piątek, 14 lutego 2014

Chapter 1



Wczesne poranne zmiany w poniedziałki powinny nie istnieć - nie obchodzi mnie kim jesteś, jeśli się z tym nie zgadzasz, jesteś pomylony. To nie tak, że chciałam zostać w łóżku cały dzień, ale przeraźliwy hałas budzika w moim uchu kwadrans po piątej był wystarczający, abym mogła przemyśleć swoje wybory życiowe. Zacisnęłam mocno oczy, chwytając ostatnią uncję odpoczynku, jaki mogłam sobie wyczarować. Nagłe walenie w ścianę sprawiło, że moje oczy ponownie szeroko się otworzyły. Patrzyłam w kompletną ciemność. Machałam wokół swoją ręką szukając budzika, aż uderzyłam dłonią na przycisk drzemki. Dom, jeden z moich współlokatorów ostatecznie skończył stukać w ścianę swojej sypialni i prawdopodobnie ponownie już zasnął – szczęściarz z niego.
Usiadłam prawidłowo wypuszczając z irytacją ziewnięcie, zanim ruszyłam przez pokój do włącznika. Światło uderzyło w każdy zakątek, powodując mrużenie moich oczu od blasku. Chciałam zainwestować w energooszczędne żarówki, ale moje myśli zawsze były gdzie indziej.
Budzik ponownie powstał do życia, grając powtarzającą melodię, którą każdy usłyszy. Tym razem skoczyłam w jego kierunku wyłączając go całkowicie, zanim znów obudziłby Dom’a. On nie był poranną, po południową, wieczorną czy też nocną osobą, jeśli o to chodzi. On był po prostu Dom’em.
Mój pokój był nadal kompletnym bałaganem, ale mimo wszystko spodziewałam się wróżki, który by tutaj przyszła i posprzątała po mnie. Niestety, w rzeczywistości mityczne stworzenia są tylko mityczne. Brnęłam przez stosy książek i papierów w drodze do łazienki. Czytanie i pisanie to dwie rzeczy, które utrzymują mnie przy zdrowych zmysłach. Mogę otworzyć  bibliotekę z ilością książek, będących moją własnością.
Okręciłam ręcznik wokół mojego ciała, gdy ponownie weszłam do pokoju. Zaklęłam kilka razy pod prysznicem, gdy brak ciepłej wody był oczywisty. Zimne, mokre włosy przyklejone to tylnej części głowy i szyi wysłały dreszcze po całym ciele. Wyciągnęłam mój strój do pracy z pogniecionego stosu ubrań na podłodze i włożyłam go na siebie. Moje czarne jeansy potrzebowały prania, ale były ponownie tylko pokryte mąką, więc mogłam w nich pójść jeszcze jeden dzień czy dwa. Moja biała bluzka była podobna, miała dziwne plamy lukru, ale to nic stwarzającego zagrożenie dla zdrowia i bezpieczeństwa.
Gdy skończyłam się szykować, zmęczona potknęłam się na schodach, starając się nie obudzić reszty domu. Dom może być humorzasty rano, ale on był niczym w porównaniu z Emmą lub Jackson’em, współczesna Ariel i Eric – Powiedziałam jej, że w rzeczywistości nie była syrenką, co doprowadziło do trzydniowej kłótni. Więc od teraz prowadzą prawdziwe życie jak w bajce, najwyraźniej.
Skrzywiłam się, kiedy otworzyłam śniadaniową szafkę i zostałam powitana pustym pudełkiem coco pops*. Moje imię było napisane na pudełku markerem, ale oczywiście to nie miało znaczenia. Nie musiałam się domyślać kto to był; Jackson. To nie tak, że go nienawidziłam, po prostu go nie lubiłam, tak troszkę. Westchnęłam ze złością, wyrzuciłam pudełko do kosza i pomogłam sobie biorąc pudełko płatków kukurydzianych jego dziewczyny. Pokryłam je cynamonem, ponieważ nie mogłam znaleźć cukru. Żywość kupowana co tydzień bardzo dobrze znika w głąb czarnej dziury, tak że nigdy ponownie jej nie widać. Byłam wdzięczna, że nikt nie pił mojego pomarańczowego soku, który wciąż stał nieotwarty w lodówce.
