trzymaj się od niej z daleka i będzie w porządku. Nie staraj się wszystkiego przejść jak Sherlock Holmes i nie próbuj dowiadywać się kim jest i co robi. Ona nie jest warta twojego czasu.
Skinąłem głową na jego słowa. Miał rację, on zawsze miał rację. Louis Tomlinson, najlepszy przyjaciel od siedmiu lat, niezwykle inteligentny i niebezpieczny – Jeśli miałeś jakikolwiek rozum, nie chciałbyś być w promieniu dziesięciu kilometrów od niego.
- Teraz wydostańmy się z tej strony miasta. To jak jazda przez piekło. Dlaczego do cholery Paul chce tort z wszystkich miejsc akurat ze Wschodu? Co jest nie tak z piekarniami w naszej dzielnicy? – Louis zrzędził niecierpliwie i irytująco stukając wzdłuż boku samochodu.
- Chuj wie, ale jeśli Wschodniowcy dowiedzą się, że jesteśmy na ich terytorium może stać się krwawo, a ja nie jestem w nastoju, żeby nad kimkolwiek się litować.
- Myślą, że są wielcy i potężni, odkąd kontrolują wszystkie porty z narkotykami w mieście. Mogą mieć największy procent trafień, ale są absolutnie …
- Pewnego dnia dostaną za swoje. Im szybciej tym lepiej – Powiedziałem jadowitym głosem.

Spośród czterech dzielnic w Londynie, Wschodnia była najgorsza. Sykes, lider wschodniej części był żyjącym szatanem. Nie obchodzi go kim jesteś, jeśli chce twojej śmierci to masz przejebane, żeby wyjść z tego żywym. Obywatele Wschodu są pod jego kontrolą nawet o tym nie wiedząc.
Reszta drogi do Południa przebiegała w kompletnej ciszy w przeciwieństwie do ryczącego silnika. Hamulce wydały niski skowyt, gdy samochód zatrzymał się naprzeciwko głównego budynku. Zgasiłem silnik, włożyłem klucze do kieszeni i dołączyłem do Louis’a, gdy szedł w stronę domu. Pchnęliśmy drzwi i weszliśmy prosto do kuchni. Rzucił ciasto na ladę z głośnym uderzeniem i pochylił się nad pudełkiem.
- Jakiś problem? – Zapytał Paul, wchodząc z ogrodu do kuchni, która powoli stała się zatłoczona przez resztę członków Południa. Louis uśmiechnął się na jego pytanie i odwrócił się czekając na moją odpowiedź.
- Nie – Odpowiedziałem surowo. Paul uniósł brwi i przesunął wzrok między mnie a Louisa, podobnie jak reszta chłopaków.
- To jest ostatni raz, kiedy pozwoliłam ci wybrać rodzaj ciasta – Anna mruknęła, wyglądała na złą, gdy zmrużyła oczy na męża – Ona jest mała dziewczynką, nie jakąś częścią gangu. Czy ten symbol na górze naprawdę był konieczny? – Rzuciła zatrzaskując pudełko i składając ramiona na piersi.
- Ona jest rodziną, więc – Paul zaczął protestować, ale został szybko zatrzymany przez żonę.
- Właśnie, rodziną. Gang nie jest rodziną, jest biznesem. Minęło dwadzieścia lat, a ty nadal odnosisz się do nich jak do gangu. Oni są rodziną czy ci się to podoba czy nie – Napięcia i nastoje zaczęły rosnąć, reszta z nas stała obserwując z rozbawieniem. Ich kłótnia nie była niczym nowym, w rzeczywistości odbywała się co tydzień.
- Oni są jak zwierzęta – Wrzasnęła z powrotem tak, jakby nas nie było w pokoju.
- Zapomniałaś, że poślubiłaś jednego?
- To był cholerny błąd – Anna warknęła wściekle. Zanim Paul zdążył odpowiedzieć rozległ się przeraźliwy płacz nowonarodzonego dziecka, który wstrzymał całą kłótnię. Anna warknęła na niego, zanim wyszła z kuchni i udała się na górę.