Telewizor migotał zdjęciami najnowszej katastrofy kolejowej w Europie. Wydawało się, że nic na świecie nie szło dobrze na ten moment. Przełknęłam resztę soku przed umieszczeniem naczyń w zmywarce. Usiadłam na stołku i zawiązałam swoje zniszczone czarne Conversy wokół stóp. Sznurowadła były ledwie w stanie nienaruszonym, rozpadały się w kilku miejscach, ale nowe Coneversy nie wyglądały na mnie zbyt dobrze.
Spoglądając na zegarek wiedziałam, że nie mogę tracić więcej czasu, zanim w końcu będę spóźniona. Znowu ziewnęłam zakładając płaszcz i chwytając torbę.  Skrzywiłam się na mój wygląd w lustrze, nie dlatego, że nienawidziłam sposobu w jaki wyglądałam, tylko dlatego, że miałam niesforny kawałek włosów, który odmawiał zostania „na dole”. Zatrzymał się w górze, zachowując się jak płetwy na samym szczycie mojej głowy. Jęknęłam, kiedy odskoczył ponownie, w końcu się poddałam i przesunęłam garść włosów, zmuszając je do oklapnięcia.
Londyńskie metro było otwarte ledwie godzinę, a ilość ludzi wokół stacji była przerażająca, przerażająca dla niedoświadczonego miłośnika miast. Mieszkając w Londynie przez całe swoje życie, jesteś przyzwyczajony do tego, zanim jesteś jeszcze nastolatkiem.
Zeskanowałam kartę Oyster nad maszyną i udałam się w dół ruchomymi schodami. Choć raz nikt mnie nie popchnął. Jakoś dotarłam do samego końca, czekając cierpliwie na pociąg. Przyglądałam się innym pasażerom . Tak było co rano. Człowiek z jego nad wymiarową teczką, gdzie było widać kilka dokumentów rozsypujących się , kobieta w garniturze od Chanel lub Prady, „pracująca mama”, która miała zmęczone dzieci wieszające się na jej kończynach i dziwni turyści pokonujący godziny szczytu. Żaden z tych ludzi, nie wywołał u mnie kreatywności  – wszyscy byli zwyczajni . Mogłabym napisać o nich, ale nie chciałam. Nie inspirowali mnie.
Jednym z moich ulubionych hobby było pisanie. Nie pisałam wierszy, romantycznych opowiadań czy nawet piosenek. To co naprawdę sprawiało mi przyjemność było oglądanie bezimiennych nieznajomych. Chciałabym badać ich przez minutę lub maksymalnie dwie, aby następnie napisać o nich, ich osobowościach i o tym, jakimi osobami byli przez ostatnie godziny. Aczkolwiek minął już miesiąc odkąd udało mi się zrobić coś w tym rodzaju. Musiałam znaleźć odpowiednią osobę, a oni przychodzili tylko raz na jakiś czas. Ostatnio osobą, która badałam nieświadomie była kelnerka w restauracji w Covent Garden, w której jadłam. Była w połowie lat trzydziestych, miała blond włosy i krępe ciało, ale tryskała inspiracją.
To nie było tak, że mogłam odczytać ludzi, ale z czasem po prostu patrząc na kogoś, mogłam stwierdzić, że ma intrygującą przeszłość. Niestety, nigdy nie dowiedziałam się, czy to prawda lub nie, że ktoś widział moje prace. Ona zawsze wyglądała na zaskoczoną, kiedy dzwonek na drzwiach zabrzęczał. Wzdrygała się, gdy ktoś mówił za głośno i nie chciała nawiązywać kontaktu wzrokowego z pojedynczą osobą. Byłam tak bardzo zafascynowana. Dom był sfrustrowany moim nieskończonym wpatrywaniem się i twierdził, że wariuję na jej punkcie, na co odpowiedziałam mu kopnięciem pod stołem.

Zjazd do stacji White Chapel przyniósł mnie na ulicę, naprzeciwko piekarni. To była mała efektowna część Londynu, ale brałam to, co można dostać w tym społeczeństwie. Otworzyłam drzwi do piekarni, która została sprytnie nazwana "Rolling in the Dough”. Było jeszcze zbyt wcześnie dla klientów, więc zamknąłem drzwi ponownie i udałam się prosto do kuchni. Zanim zrobiłam coś jeszcze podeszłam do wszystkich pieców o dużej mocy i włączyłam je , by miały czas na rozgrzanie się.
- Dzień dobry Lennon.
- Dzień dobry Floyd. - Odpowiedziałem w mniej entuzjastyczny sposób.
- Dlaczego mówisz tak ponuro kochanie? Nie lubisz budzić się wcześnie w poniedziałek? – Wydął wargi na mnie i był zadowolony z siebie. Uśmiech rósł na jego twarzy. Patrzyłam na niego tępo. Nie bawiłam się z nim, to było zbyt wcześnie na jego lalusiowate postawy - Dobrze zrzędliwa , przejdź do tego , co robisz najlepiej – Powiedział uderzając mnie z tyłu mojej głowy brudną ścierką.
Stałam nad świeżym ciastem, ugniatając je , dopóki moje ramiona nie stały się martwe. Najwyraźniej to było to, co robiłam najlepiej. Praca w piekarni nie była moim powołaniem w życiu. W rzeczywistości nie chciałam nic więcej, niż nigdy więcej nie zobaczyć bochenka chleba na oczy, ale aktualnie stoję w martwym punkcie, nadal decyduję co chcę dalej robić.
Kilka nudnych godzin później, a ja wciąż robię i piekę chleb, ciasta i coś jeszcze, czego nie można znaleźć w zwykłej piekarni. Przód sklepu był już otwarty i klienci zaczęli stopniowo wchodzić do środka. Nia była z przodu, mając kontakt z aroganckimi Londyńczykami, z wścibskimi turystami i innymi osobliwymi istotami. Nie nienawidzę społecznych sytuacji, ale ludzie tutaj nie byli uprzejmi. Możesz posypać cały cukier, jaki chciałeś na ich ciastka, ale oni nadal będą się kwasić.
Wytarłam nadmiar mąki i cukru pudru z moich rąk, jako iż zakończyłam moją pracę. Warstwowe ciasta są zmorą mojego istnienia.  Nienawidzę ich z silną pasją, w rzeczywistości byłabym bardziej niż chętna, aby zaprotestować przeciwko ich istnieniu. Wymagają więcej czasu i wysiłku niż inne ciasta. Zwłaszcza, jeśli klient chciał różnych nadzień, kolorów pudru i dekoracji na każdej innej warstwie.  
Nowy klient nie chciał jednak zwykłych dziewczęcych różowych dekoracji z falbankami i kwiatami. Chciał niejasny symbol na szczycie tortu, z głębokim czerwonym aksamitem wewnątrz i szkarłatnym oblodzeniem. Wyglądało to jak coś co można znaleźć na konwencji gothe, a nie baby shower. Osobiście nie miałam pojęcia, co oznaczał ten symbol, ale wyglądał jak: nie chcesz tego wiedzieć.
- Lennon! – Nia zawołała przez sklep. Wyjrzałam przez otwarte drzwi i spojrzałam na nią z daleka. Uniosłam brwi zachęcając ją do wyczekującego kontynuowania - Skończyłaś robić ciasto? – Wydała z siebie mały pisk jak mówiła.
- Właśnie skończyłam, pourquoi?**– Odpowiedziałam kwestionując ją w dziwnej francuskiej modzie. Nie umiałam dobrze mówić po francusku. Uczyłam się go w szkole, ale i tak nie kwalifikowało to mnie, aby umieścić go w „językach, które znam” na facebook’u.
Przeniosła wzrok niezręcznie, gdy spojrzała przez ramię. Wypuściłam z siebie małe „oh”, kiedy zdałam sobie sprawę, że miała na myśli klienta, który stał tam gotowy i czekał. Lekko skinęłam głową i patrzyłam jak się odwraca. Chwyciłam specjalnie zaprojektowane pudełko z półki i z dużym falowaniem udało mi się wcisnąć ciasto bez rujnowania malunku. Podniosłam je i powoli ruszyłam w kierunku przodu piekarni.
Piekarnia była mało ruchliwa, tylko jeden klient faktycznie siedział w obszarze kawiarni, spożywając ich jedzenie. Oprócz niego była jeszcze Nia, dwóch nieznajomych i ja. Umieściłam ciasto na ladę z głośnych hukiem.
Normalnie Nia była zawsze ekstrawagancką, pełną życia dziewczyną, ale w tej chwili stała stosunkowo cicho. Jej paznokcie wydawały się najciekawszą rzeczą na świecie, gdy dłubała w nich bezmyślnie. Zmrużyłam oczy na nią pytająco, ale ona nie uciekała ode mnie wzrokiem. Nie byłam pewna o co chodziło, ale powietrze wokół nas zrobiło się duszące.