- Ona jest po prostu hormonalna i w ogóle, przełożona ostrzegła mnie, że tak będzie – Paul westchnął i usiadł przy stole na jednym ze stołków barowych.  Usiadłem naprzeciw niego, obok mnie Louis i Niall, a Zayn i Liam po drugiej stronie stołu.
- Przypomnij mi, żeby nigdy się nie żenić, nie mówiąc już o dzieciach – Odpowiedziałem opierając głowę na dłoniach.
- Więc, powiesz nam co się stało na Wchodzie czy nie? – Powiedział Liam, zadowolony z siebie z uśmiechem przyklejonym do twarzy. Paul natychmiast odwrócił wzrok w naszą stronę patrząc oczekująco.
- Nic się nie stało.
- Oh naprawdę? To dlaczego Louis wygląda jakby srał w majtki?
- Ja pierdole Lou, jesteś osobą, która mówi mi zapomnij o tym, a teraz wyglądasz jak dziecko na Boże Narodzenie – Skrzywiłem się, uderzając go z tyłu głowy, tym samym wycierając nieletni uśmieszek z jego twarzy.
- Więc jednak coś się stało – Niall odpowiedział, pochylając się nad stołem, tak jak Paul.
- Nic się nie stało – Uderzyłem pięścią w ladę, pomimo faktu mogłem wyczuć ciężkie pulsowanie w mojej dłoni, ale postanowiłem to zignorować i zacisnąć zęby – Jezu Chryste – Zakląłem pod nosem.
- Nie wpadłeś w żadne kłopoty, co nie? Wiemy, jacy oni są na dzielnicy.
- Nie, nie widzieliśmy nikogo ze Wschodniowców. Dlaczego w ogóle chciałeś stamtąd ten tort? Istnieje wiele cukierni na Południu.
- Nie miej do mnie pretensji. Anna zobaczyła ich projekty na stronie internetowej i tak postanowiła. Uwierz mi, nie chcesz kłócić się z kobietą, która jest w dziewiątym miesiącu ciąży. Wyglądał na wyczerpanego, gdy mówił. Wyglądał tak jakby to on urodził dziecko, a nie jego żona – Więc żadnych kłopotów? Nie widzieliście ani jednego z nich?
- Ani jednej wschodniej cioty na oczy – Louis odpowiedział patrząc z dziwnym rozbawieniem.
- Dobra teraz mamy to załatwione. Czemu jesteś taki zirytowany Harry? – Zayn zadumał nerwowo, nie był typem człowieka, który owijał w bawełnę z czymkolwiek.
- Czemu im nie powiesz Haz?
- Louis, powiedziałeś, żebym zapomniał o tym, więc co ty do cholery robisz? – Mój głos wzrósł w decybelach, mimo, że siedział obok mnie. Moje zęby szlifowały się o siebie nawzajem z powodu narastającej irytacji. W jednej chwili chciał, żebym o wszystkim zapomniał, a za chwile chce, abym odpowiadał to tak jak bajkę na dobranoc.
- Ona naprawdę ma cię na oku, co nie? – Uśmiechnął się z dumą. Przewróciłem oczami z niesmaku i poszedłem po szklankę wody dla siebie. Dobrze wiedziałem , że wszyscy parzyli na mnie, ale nie miałem zamiaru podsycać ognia. Z jednej strony Louis zachowywał się jak czternastoletnia dziewczynka.
- Dziewczyna w piekarni sprawdzała Harrego w naprawdę przerażający sposób. Po prostu gapiła się na niego jak na kawałek mięsa i znała nasze nazwiska. Szczęśliwy traf.. chyba tak powiedziała.
- To wszystko? – Niall zaśmiał się głośno, trzymając się za brzuch. Próbował się nie przewrócić ze stołka, na którym siedział.
- Znała wasze nazwiska? – Paul zapytał poważnie.
- Były napisane na kartce – Westchnąłem. Ta konwersacja powinna się zakończyć, zakończyć i to teraz.
- Ale wiedziała kto jest kim. To była najdziwniejsza część – Louis stwierdził – Nawet na mnie nie spojrzała. Wyglądało jakby go badała?