Spojrzałam na dwie inne osoby zajmujące pomieszczenie. Zauważyłam, że inna klientka nagle wyszła, wybiegając z piekarni, jakby jej krzesło było w ogniu. Wróciłam oczami z powrotem na pudełko stojące na ladzie oraz dwóch chłopaków, o których mowa. Nie byłam jedną z tych, którzy oceniali innych, ale nie wyglądali jak materiał na ojca, to było coś w rodzaju zorzy, którą oboje dawali.
Zajęło mi kilka sekund, aby zarejestrować, że patrzyłam na nich.. właściwie, w szczególności na jednego. Nie mogłam dokładnie obczaić jego ciała bo w rzeczywistości znajdował się daleko ode mnie.
Nie dało się nie zauważyć, jak w niezwykły sposób ciemne, brązowe loki leżały na jego głowie. Oczy miał zielone, ale nie koloru szmaragdowego, były ciemne i niepokojące. Był cały ubrany na czarno. Czarna koszula, jeansy i płaszcz. Nie mogłam zobaczyć jego butów, ale sądziłam, że również były tego samego koloru. Spod koszuli wystawał mu kawałek ciała pokryty tuszem. Nie mogłam zrozumieć, co oznaczały te tatuaże, ale zaintrygowały mnie. On mnie zaintrygował. Wydawał się tajemniczy i wyczułam, że miał jedną z cholernych przeszłości. Byłam coraz bardziej roztrzepana wewnątrz myśli, tworząc własną wersję jego życia w mojej głowie.
Oderwałam się od swoich obserwacji, kiedy wypuścił z siebie mały kaszel, przyglądając mi się z intensywnym spojrzeniem. Czułam się jakby mógł mnie przejrzeć. Czułam, jakby czytał każdą moją myśl  powoli ją przetwarzając i to doprowadzało mnie do szaleństwa.
- Harry Styles? - Spytałam spokojnym, neutralnym głosem. Nia nadal wyglądała jak sparaliżowana i jakby była drugą z winowajców, ale jedną rzeczą, którą wiedziałam było, że nigdy nie powinieneś pokazać komuś lub czemuś, że się boisz. To sprawia, że są silniejsi i Ciebie można łatwiej zniszczyć.
Chłopak z kręconymi włosami spojrzał na mnie pytająco, zmrużył oczy na mnie i uformował swoje usta w cienkiej linii. Dopiero kiedy podszedł do lady, zdałam sobie sprawę, jak wysoki był. Nie byłam niska, miałam pięć stóp i osiem, co w rzeczywistości było wysokim wzrostem w porównaniu do większości populacji kobiet, ale on mierzył sześć stóp i ponad.
- Skąd znasz moje imię? – Zapytałam cichym pomrukiem, mówił tak jakby miała nie wiedzieć albo nie powinnam wiedzieć. Jego oczy nadal skupiały się na mnie, patrząc i czekając na reakcję.
- Jest napisane na kartce. Jesteś tu by odebrać to z … Louisem Tomlinsonem? – Czytałam z papieru dołączonego do pudełka, przed spojrzeniem na drugiego mężczyznę, który stał w milczeniu. Był także ubrany na czarno. Jego włosy nie były kręcone czy ciemnobrązowe, były w brudnym jasnobrązowym kolorze. Jego oczy wyglądały mniej groźnie, ale nie były też zachęcające.
- Skąd wiesz kto jest kim? – Spytał, kiedy pochylił się nad ladą. Nawet, gdy jego ciało było lekko zgarbione stał o kilka centymetrów wyższy ode mnie. Jego twarz była tylko o stopę od mojej i wyczułam jego oddech na mnie. Niemniej jednak stałam na gruncie, nie chcąc mu dać do zrozumienia jaki naprawdę był.
-Szczęśliwy traf – Odpowiedziałam. To była swego rodzaju prawda, to był szczęśliwy traf, nigdy nie widziałam, nie spotkałam ani nie słyszałam o tych dwóch wcześniej. Ale w sposób jaki patrzył.. to imię po prostu pasowało do niego. Nie umiałam odgadywać nazwisk ludzi, ale dając mi ten wybór byłam na dziewięćdziesiąt dziewięć procent pewna, że zrobiłam to dobrze. To było więcej niż tylko proste przypuszczenie, musiałam przestudiować osobę i dopiero potem podjąć decyzję. Mój mózg pracował w nietypowy sposób, ale nie każdy musi być taki sam.
Nie wyglądał na zadowolonego z mojej odpowiedzi. Kontynuował patrzenie na mnie, czekając aż poddam się jego spojrzeniu. Musiałam przyznać, moje dłonie zaczęły powoli się pocić, a serce bić szybciej niż normalnie, ale nie zamierzałam uciekać, tak jak pewnie się spodziewał. Na szczęście ciasto zostało już zapłacone przez konkretnego klienta, zgodnie z kartką nazywał się Paul, ale miało być odebrane przez kogoś innego. Imiona zostały nabazgrane w innym kolorze pióra, co wskazywało, że była to decyzja w ostatniej chwili.
- Gdybym był na Twoim miejscu, nie okłamywałbym mnie – Jego głos był niski, mroczny i ochrypły, gdy przysunął się jeszcze bardziej do lady. Mój oddech uwiązł momentalnie w gardle, jego osoba zaczęła być coraz bardziej niebezpieczna. Floyd był z tyłu w biurze, ale był tu przycisk dzwoniący pod ladą, który używa się w przypadku „katastrof” – Nie bałam się go użyć, ale chciałam spróbować tylko w razie potrzeby.
- Nie kłamałam, szczęśliwy traf, tak jak powiedziałam – Odpowiedziałam po raz kolejny w mój neutralny sposób. Uniósł brwi i odwrócił się, żeby spojrzeć na chłopaka. On również patrzył na mnie w pytającym stylu. Nia podeszła do mnie i złapała mój nadgarstek mocno w swoją dłoń, a jej oczy spotkały moje z błagalnym spojrzeniem. – Ciasto jest w środku. Miłego dnia – Powiedziałam zanim zdążył coś powiedzieć. Pchnęłam pudełko w jego stronę i czekałam, aż je przyjmie.
Zamiast po prostu wyjść, tak jak miałam dużą nadzieję, został i otworzył pudełko, przyglądając się uważnie mojej pracy. Jego oczy zwęziły się kilka razy i wcisnął swój palec w środek ciasta ku mojemu niesmakowi. Chciałam, żeby wyszli stąd jak najszybciej, mogłam powiedzieć Nia, że nie lubię ich obecności.
- Ty to zrobiłaś? – Zapytał, zamiast przystąpić do opuszczenia sklepu. Skinęłam powoli głową, byłam podejrzliwa w sprawie jego przesłuchania.  Skinął głową z satysfakcją, zamknął pudełko, podniósł je i wyszedł z przyjacielem. Dzwonek na drzwiach zabrzmiał i drzwi się zatrzasnęły. Nagle zostałyśmy okryte znowu w kompletnej ciszy. Nie dałabym palca, jak nazwać to spotkanie, ale było dziwne, niezwykłe i kłopotliwe.
Nia wypuściła głęboki oddech obok mnie, ostrożnie odwróciłam się do niej i lekko zatytułowałam swoją głowę w stylu „przysięgam, że mogłaś usłyszeć moje bicie serca z drugiej strony miasta”.
- Co to było?- Spytałam.
- Oni nie są dobrymi ludźmi.
- Okej… - Zamarłam, decydując, aby mówiła dalej.
- Nie wiem zbyt dużo. Nie powinnam wiedzieć czegokolwiek. Wiem tylko, że są rodzajem ludzi, których chcesz uniknąć za wszelką cenę.
- Dlaczego?
- Lennon, przestań. Po prostu nie pytaj o nich, nie angażuj się w nich, w ogóle nie rób niczego. Zapomnij, że kiedykolwiek tu byli. – Odparła speszona. Zmarszczyłam razem brwi, byłam ciekawa co miała na myśli, ale byłam pewna, że nic więcej już nie powie. – Widziałam jak patrzyłaś na niego. Nie możesz się w nich angażować.
- Nie mam zamiaru angażować się w kogokolwiek.
- Widziałam cię, obie widziałyśmy jak na niego patrzyłaś. Dla mnie po prostu go badałaś, ale dla nich byłaś wpatrzona. Nie umieszczaj go w swojej pracy, proszę, dla twojego własnego dobra.
- Nia, co się stanie, jeśli napiszę o nim? On nie będzie wiedział. Odszedł i prawdopodobnie nigdy go więcej nie zobaczymy.
Nia była jedną z niewielu osób, które wiedziały o tym, że piszę, Dominic był drugą. Byłam niechętna, aby powiedzieć komuś jeszcze o tym, ponieważ oznaczałoby to, że musiałabym wyjaśnić im mój proces myślowy, który często zdezorientował ludzi. To było moje prywatne hobby i nie chciałam wszystkim o nim rozgłaszać.
- Proszę, powiedz mi, że nie będziesz. Wiem, że będziesz szukała inspiracji, ale błagam ktokolwiek tylko nie on, ktokolwiek tylko nie Harry Styles. – Sposób w jaki wypowiedziała jego imię, wysyłał dreszcze w górę i w dół jak sinus. To nie wydaję się mrocznym imieniem, ale w jakoś nadaje jego charakter.
- Okej, okej, nie będę. – Westchnęłam i udałam się z powrotem do kuchni. Wyłączyłam wszystkie piece i zamroziłam pozostałe babeczki, które będą jutro gotowe do porannego pośpiechu.
Gdy zamknęłam drzwi od sklepu, nie mogłam pozbyć się jednej rzeczy z mojej głowy. Dlaczego nie powinnam go znać? Co było takiego złego w nim? Dlaczego powinnam o nim zapomnieć?
Wróciłam do mojego domu położonego w Bethnal Green, kiedy uświadomiłam sobie, że ostatnie dwadzieścia minut spędziłam nad rozmyślaniem o nim. Byłam zawiedziona jednocześnie czując się szczególnie natchniona, ale jednej rzeczy byłam pewna, nie mogłam zapomnieć o Harry’m Styles’ie.