- Badała go? – Paul powtórzył.
- Taa, albo ma bardzo niesubtelny sposób zdobywania facetów.
- Louis, dasz z tym spokój? Sam powiedziałeś, żeby zapomnieć o tym, zostawmy to. Chcę trochę tego tortu, od kiedy musieliśmy przejechać całą tą drogę, aby go dostać – Odpowiedziałem dosięgając pudełka, ale Paul błyskawicznie uderzył mnie w rękę.
- Jak miała na imię? – Paul zapytał, patrząc na mnie intensywnie i ściskając mocno moją rękę. Spojrzałem w dół na jego dłoń, a potem z powrotem na jego wrogie oczy. Milczałem. Nie potrzebowałem czasu, aby myśleć o tym jak miała na imię bo wiedziałem, ale nie mogłem przepuścić tego przez usta.
- Lennon – Głos Louisa przerwał ciszę. Paul puścił moją rękę i podniósł się, aby stać bezpośrednio naprzeciwko mnie.
Jego głos był niski, ale twierdzący, Paul nigdy taki nie był – Trzymaj się z daleka od tej dziewczyny. Nawet o niej nie myśl. Zapomnij o tym, zapomnij o niej. Ty nigdy nie powinieneś tam pojechać.
- Ja.. co? – Natknąłem się na swoje słowa i myśli.
- Ona jest niebezpieczna.
- Niebezpieczna? Ona pracuje w piekarni – Louis zażartował, ale Paul zmrużył oczy na roześmianego chłopaka i szybko go uciszył.
- Ona jest ze Wschodu. Może i pracuje w piekarni, ale zbierała o tobie informacje. Mogła być jedną z nich. Jeśli pracuje dla nich, najprawdopodobniej powiedziała im, że wasza dwójka tam była, w związku z czym umieszczając nas w gównie. Jeśli rozszyfrowała twoje myśli, kto wie, czego mogła się dowiedzieć.
- Co do cholery, uważasz, że jest jakaś psychiczna?
- Nie jest psychiczna. Bała się ciebie?
- Nie.
- Patrzyła na twój każdy ruch?
- Raczej… nie wiem.
- Mrugała?
- Co? – Śmiech w moich głosie nie pochodził od humoru, ale przez te głupie pytania został wylany na moją twarz.
- Badała twoją mowę ciała. Założę się, że jest w stanie cię opisać, nawet cię nie znając. Może użyć tego przeciwko tobie, przeciwko nam.
- Jeśli ona jest jedną z nich, to jest. Ja nie widziałem żadnych znaków – Wtrącił Louis.
- Ona nie będzie miała to wytatuowane na czole – Niall interweniował w rozmowie. To była zwykła rzecz, aby mieć swój znak wytatuowany gdzieś na ciele. W rzeczywistości było to obraźliwe dla twojej dzielnicy, jeśli tego nie zrobiłeś. Wszyscy mieliśmy symbole Południa; mój był na obojczykach.
- Nie obchodzi mnie czy ona może nie być jedną z nich, naszym największym problem jest, że właśnie może. Nie potrzebujemy teraz walki ze Wschodnią stroną. Dopiero co zakończyliśmy konflikt z Północą. – Paul wypuścił głęboki wydech i przejechał dłonią po włosach na swojej łysiejącej głowie.
Pomimo faktu, że wygraliśmy z Północą, nadal straciliśmy ludzi i wielu zostało rannych. Moja złamana ręka dopiero co się zagoiła, ale blizny sprawiały, że ciężej było o tym zapomnieć. To była walka, która nie musiała mieć miejsca. Wszystko wzięło się od jednej kłótni i Londyn stał się polem bitwy.
- Harry, trzymaj się od niej z daleka.
- Dlaczego wszyscy myślą, że mam zamiar się z nią spotkać? Nie pokazałem ani grama zainteresowania nią, a wszyscy skaczecie mi do gardła.