*rodzaj płatków
**fran. Dlaczego pytasz?


Tak, więc mamy 1 rozdział. Jak Wam się podoba? Jak myślicie o co chodzi z Harry’m, macie już jakieś swoje podejrzenia? ;>
Przypominam, że możecie być informowani, jeśli wpiszecie się w zakładce „INFORMOWANI”.
Druga sprawa. Zawsze możecie zadawać pytania, dotyczące bloga tutaj --- > KLIK
I zachęcam Was do dzielenia się swoimi wrażeniami na tt pod hashtagiem #DecodeFF

   NASTĘPNY ROZDZIAŁ POJAWI SIĘ W OKOLICACH PIĄTKU

Z okazji Walentynek, jako, że już się kończą mamy nadzieję, że miło spędziliście ten „wyjątkowy” dzień  xx
Lots of love

3 komentarze:

  1. jedno wam moge powiedziec ...

    B O S K I *.*

    asdfghjkl ♥ zakochałam sie i bede wpadac czesciej :))

    OdpowiedzUsuń
  2. cudo, CUDO, C U D O. ♥

    @hookienator x

    OdpowiedzUsuń
  3. Aaaaaaaaaaaa jakie boskie normalnie drugi After się zapowiada <333 uwielbiam was xx

    OdpowiedzUsuń