- Ja cię tylko ostrzegam, jeśli jesteś zaintrygowany, aby dowiedzieć się co o tobie wie; to pewnie więcej niż pragnięcie jej zrozumieć. Więc zostaw to, zapomnij o dzisiejszym dniu.
- Nieważne, jej imię jest już zapomniane – Westchnąłem i ruszyłem przez kuchnię. Znalazłem się w ogromnym ogrodzie, usadawiając się na ławce.
Bezmyślnie przerzucałem swój telefon między palcami. Słońce prażyło moje plecy, fakt, że byłem ubrany cały na czarno, nie był idealny. Mogłem poczuć jak moje plecy płoną, jak kuszące było zdarcie z siebie koszulki, ale nie byłem w nastoju, aby mieć do czynienia ze słonecznymi oparzeniami.
Zacząłem odbijać telefon od kolana, wszystko, aby odwrócić swoją uwagę, ale nie mogłem. Zakląłem kilka razy, gdy telefon upadł na deski obok moich stóp. Zapomnij o niej, łatwiej powiedzieć niż zrobić. Byłoby idealnie, gdy przez resztę mojego życia, nie mówili o niej tak dużo. Teraz wiedziałem, czym się zajmuje, ale chciałem się dowiedzieć, co ona wiedziała. Jęknąłem przemieszczając swoje dłonie na twarz i rozcierając zmęczone oczy.
Ostatni raz, kiedy naprawdę miałem spokojny sen był miesiąc temu. Nie miałem sąsiadów, którzy przeszkadzaliby całą noc i nie mieszkałem obok nocnego klubu czy cokolwiek w tym rodzaju. Po prostu nie mogłem spać w nocy. Pierwsza, druga, trzecia, czwarta i piąta rano, budzę się nagle, rozglądam dookoła i znów zapadam w sen, tylko po to by obudzić się ponownie za godzinę lub trochę dłużej.
Nic nie działało na zmęczenie bardziej niż praca. Mogłem jednak pracować godzinami, a i tak nie udawało mi się zasnąć. Mogłem mieć nawet dziewczynę obok, ale w życiu się zasnąłbym z kimś w łóżku, nie mówiąc już o byciu nieprzytomnym przez osiem godzin. Nie obchodziło mnie czy dziewczyny były smutne, kiedy wykopywałem je od razu po wykonaniu swojej roboty, oczekiwałem od nich jednej rzeczy i szczera rozmowa tym nie była.
Błądziłem wśród myśli, czy gdybym komuś o tym powiedział był bym postrzegany jako słaby. Nie byłem samcem alfa, ta rola wciąż była zajęta przez Paula, mimo, że miał teraz rodzinę. Byłem zastępcą; jeśli wyglądałbym na słabego, mój autorytet zostałby wgnieciony w krawężnik wraz z godnością.
- Haz?
- Moja głowa wciąż spoczywała w dłoniach, rzuciłem spojrzeniem w stronę drzwi, gdzie stał Louis ze złożonymi rękoma na piersi.
- Paul chce nas widzieć w swoim gabinecie. Przesyłka przyszła, ale był jakiś problem z dostawą. Potrzebuje nas.


Skinąłem głową w potwierdzeniu; nic nie działa lepiej na zajęcie moich myśli niż biznes. Lennon powoli znikała z mojego umysłu, wkrótce zostanie zapomniana… na dobre.


 Mamy już 2 rozdział :) Jak Wam się podoba? Dowiedzieliśmy się już co nie co o Harrym, spodziewaliście się czegoś takiego? ;>

Zapraszam Was do zadawania pytań KLIK
I zachęcania innych do czytania tego ff pod hashtagiem #DecodeFF :)

NASTĘPNY ROZDZIAŁ W NIEDZIELE :) 
ps. Mamy strasznie dużo nauki ;/




4 komentarze:

  1. Megaaaaaaaaa <33 juz sie nie moge doczekać nastepnego :)) Świetnie tłumaczycie

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne:((( Czekam na następny:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne! Nie mogę się doczekać kolejnego :)

    OdpowiedzUsuń